No i przyszła. Jak co roku i jak zwykle czekam na nią z niecierpliwością, bo dość mam zimy, która zimy swoją pluchą i deszczem wcale nie przypomina. I naprawdę się cieszę jak głupia, gdy wiosna nadchodzi, ale z każdym rokiem czuję w związku z jej nadejściem coraz większą presję.
Wiosna to porządki. Wszystko krzyczy, że dokładnie 21. marca należy koniecznie zacząć WIOSENNE PORZĄDKI. Wszędzie. W domu, ogrodzie, szafie, biurze, głowie i d… nawet, bo pewnie po zimie w te ukochane dżinsy z dziurami lub tę cienką ołówkową spódnicę w kwiaty się nie zmieści. Niech to szlag trafi!
I jak zawsze co roku ochoczo zakasywałam rękawy, by wszędzie, ale to absolutnie wszędzie zaprosić tę wiosnę, co to zdecydować się nie może, kiedy ma nadejść, tak w tym roku zamierzam się zbuntować. Bo w imię czego mam już teraz sięgać po ściereczkę, grabie i sekator, worki foliowe czy poradniki typu jak żyć szczęśliwie, tylko dlatego, że moje osobiste dziecko właśnie spaliło tudzież utopiło Marzannę?
A jak se posprzątam 3. kwietnia na ten przykład, ogarnę ogródek przed majówką, ciuchy w szafie wymienię pod koniec lutego, w biurze wstawię sobie kwiatki w październiku, a na dietę żadną nie przejdę, to co się stanie? Świat zachwieje się w posadach, ludzie będą wytykać mnie palcami czy może na fejsbuku o mnie napiszą???
No ludzie! Muszę, naprawdę muszę wszystko zmieniać, bo w telewizji o tym mówią, że jak wiosna to WIOSENNE PORZĄDKI? Bo wszyscy jak nakręceni wrzucają w internetach zdjęcia ogródków, pomytych okien i siebie w dresie najmodniejszym, bo sezon joggingu czas zacząć? A zimą to się nie da okien umyć, kwiatków posiadać czy biegać? Da się, bieganie przetestowałam na własnej skórze. Na nogach i butach znaczy się:)
Czy koniecznie muszę pół rzeczy z szafy wywalać, bo wystawy sklepowe i wszędobylskie reklamy informują mnie, że paski teraz to owszem są modne, ale nie poziome, lecz pionowe? I w związku z tym będę obciachem numer jeden na osiedlu, jeśli nie zastosuję się do wyżej wymienionych rad?
A jak zimą faktycznie przybrałam dwa kilo, to muszę je na wiosnę koniecznie zgubić, bo to nie wypada mieć innego rozmiaru niż sezon wcześniej? Jeśli mi samej to nie odpowiada to rozumiem. Biorę się za siebie. Wciągam getry na tyłek i spalam te kalorie w miarę możliwie najprzyjemniejszy sposób. Ale jeśli mi jest po prostu dobrze i wygodnie z tym, co sobie zimą wyhodowałam to dlaczego mam ulegać presji i jako że pora roku się nam zmieniła i Pani Wiosna oto nadejszla, to ja też mam się zmieniać? A sama z siebie i kiedy chcę to nie mogę?
A włosy muszę obciąć, skrócić, wydłużyć, zakręcić, wyprostować, przyciemnić lub rozjaśnić, bo wiosna to i nowe trendy, i należy się dostosować? No cholewka nie!!! Nie i już!!!
Przez tydzień do północy tyrałam w chałupie, żeby wiosnę było w domu czuć, w pracy ustawiałam doniczki z kwiatkami, choć Beata jest alergiczką (niech się hartuje dziewczyna). W kuchni cudowałam znów po nocach nowe wiosenne przepisy, bo za dnia latałam po galerii, żeby uzupełnić szafę o nową wiosenną kolekcję. Do kosmetyczki też się na litość wcisnęłam, żeby na wiosnę kwitnąco wyglądać. I oczywiście dietę też wyszukiwałam wiosenną, by wbić się w tę nową o celowo rozmiar mniejszą kolekcję. Wiosenną oczywiście. I niby wszystko było w najlepszym porządku. Wiosennym rzec, by się chciało.
Wiosna dookoła i w naturze, w domu, w pracy, i w szafie. Tylko jakoś ja taka niewiosenna byłam. Zmęczona, blada i wściekła jakbym jesienną chandrę złapała.
Dlatego w tym roku, skoro z nadejściem wiosny mają pojawić się zmiany to owszem zmienię, ale swoje podejście. WIOSENNE PORZĄDKI zrobię, tylko wtedy, gdy najdzie mnie na to ochota. I zrobię je przede wszystkim w głowie. Usiądę sobie na balkonie. Co z tego, że jeszcze łysym i bez kwiatów? I będę ze spokojem obserwować zaharowane sąsiadki, co to okna już myją. Ja je sobie umyję jak będę chciała, a jak nie umyję to co? Wiosna nie nadejdzie? Ominie mnie szerokim łukiem? Muszę sobie to wiosenne poczucie wyszorować, umyć lub kupić? Nie da się inaczej?
Ja chcę je po prostu mieć! Za darmo, dodam bezczelnie, nie kiwnąwszy palcem najmniejszym! W głowie chcę sobie tak wiosennie uporządkować, żeby nie czuć żadnej presji, przymusu czy nakazu. Będę sobie robić wszystko wtedy, gdy mam ochotę i jeśli tego naprawdę chcę, i potrzebuję.
I właśnie wtedy poczuję wiosnę! Już właściwie zaczęłam na tym balkonie, pijąc herbatkę ulubioną, choć płytki na balkonie pieruńsko brudne. I co? I nic! Zobaczyłam dookoła wiosnę spokojną, piękną i radosną. I przecież o to właśnie chodzi, prawda???