Go to content

Tymczasem nasza autentyczna prawda rzadziej brzmi jak „dziękuję”, a częściej jak „zamknij się, ku*wa”

Fot. iStock/lechatnoir

Najlepszą rzeczą jaką dla siebie zrobiłam, to przestałam być dobrą i grzeczną dziewczynką, która za wszystko przeprasza i o każdą rzecz prosi.

Nie, nie zostałam wychowana w duchu: „Dziewczynki są grzeczne i miłe”. Szczerze nawet sobie nie przypominam, żeby kiedykolwiek moi rodzice coś takiego mi powiedzieli. Nie miałam brata, który mógł wszystko. Kiedy dzisiaj o tym myślę, wydaje mi się, że to presja społeczna tworzy w nas pewne schematy zachowań, że to panie w przedszkolu podkreślały, w jaki sposób – odpowiedni dla płci, powinniśmy się zachowywać. I jakbyśmy nie były w tamtych czasach „zbuntowane”, to jednak wrzucone do jednego worka z dziewczynkami, zaczynamy śpiewać jak wszyscy. Później szkoła i tam to się zaczyna hard core. Dziewczynki lepiej się uczą, lepiej się zachowują, sadzane są z chłopcami, by ich utemperować, by pomóc im w nauce, by oni byli grzeczniejsi. Ja pie*dolę właśnie zdałam sobie sprawę, że tak jest od początku. Dziewczynki mają być pomocne, usłużne. Sama siedziałam z takim chłopakiem, choć fakt, że waliłam go w trzeciej klasie podstawówki linijką po łbie, jak czegoś nie wiedział… Hmm ciekawe na kogo wyrósł.

Całą podstawówkę byłam jedną z tych, którą stawiano za wzór. A kiedy wyrwałam się z podstawówkowego systemu, od razu poczułam w sobie bunt. Rozciągnięte swetry, imprezy, picie taniego wina podczas wakacyjnych wypadów nad morze. I chociaż moja mama powtarzała mi: „Ja bym tak chciała, żebyś nosiła spódniczki i malowała paznokcie”, nie dałam się w to wciągnąć. Nie, to nie było dla mnie, to nie byłam ja. I pewnie tylko dlatego, że nigdy nie miałam problemów z nauką, moi rodzice przetrwali ze mną ten czas i nie zamknęli mnie w klatce, żebym całkiem nie zdziczała. Pomalowałam nawet której zimy szyby w oknie pokoju na czarno, żeby nie widzieć szarości – na znaku buntu i oczekiwania na wiosnę. Nikt nie kazał mi tego zmyć, nikt w domu nie łamał mi kręgosłupa, nikt nie mówił: „Bądź grzeczna”.

A jednak jesteśmy, grzeczność wraca do nas jak bumerang. Poznajmy faceta, który zdaje się nam być tym na całe życie i znowu stajemy się miłe, usłużne, zrobimy wszystko, żeby go zatrzymać, a przykład, który wytycza nam drogę pokazuje, że to najlepsza metoda, w końcu nasze matki i babcie takie były.

A później drogi mamy dwie – zostać miłymi i grzecznymi albo zawalczyć o siebie. I wybór wcale nie jest łatwy. Wbrew pozorom więcej kobiet wybiera tę pierwszą opcję, bo drugiej nawet nie znają, bo nikt im jej nie podrzucił. Ba, myślą, że ich na nic innego nie stać. Boją się, że kiedy w końcu powiedzą czego chcą i tupną nogą, ich świat się zawali, odrzuci je, zostaną niezrozumiane i zupełnie same. Każda z nas tam była. Każda. Która postanowiła wyjść?

Ładne, miłe i grzeczne dziewczynki całe życie uczą się, że muszą płacić za akceptację innych, za uznanie, aprobatę. Muszą połknąć wściekłość i ukryć swoją furię. Przez cały czas muszą być niezwykle uprzejme. Muszą się nagiąć do innych, podczas gdy to inni przekraczają ich granice. Muszą pozwolić na to, by inni traktowali je jak gówno, podczas gdy one zawsze mają do buzi przyklejony uśmiech.

Tymczasem nasza autentyczna prawda rzadziej brzmi jak „dziękuję”, a częściej jak „zamknij się, ku*wa”.

Uczy się nas trzymać język za zębami, nie wtrącać się w trakcie rozmowy. Przepraszać tonem przepraszającym za to, że w ogóle istniejemy. Przestać zajmować zbyt dużo cholernej przestrzeni. . Przestać obnażać się ze swoją seksualnością, ale nadal być seksi. I jeszcze stłumić emocje, które sprawiają, że wyglądamy histerycznie i emocjonalnie.

Tymczasem faceci mogą być źli, odważni, mogą wtrącać się w trakcie rozmowy, być nieuprzejmi i protekcjonalni z dużą większą swobodą i z mniejszym strachem, że zostaną odrzuceni. Mogą odmówić seksu albo wziąć go, kiedy mają ochotę. Mogą wyrażać siebie bez ogródek i przeprosin.

Grzeczne dziewczynki czekają na swoją kolej, muszą mieć naprawdę poważny powód, żeby zabrać głos, udają, że nie mają pragnień i myślą, że godząc się na seks zyskają więcej, niż gdy odważą się odmówić.

Bycie dobrą dziewczynką jest wyczerpujące i tak naprawdę rzadko kiedy przynosi jakieś nagrody. Bo w efekcie każda z nas musi znaleźć drogą powrotną do siebie, do miejsca, które pokaże kim jest naprawdę.

Powiem wam jedno – czasami opłaca się odwiedzić swoją ciemną stronę. Zdecydowanie wolę być niegrzeczną i bywa c wku*wioną dziewczyną, czyli taką, która wie, czego chce i idzie po to bez pardonu. Powiewa mi, gdy ktoś mówi, że jestem szorstka czy nieuprzejma – to ich opinia i oni mają z tym problem. Nie ja. Ja walczę o swoje, bo mam jedno życie, jedną szansę do wykorzystania, kolejnej nie będzie.

Każdego dnia pytam siebie: „Czego ty ku*wa chcesz” i znajduję odpowiedź, choć nie zawsze jest prosto i czasami droga do celu jest poplątana na maksa. Jednak przestałam pozwalać ludziom jeździć po mnie, wchodzić mi na głowę. Zaczęłam walczyć o swoje, pozwoliłem sobie na luksus odczuwania wszystkich mrocznych emocji, których inni mi odmawiają.

I – jak na ironię – bycie złą dziewczyną stało się najmilszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiłem – dla siebie. Polecam.