Zastanawiam się, ile w tym prawdy, że ważny dla nas jest drugi człowiek. I nie chodzi mi o pomaganie – o tę akurat obecnie jest łatwo, wystarczy kliknąć odpowiedni przycisk, wpłacić odpowiednią sumę pieniędzy i sprawa załatwiona, sumienie uspokojone bez wychodzenia z domu. Zastanawiam się, czy nadal doceniamy te nasze relacje bezpośrednie, twarzą w twarz, spotkania, gdzie można spojrzeć komuś w oczy, podyskutować i nie musieć domyślać się, co dana osoba miała na myśli – bo wszystko można wyczytać z jej twarzy.
Powtarzamy naszym dzieciakom, że wirtualne przyjaźnie nie zastąpią tych prawdziwych, że zamiast rozmawiać z kolegą z klasy przez messengery czy inne cholery, lepiej wyjść, usiąść na płocie i pogadać. A my sami? Co robimy?
Te nasze relacje często są pobieżne, płaskie, interesowne. Byle szybko, byle odhaczyć, byle nie mieć poczucia, że kogoś zaniedbaliśmy. Długimi godzinami potrafimy rozmawiać wirtualnie, bo tak bezpiecznie, bo nie musimy wychodzić z domu, ubierać się, starać. W każdej chwili można odejść od komputera, udać, że nas już nie ma, albo budować swoją rzeczywistość lepszą niż jest w rzeczywistości. Możemy udawać kogoś, kim do końca nie jesteśmy. Mówić, że tak – schudłyśmy, albo, że w domu w ogóle świetnie, kiedy nikt nie widzi naszej zmęczonej i smutnej czasami twarzy.
Nie da się zbudować głębokiej relacji w sieci… Nawet jeśli rozmawiamy z kimś codziennie, nawet jeśli spędzamy godzinę przy telefonie, to nigdy nie zastąpimy tego czasu realnym spotkaniem. Nigdy.
Skąd refleksja? Wczoraj umówiłam się z przyjaciółkami do kina. Na Brygidę. Ja sama za komediami nie przepadam, ale wstyd nie zobaczyć. Poza tym – WOW każda wyrywa się z domu, odkleja od swoich obowiązków i spędza czas tak, jak właśnie chce. Można było szukać wymówek – bo jedna z nas w ciąży – właściwie za chwilę rodzi, co byłoby akurat wczoraj cudownym zwieńczeniem wieczoru, jedna wybrałaby może ciut ambitniejsze kino, jedna musiałaby na upartego z dziećmi w domu zostać, i poza tym wiecie, jak jest. Niby chcemy, a jakoś nie wychodzi.
Tym razem wyszło. Już jak wsiadłyśmy wszystkie razem do jednego samochodu było nam dobrze. Jedna przez drugą gadała – każda na zupełnie inny temat, a w kinie płakałyśmy ze śmiechu. Płakałyśmy jeszcze z niego wychodząc i wspominając kolejne sceny.
I wiecie… Te kilka wspólnie spędzonych godzin, jak to jedna z nas powiedziała – to lepsze niż jakiekolwiek SPA. I ja się z tym zgadzam w całej rozciągłości. Bo wspólne spotkania to:
– niesamowita wymiana energii, której przyznajmy – każdy z nas potrzebuje, tego nie da się złapać widząc się w przelocie, dzwoniąc do siebie, czy wymieniając się SMS-ami
– wyrzut endorfin – kiedy można się wspólnie pośmiać do łez – z samych siebie, z przytaczanych sytuacji, czy jakiś wspomnień, które nagle nas dopadną
– wymiana myśli – kiedy nikt nie waży słów, kiedy można właściwie powiedzieć wszystko nie obawiając się, że zostanie się źle zrozumianym, a jeśli nawet to można od razu w odpowiedni sposób zareagować
– zrozumienie – kiedy musisz się wygadać, kiedy wyryczeć, powiedzieć, że masz dość i ogólnie wszystko jest do dupy, ta ręka na ramieniu, to spojrzenie pełne zatroskania i zrozumienia – bezcenne, nikt mi nie powie, że jest inaczej
– moc – którą czujemy od drugiej osoby, to świadomość tego, że nie jesteśmy sami, że zawsze obok nas jest ktoś – przyjaciel, na którego możemy liczyć, obojętnie ile rzeczy by się po drodze nie zdarzyło
– radość – a ta wspólna jest cudowna, kocham te śmiechy te żarty, które tylko ktoś uczestnicząc w danej sytuacji jest w stanie zrozumieć i których nie da się wytłumaczyć komuś, kto z nami nie był
– porozumienie – taka niewidzialna nić, która nas oplata, takie swoiste poczucie jedności i solidarności, kiedy każda obawa, wątpliwość gdzie zostają zapomniane
– miłość – tak, bo jak nie kochać kobiet, z którymi masz okazję spędzić fantastyczny czas, jak nie kochać ludzi, którzy znajdują dla nas kilka godzin, bo wiedzą, że będą one wartościowe.
Ja wczoraj to wszystko dostałam. A było to „tylko” jedno wyjście do kina, jedno z wielu, choć pewnie o kolejne znowu będzie trudno, bo każda coś będzie miała do zrobienia. Ale wiecie, to buduje, to nie pozwala zapomnieć, jak ważny w naszym życiu jest drugi człowiek – i nie mówię o mężu, partnerze, kochanku, drugi – taki jak my, którego znamy, na którymi polegamy, na którego wsparcie i zrozumienie możemy liczyć.
Mam prośbę, może dziś zamiast dzwonić, wysyłać SMS-y czy zaczepiać na messengerach, zaplanujcie wspólne spotkanie. Rozejrzyjcie się wokół, żeby zobaczyć osobę, która jest blisko was, a z którą nie macie okazji do spotkań, bo jakoś się ostatnio się złożyło… Tuż przed weekendem polecam to wyjątkowe SPA dla duszy i ciała. Nie zapominajmy jak ci żywi, realni ludzie są w naszym życiu ważni. Jeśli nie najważniejsi…