Go to content

Złoty środek do… urody. Felieton z cyklu „Przychodzi baba do lekarza”

Fot. iStock

Gdy z moją żoną robimy sobie w domu maraton kinomana, zawsze uderza nas spostrzeżenie, jak niestałe są kanony kobiecego piękna. Jak bardzo zmieniają się standardy, dzięki którym ta lub inna aktorka została uznana w swoim czasie ikoną piękna, zachwycającą widownię pod każdą szerokością geograficzną, choć co kraj to obyczaj i co kultura to inne spojrzenie na kobiece wdzięki.

Różnorodność zmieniających się wdzięków lepiej niż słowa opisują sylwetki: Audrey Hepburn, Marlena Dietrich, Elizabeth Taylor, Marilyn Monroe, Greta Garbo czy Brigitte Bardot. Josephine Beker, Twiggy, Grace Jones, Monica Belluci, Salma Hayek czy wreszcie Angelina Jolie – gwiazdy wielkiego ekranu, zarabiające krocie dzięki swemu talentowi oraz dzięki czarowi jaki rozsiewała ich uroda. Wszystkie, na swój sposób, zjawiskowo piękne choć każda tak bardzo inna, że trudno sobie wyobrazić, by jeden człowiek mógł gustować w każdej.

Podziwiając je z żoną z naszej kanapy film za filmem, z lubością dyskutujemy o tym co każda z nich ma w sobie wyjątkowego, a ja jako człowiek z branży -nazwijmy to „beauty” – nie mogę się oprzeć wrażeniu, że stworzenie archetypu kobiety mieszającego wybrane cechy wszystkich tych ikon, jest dziś możliwe bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Możliwości jakie daje dzisiejsza medycyna estetyczna są tak przeogromne, że aż strach pomyśleć jak wielu jest na świecie lekarzy, które wykorzystują je bez umiaru tworząc kreacje na zamówienie swych klientek, obsesyjne dążących do ideału, który przecież nie istnieje. Chyba każda kobieta słyszała o Jocelyn Wildenstein, znanej jako kobieta-kot, a jeszcze bardziej jako ofiara licznych operacji plastycznych. Ilość zmian, jakie przeprowadzili na jej twarzy lekarze jeszcze w latach 80tych, bezpowrotnie oszpeciły zonę amerykańskiego miliardera, znawcy sztuki i wielbiciela w dzikich kotach. Niestety nie docenił on obsesyjnego pragnienia żony, by go zadowolić, które doprowadziło do deformacji twarzy. Koneser sztuki finalnie dał wyraz krytyki temu „arcydziełu” porzucając żonę dla innej. Tę dramatyczną historię powinna poznać każda pani, nim zdecyduje się na ingerencje w swoją urodę, bo jak mawia angielskie powiedzenie „beauty hurts” i uzależnia.

Jako lekarz i mężczyzna stoję na stanowisku, że i owszem wszystko jest dla ludzi i powinniśmy korzystać z możliwości medycyny, ale nie ma nic piękniejszego w kobiecie niż jej naturalny wdzięk. Niestety przekonanie kobiety do tej prawdy, praktycznie graniczy z cudem. Są one względem siebie dużo bardziej wymagające niż tuzin najbardziej wymagających mężczyzn.

W dobie nieograniczonych możliwości nazwijmy to „doskonalenia” kobiecej urody, jeśli tylko ją na to stać, może w ciągu jednego roku przejść metamorfozę swojego wyglądu, dużo szybciej i radykalniej, niż przemianę osobowości, którą szlifując uzyskałaby wyższe samozadowolenie, po kosztach niewspółmiernie niższych. Prawie 30 lat mojej praktyki pokazuje mi każdego dnia, że nie ma takiej kobiety, która nie chciałaby czegoś w sobie zmienić, by zbliżyć się do ideału, jaki wykreowała jej wyobraźnia porównując inne kobiety. Każda nawet najpiękniejsza kobieta – w męskich oczach – jeśli tylko dać jej magiczną różdżkę, za pomocą której mogłaby sama dokonać szybkiej korekty, tego co jej się w sobie nie podoba, nie zawahałby się jej użyć natychmiast.

Ileż to pań, w każdym wieku, siedziało w moim gabinecie rysując obraz swego potencjalnego piękna, a ja w duchu dziękowałem Bogu, że jestem facetem i nie martwią mnie moje: zbyt wąskie lub zbyt wydatne usta, zbyt opadające lub łukowate brwi, zbyt krzywy lub zbyt szeroki nos, zbyt okrągłe lub wklęsłe policzki, zbyt chude lub grube łydki, zbyt płaskie lub wystające pośladki, zbyt obfite lub nikłe piersi. Gdyby tak jeszcze można było manipulować wzrostem jak kobiecą urodą, to z pewnością codziennie robiłbym szacher-macher zmieniając gidyje w filigranowe kobietki, a te filigranowe w gidyje.

