Chyba nie ma nic bardziej denerwującego dla kobiety niż mężczyzna wychowany na maminsynka. Na takiego nie możesz liczyć, bo sam decyzji nie podejmie i właściwie nie bardzo potrafi być partnerem w związku. Rósł w przekonaniu wyjątkowości – swojej i swojej mamy – jedynej kobiety godnej zainteresowania. Uciekać od takiego, gdzie pieprz rośnie. No chyba, że ktoś lubi niańczyć dorosłego faceta. Ale przyznam, mocno drażni mnie także podejście mam, które mówią, że syna „wychowują dla innej kobiety”. Czy równie łatwo zgodziłybyście się ze stwierdzeniem, że ojcowie wychowują córki dla innych mężczyzn?!
Byłoby to dziwne i krzywdzące, prawda? Dlaczego? Bo ujawnia nasz podmiotowy stosunek do dziecka. Nie, nie wychowujmy synów (i córek) „dla innych”. Wychowujmy ich dla samych siebie, żeby byli szczęśliwi, akceptujący, mądrzy, żeby umieli sobie poradzić z problemami – tymi większymi i tymi drobnymi. Żeby wiedzieli, że to nie wstyd poprosić o pomoc, nie wstyd okazywać uczucia. A wtedy z pewnością będą potrafili dać szczęście swoim partnerkom czy partnerom.
Problemem jest to, że sposób, w jaki wychowujemy naszych synów, nie zawsze odpowiada temu, co my i reszta społeczeństwa oczekujemy od nich jako dorosłych mężczyzn. Kobiety chcą w związku partnerów, na których mogą polegać, również w kwestii podziału obowiązków domowych (czy to dziwne?!). Chłopiec, od którego nie wymaga się, od małego, udziału w pracach związanych z domem, nigdy nie zrozumie jako dorosły mężczyzna, dlaczego właściwie miałby zmywać czy sprzątać w swoim własnym domu. On nie traktuje tego domu jako wartość, o którą oboje partnerzy dbają z równym zaangażowaniem. I nie sprząta, nie zmywa „bo nie”, albo robi to „dla niej”. Ile razy zdarzyło się Wam słyszeć od waszych mężów: „Posprzątałem ci, cieszysz się”? Ile razy usłyszałyście: „Posprzątałem nam”?…
W przypadku maminsynka to dość oczywiste. Za niego wszystko robiła mama, a później tę rolę ma przejąć partnerka. Ale temu, który ciągle słyszy „sprzątaj, bo żadna nie będzie cię chciała”, nie wpajano w dzieciństwie, że dbanie o porządek, o to, żeby koszula była uprana, żeby brudne naczynia nie wypadały ze zlewu to dbanie o samego siebie. Uczmy chłopców, że umiejętność zadbania o siebie i o swoją przestrzeń to w dzisiejszych czasach absolutna norma i konieczność. Szczęśliwy, zdrowy psychicznie facet nie robi tego „dla kogoś”. On te umiejętności (które u kobiet uznaje się za „naturalne”, co mnie niezmiernie dziwi) traktuje jako zwykły element codzienności. I kiedy zwiąże się z kimś na stałe, nie będzie widział problemów z dzieleniu domowych obowiązków „na dwa”. To same wpoi potem swojemu synowi (i córce). Jemu będzie w życiu łatwiej, niezależnie od tego, jak się ono ułoży. A może zechce być sam i nigdy nie założy rodziny?
Związek dwojga dorosłych osób to związek dwóch równorzędnych partnerów, z których mężczyzna wcale nie jest tym, który „przechodzi pod opiekę” swojej żony, czy dziewczyny i teraz musi oddać jej to, czego nauczyła go mamusia. Pamiętajmy, że, to co odpowiada jego mamusi, niekoniecznie musi odpowiadać jego przyszłej partnerce. Gdyby tak było, oznaczałoby to, że syn musiałby szukać ukochanej na podobieństwo swojej matki.
Wychowując syna „dla innej kobiety”, nie dajesz mu wyboru. Dajesz mu schemat oczekiwań i zachowań, które tak naprawdę są twoimi oczekiwaniami i zachowaniami. Wychowując go dla siebie samego dajesz mu podstawy, by samemu decydować, z kim czuje się dobrze (lub nie )i czego powinien oczekiwać w związku od swojej partnerki. Dajesz mu także możliwość rozwoju i uczysz odpowiedzialności za samego siebie.
Dzieci rosną szybko, ale nie tak bardzo szybko, jak ci się wydaje. Pomóż swojemu synowi być człowiekiem szczęśliwym przede wszystkim z samym sobą (umiejętność zadbania o siebie jest tutaj kluczowa). Dopiero wtedy będzie mógł (jeśli tak wybierze) dać szczęście komuś innemu.