Marylin Monroe mawiała, że pieniądze szczęścia nie dają – dają je dopiero zakupy. I coś w tym niewątpliwie jest, bo nowa bluzka, dopasowane spodnie albo elegancka torebka potrafią poprawić kobiecy humor nawet lepiej niż tabliczka czekolady. Ale w tym handlowym gąszczu, wśród sklepowych półek i wieszaków, oprócz dobrego humoru znaleźć można też powody do zdziwienia, szoku, a nawet porządnego wkurzenia się. Oto kilka ubraniowych koszmarów i zagadek, które z pewnością nie raz spotkałaś na swojej zakupowej drodze.
1. Góra dobra, dół za mały
Mierzysz świetną sukienkę, w której zapewne wyglądałabyś bosko i zniewalająca, ale podczas gdy góra leży jak ulał, dół jest nieco przymały – albo odwrotnie. I tu pojawia się pytanie – czy projektanci zapomnieli, jak wyglądają kobiety? Tak, mamy biusty. Tak, mamy biodra szersze niż nasze talie. Dlaczego więc niektóre ciuchy krojone są na ludzi o figurze prostokąta?
2. Dekolt do pępka
Znalazłaś świetną bluzkę, T-shirt jakiego od dawna szukałaś, gdyby jednak dekolt był nieco mniejszy… Głęboki dekolt pomaga wyeksponować kobiece atuty, ale nie zawsze o to właśnie nam chodzi. Ani to usiąść wygodnie, ani się pochylić, o szalonej zabawie z dzieciakami na placu nawet nie ma mowy, biustu pilnować trzeba, bo co chwilę wyglądnąć chce zza bluzki i pokazać się światu.
3. Udawane zamki i niby kieszenie
Zamek, który możesz co prawda rozpiąć, ale nic poza tym. Kieszenie, które kieszeniami nie są i namawiają do filozofii „być, a nie mieć” – nie musisz nosić ze sobą nic. Dobre dla osób na odwyku od notorycznego trzymania rąk w kieszeniach – babcia zawsze mówiła, że to niegrzecznie i niekulturalnie.
4. Różne sklepy – różne rozmiary
Twój wywalczony z Chodakowską rozmiar 38, nagle może w jednym sklepie stać się 36 (o tak, mam tę moc!), a w innym 40 lub nawet 42 (to pewnie od marzeń o czekoladzie…). Czasami zdarza się nawet, ze potrzebujesz różnych rozmiarów ubrań tej samej marki. Zagadki tej nikt nie jest w stanie rozwiązać, więc nie ma co się przejmować numerkami i po prostu kupować to, w czym dobrze się wygląda.
5. Prześwitujące bluzki i bluzeczki
Cienkie niczym bibułka bluzeczki z pewnością są przewiewne, nie powodują nadmiernego pocenia i mogą być kuszące dla płci przeciwnej, ale nie zawsze jest na nie czas, miejsce i ochot. Dress code w pracy, skromność własna i niechęć do odkrywania wymagają zatem noszenia podkoszulki lub innej bluzki. Jednak czy o takie tworzenie warstw nam chodzi?
6. Dziwne napisy i nadruki na T-shirtach
Krój świetny, kolor niesamowity, ale ten napis… Napis woła o pomstę do nieba! Albo dominacja piesków, kotków, postaci z kreskówek i innych bajkowych stworów – można mieć i taką bluzkę w ofercie, ale niech będzie na wieszaku obok jakaś alternatywa! Czasem aż ciśnie się na usta pytanie, kto to wymyślił i co nim kierowało. Dzidzia- piernik albo infantylna ćwierćinteligentka to nie jest efekt, jaki chcemy uzyskać, więc głupkowatym napisom i nadrukom mówimy zdecydowane nie!
7. California, Hawaje albo New York
No czy ja jestem „born in USA”? Dlaczego mam nosić T-shirt z miłosnym wyznaniem do hawajskich wysp lub kalifornijskiej ziemi, skoro dzielą mnie od nich tysiące kilometrów? A gdzie nasze rodzime Bieszczady, Mazury, Warmia i Pomorze? O tym jakoś nikt nie pomyślał, a szkoda!
8. Cekiny, ćwieki i brokat w dziwnych miejscach
Tu cekinek, tam brokacik, a ty świecisz się i błyszczysz już z daleka- w promieniach słonecznych lepiej nie stawaj, bo oślepisz przechodniów. Gdyby chociaż projektant miał jakiś zamysł, ale czasami wygląda to jakby ktoś niesfornie rzucił garść cekinów na materiał i gdzie spadną, tam będą. Z ćwiekami podobnie – umieszczają je w dziwnych miejscach, bez pomysłu, albo w ilości takiej, że twoje ubranie zaczyna przypominać zbroje rycerską. Zgroza!
9. Większy rozmiar nie znaczy większy
Czasem jedynie oznacza dłuższy, ale nie szerszy, a czasem szerszy, ale nie dłuższy. Ciągle słyszymy, że najważniejszy jest indywidualizm, że należy być sobą i fajnie, że ludzie się różnią, ale widocznie nie dotyczy to świata ubrań – jeśli nie masz 170 cm wzrostu i wymiarów 90-60-90 to musisz się trochę natrudzić, by znaleźć wymarzony ciuch.
10. Wszystko na jedno kopyto
Przechodzisz od sklepu do sklepu, ale właściwie różnic większych nie widać – wszystko do siebie podobne, na jedno kopyto robione, zero fantazji i polotu. Jak modne są dziury na kolanach, to spodni bez rozdarcia w sklepach nie uświadczysz. Jak wszyscy noszą krótkie bluzki, to i ty musisz do trendu się nagiąć i odkryty brzuch wciągnąć.
11. Męskie 10 zł, damskie 110 zł
Koszula na dziale męskim może kosztować 40 zł, ale na damskim niemal identyczna (tylko skrojona inaczej) kosztować będzie co najmniej dwa razy tyle. Czuję tutaj powiew stereotypu, ze zakupy to damska domena i kobiety są skłonne wydać znacznie więcej na ciuchy niż panowie. No dobra, nawet jeśli to prawda, to i tak sprawiedliwości w takim zawyżaniu cen nie ma!
Na podstawie: www.buzzfed.com