Cały dzień zbierałam się do napisania tego tekstu. Nie było i już nie będzie bardziej osobistego i intymnego wpisu na moim blogu. Wiem to już teraz, pisząc trzecie zdanie.
Jak kraj długi i szeroki, wszyscy żyją sprawą radnego Bydgoszczy z ramienia PiS, którego żona miała tak wielkie jaja, że odrzuciła poczucie wstydu i opublikowała nagranie (na szczęście sam dźwięk), na którym słychać, jak „pięknie” zwraca się do niej mąż.
Słuchałam tego nagrania (razem z mężem – on grał, ja pisałam jakiś tekst) zanim jeszcze stał się tak popularny w sieci. Słuchałam i nie zrobił na mnie wybitnie uderzającego wrażenia. Dlaczego? Ten radny i jego słownictwo to jest mały pikuś przy tym, co ja słyszałam w moim rodzinnym domu. Tak. Mogę to w końcu przyznać otwarcie. W moim rodzinnym domu takie patologie wcale nie były rzadkością. Tak. Moja mama wysłuchiwała takich rzeczy jak żona radnego i jeszcze gorszych. Tak. Wiem z autopsji, co to jest znęcanie się psychiczne.
Nie będę opisywała relacji mamy i mojego brata z ojcem, ponieważ to jest wyłącznie ich sprawa, ich życie i ich emocje. Nie mam prawa o nich pisać i mówić bez ich zgody, a oni nie wiedzą, że właśnie teraz, kiedy położyłam synów spać i siedzę obok męża, który pochłonięty jest prowadzeniem wirtualnego czołgu, piszę tekst o tym, jak to jest być córką przemocowego ojca.
Mój ojciec nigdy mnie nie uderzył, ale wiele razy słyszałam od niego” ty głąbie”. Ja, wzorowa uczennica ze średnią ocen w okolicach 5,0, pracująca od 16. roku życia, pomagająca w nauce słabszym kolegom, pomagająca także jemu w napisaniu najprostszego pisma do jakiegokolwiek urzędu. „Głąb” to określenie wręcz pieszczotliwe. Przy obcych: „córuś”. Tak do mnie mówił przy obcych…
Ojciec nigdy nie awanturował się, gdy był trzeźwy. Mój obrazek z dzieciństwa: ojciec wraca pijany, po awanturze mama zabiera nas do prababci. Kiedy rano idę do szkoły, widzę, że w naszym mieszkaniu w oknach nie ma szyb. Ojciec, który wyzywa matkę i który nie ma hamulca, żeby do kilkunastoletniej córki skupionej wyłącznie na nauce powiedzieć: „ty suko”, nie zasługuje na miano taty. Córka takiego ojca ma w głowie obraz mężczyzny: bydlaka, pijaka, chama, prostaka. Nie chce mieć chłopaka, bo nie chce, żeby mówił o niej tak, jak ojciec mówi do mamy. Nie chce być poniewierana, nieszanowana, gnębiona. Boi się miłości, boi się okazywać uczucia, boi się bliskości, boi się okazać słabość, wstyd i boi się ludzi.
Do dziś nie wiem, co sprawiło, że udało mi się założyć szczęśliwą rodzinę, a wcześniej otworzyć się na uczucia mojego męża. Powiedziałam mu, jak się sprawy u mnie mają i może też dlatego on do tego naszego związku długo zabierał się jak pies do jeża. On się mnie bał. Bał się moich reakcji, bo widział, jak jestem rozsypana. Potrzebowałam strasznie dużo czasu, żeby zaufać, żeby uwierzyć, że można się czuć bezpiecznie, gdy partner wychodzi z kolegami na piwo, bo po powrocie po prostu położy się spać, a nawet usiądzie i opowie kilka śmiesznych sytuacji ze spotkania. Bo nie przyjdzie półprzytomny i w dowód niezadowolenia nie postawi lodówki na stole, nie kopnie mnie tak, że wylecę na klatkę razem z drzwiami i w ogóle nie będzie zachowywał się inaczej niż przed wyjściem, bo poszedł się dobrze bawić, a nie „nabrać odwagi do robienia porządków”.
Słuchałam tego nagrania z Bydgoszczy, a potem tłumaczeń radnego. On tym swoim gadaniem udowodnił jedynie, że jest burakiem, że jest podłym prostakiem. Mówi, że kocha, a jednocześnie obrzuca swoją żonę inwektywami, które wstyd cytować. Ja słyszałam, także pod swoim adresem, słowa, których nie miałam odwagi powtórzyć na sali sądowej podczas rozprawy rozwodowej rodziców. Słowa, których się nie zapomina. Może dlatego tak ważne jest dla mnie to, że my umiemy się z moim mężem kulturalnie kłócić, że umiemy przejść z godnością przez największy spór, że w cywilizowany sposób rozwiązujemy każdy konflikt, że nie potrzebujemy trzech głębszych „na odwagę”.
Mam nadzieję, że ten medialny szum pomoże kobietom, nie tylko żonom, ale też córkom, mówić o tym, że mieszkają w piekle, że nie ma siniaków i powodów do zrobienia obdukcji, ale w głowie i w sercu jest ruina. Spustoszenie, które wywołał bydlak o dwóch twarzach: biznesmen, przykładny szef, pracownik, uczynny sąsiad i znajomy, z którego za progiem mieszkania, zwłaszcza po kilku głębszych (choć przecież niekoniecznie) wychodzi potwór, prawdziwy potwór.
Nie wiem, czy ten tekst powstałby, gdybym nie usłyszała, że człowiek, który przez 20 lat doprowadzał moją psychikę do skraju wytrzymałości, który zabił we mnie dziecięcą radość, wierność, otwartość, po założeniu nowej rodziny mówi: „teraz to ja dopiero jestem szczęśliwy”. Teraz to szczęśliwi jesteśmy my. Kochamy się wszyscy i szanujemy i nikt już nie ma prawa nas poniżać, gnębić, obrażać i traktować jak ludzi gorszej kategorii.
Jeśli wiesz, że twój facet po alkoholu zachowuje się agresywnie (w czynach lub słowach), jeśli nie masz z nim ślubu i dzieci, to uciekaj. On się nie zmieni. Ślub go nie zmieni, dzieci go nie zmienią, ty go nie zmienisz. Uciekaj i bądź szczęśliwa!