Dożyliśmy tak dziwacznych czasów, że bardziej niż gwiazdy wielkiego ekranu nowe trendy urody kobiecej wyznaczają dziś social media, można wręcz rzec wirusowo oddziałowując na wyobraźnię i oczekiwania kobiet. Bardziej kobiet niż mężczyzn, bo jak zauważyłem powyżej panowie mają zdecydowanie mniejsze wymagania względem kobiecego wdzięku niż one same. Moje klientki często przychodząc do mnie, w pierwszych słowach otwierają instagrama – aktualnie zdaje się największy autorytet kobiecych dążeń do doskonałości – i zamawiają jak z karty dań atrybuty seksapilu. Słuchając ich z powagą, jednym okiem jestem w stanie stwierdzić, że tak zwane urodowe influencerki dziś przypominają siebie już jedynie z nazwiska! Ich sztuczność: brwi, ust, policzków, pośladków i piersi, paznokci, a nawet włosów jest tak porażająca, że nawet mnie – lekarza od medycyny estetycznej – zdumiewa fakt, że może inspirować.

Wielokrotnie słyszałem zarzuty wobec mojej branży, że nie odmawiamy naszym pacjentkom korekt skutkujących absurdalnymi wręcz przemianami. Jak mawiają „klient nasz pan….wymaga więc ma”. Każdy lekarz zna przypadki pacjentek, które nie znają umiaru. Jedni to wykorzystują, innym etyka lekarska włącza czerwone światło i próbują dotrzeć do siedzącej na fotelu pacjentki z perswazją umiaru. Osobiście należę do tej grupy lekarzy, którzy faktycznie chcą by ich pacjentki nie tylko wychodziły zadowolone, ale też nie raziły swoją sztucznością, bo każda z nich jest moją wizytówką.

Gdy wraz kolegami po fachu biorę udział w kongresach medycyny estetycznej, obserwujemy zdumiewające zjawisko. Nasze koleżanki w przeważającej większości dzielą się na dwa typy: „syjamskie koty”, albo „buldożery”. Cóż się dziwić jakie jest później „dzieło” ich rąk. Dlatego jako mężczyzna i jako praktyk medycyny estetycznej, życzę Wam Panie w tym nowym roku 2020 umiaru w dążeniu do piękna. Bo umiar drogie Panie to zloty środek …do urody również! A my mężczyźni i tak będziemy kochali was bez względu na te wszystkie wasze wyimaginowane defekty…ale tylko te naturalne.


Dr Adam Gumkowski

Dr Adam Gumkowski – specjalista II stopnia chirurgii ogólnej – w 2009 roku w Cambridge zdał egzamin z zakresu chirurgii estetycznej. Jest członkiem International Board of Cosmetic Surgery, European Academy of Cosmetic Surgery oraz International Society of Lipolysistherapy.

Od 1992 roku zajmuje się chirurgią estetyczną. Specjalizuje się w zabiegach mało inwazyjnych: w szczególności modelowania sylwetki za pomocą liposukcji, przeszczepów własnej tkanki tłuszczowej w dowolne miejsce ciała oraz w zabiegach bezbliznowego podnoszenia i powiększenia piersi.

Jako pierwszy w Polsce chirurg w zakresie chirurgii estetycznej i certyfikowany członek International Board of Cosmetic Surgery przeprowadza zabiegi podniesienia piersi za pomocą siatki, szkoli lekarzy w zakresie implantacji nici wchłanialnych i niewchłanialnych w celu podniesienia twarzy i szyi oraz obsługi laserów.

Dr Gumkowski uzyskał wiele prestiżowych tytułów i dyplomów, ukończył specjalistyczne kursy, jak m.in. II International Course Advances of Plastic and Aesthetic Surgery w Barcelonie, Advance International Course of Aesthetic Surgery w Rzymie, II International Course of Rhinoplastia w Madrycie i wiele innych. Uczestniczy w licznych szkoleniach w kraju i zagranicą stale podnosząc swoje kwalifikacje i przenosi swoje doświadczenia szkoląc lekarzy w Polsce i za granicą. Stworzona przez niego AGKlinik-klinika sztuk pięknych to miejsce , w którym od ponad 27 lat pacjenci i pacjentki poddają się zabiegom dzięki, którym pooprawia się ich samopoczucie i samoocena, a co najważniejsze często jakość życia.