Go to content

Tanya Valko: „W Syrii kobiety umierają w więzieniach za błahe przewinienia. Są biczowane, a następnie wykorzystywane. Traktowane jak towar”

Fot. iStock / THEPALMER

Ludzie ludziom zgotowali ten los, choć my chcielibyśmy myśleć inaczej. Że to nie ludzie, że właściwie to nic strasznego się TAM nie dzieje. że to tylko media szukające sensacji, co jakiś czas dostarczają nam okrutnych historii. Dla nas wszyscy są terrorystami, wszyscy chcą wykorzystać nasze otwarte granice i zaprowadzić swój krwawy porządek. A tymczasem w Syrii ginie 12-latek posądzony o szpiegostwo, któremu głowę obcięto tępym kozikiem, w Damaszku umiera 500 dzieci zatrutych sarinem… Jak długo jeszcze chcemy odwracać wzrok i udawać, że nas to nie dotyczy?

Tanya Valko w swojej najnowszej książce odziera ze złudzeń i pokazuje rzeczywistość zwykłych mieszkańców Bliskiego Wschodu taką, jaką jest naprawdę.

Ewa Raczyńska: Twoja najnowsza powieść „Arabski mąż” ukazuje dramatyczne historie kobiet uwikłanych w świat kalifatu. Jako orientalistka znasz arabski świat od wielu lat. Jak to możliwe, że los tych ludzi, zwłaszcza w Syrii, tak okrutnie się zmienił?

Tanya Valko: W czasach, kiedy moje dzieci były jeszcze małe, czyli około 10 lat temu, zjeździłam z nimi całą Syrię, od Bosry aż po Aleppo. Poruszaliśmy się lokalnymi autobusami. Zatrzymywaliśmy się w hostelach. Wszyscy Syryjczycy byli niesamowicie życzliwi, zapraszali nas do siebie. Dzisiaj pytam samą siebie, co takiego się stało, że nagle serca tych ludzi tak bardzo się odmieniły.

Syria od zawsze była tyglem kulturowym i religijnym. To właśnie tam różne narody się mieszały, różne nacje podbijały te ziemie, jednocześnie asymilując się z tubylcami. Na terenie Syrii mnóstwo odmiennych kultur pozostało, wiele antycznych śladów można tam odnaleźć. Jednak co by się nie działo, zawsze obok siebie żyli w zgodzie muzułmanie, chrześcijanie, Żydzi czy jazydzi. Byli sąsiadami, handlowali ze sobą, razem chodzili do szkół, czy po prostu pożyczali od siebie mąkę i cukier, gdy była taka potrzeba. I nagle jazydzi stali się w oczach muzułmanów źli, nazwani zostali wyznawcami szatana, heretykami. Pewnego dnia ktoś stwierdził i zainfekował takim twierdzeniem innych, że trzeba ich wszystkich wymordować. Jak można zabić swojego sąsiada?

W głowie się coś takiego nie mieści, więc pisząc o tym wszystkim, zbierając materiały, staram się to jakoś zrozumieć, choć dla mnie jest to niewyobrażalne. Staram się przekazać informacje, do których udało mi się dotrzeć, polskiemu czytelnikowi, który do tej pory myślał, że to, co dzieje się na dalekim Bliskim Wschodzie nas nie dotyczy. Tyle, że teraz już nas dotyczy, bo bliskowschodni konflikt odbija się na Europie i rozlewa po całym świecie.

Myślisz o uchodźcach?

Tak, kiedy konflikt w Syrii się zaostrzył i arabska wiosna przerodziła się w wojnę domową, otworzono granice i wtedy popełniono błąd. Ale błąd nie polegał na tym, że zaczęto przyjmować uchodźców, dlatego, że w 99,9% są to nieszczęśliwi, porządni ludzie. Trzeba było tylko kontrolować, kto przekracza granice, a nie wpuszczać wszystkich na hura. To był błąd! Teraz mówi się o deportacji tych ludzi, których nagle chce się wysłać z powrotem do ich domu, do tego koszmaru, od którego uciekli.

Jeśli wśród całej rzeszy przyzwoitych ludzi, wśród miliona uchodźców ukryło się dziesięciu czy dwudziestu dżihadystów, dopuszczających się aktów przemocy czy terroru, to jest to nasza wina. Europa powinna sprawdzać dokumenty, przecież nawet w internecie bez trudu można było znaleźć informację, że za 100 czy 150 dolarów można kupić czyściutki syryjski paszport. Czemu wszystkie służby wywiadowcze i antyterrorystyczne spały? Czy nie ma biometrii, czy nie ma wymiany informacji czy międzynarodowej wspólnej bazy danych? Niemożliwe! Uważam takie zachowanie za zwyczajne niechlujstwo i niekompetencję. A teraz cierpią ci najbardziej poszkodowani, bo są oni utożsamiani z całym złem, które doszło do głosu w Syrii i które czasami podniesie głowę i u nas.

To, co dzieje się w Europie to jedno, Ty skupiasz się jednak na sytuacji w Syrii.

Tak, bo tam fundamentaliści czują się bezkarni, każdy zboczeniec, morderca czy dewiant nie musi kryć się ze swoimi chorymi pociągami i poczynaniami. W 2014 roku w Rakce utworzony został kalifat, który jest propagowany w świecie, a jego założyciele agitują nie tylko głupie dziewczyny, ale także mężczyzn, którzy chcą tam jechać, by brać udział w pseudo świętej wojnie. Ludzie ze zgniłego Zachodu, jak nazywają nas dżihadyści, zmieniają wiarę i dołączają do złoczyńców. To jest jakaś niewyobrażalna sytuacja.

Dlaczego?

Ci, którzy przed chwilą byli niewiernymi, konwertują się na islam i dołączają do swoich niedawnych zagorzałych wrogów. Dzieje się tak, bo właśnie tam wyszły na jaw najgorsze ludzkie instynkty i idące za nimi czyny, które w pseudo Państwie Islamskim są bezkarne. Ten, kto dołączał do kalifatu, nie jechał tam dla islamu, dla swojej głębokiej wiary i idei utopijnego muzułmańskiego państwa, które będzie funkcjonować w zgodzie z naturą i najdawniejszymi przykazaniami i nakazami. Przecież „nie zabijaj” zapisane jest nie tylko w Biblii, ale też w Koranie i we wszystkich świętych księgach. Więc to wszystko, co tam się dzieje, jest wbrew wszelkim religiom, wbrew nauczaniom, zasadom i wbrew Koranowi.

Takie zachowania powoduje błędna interpretacja zapisów w świętej księdze islamu?

Zgadza się. Przecież dżihad według Koranu to jest przekonywanie i przeciągnie na islam za pomocą słowa, dobrego przykładu, czynów. Święta wojna, to ostateczność, która jest dopuszczalna tylko w przypadku obrony zagrożonej wiary. Powiedziane jest, że dżihad walczy z niewiernymi, więc jak wytłumaczyć to, że dżihadyści zabijają swoich, zabijają muzułmanów?

Czasami aż trudno uwierzyć, że to, co opisujesz, mogło wydarzyć się naprawdę…

Wyznam szczerze, że mnie również zszokowały te wszystkie informacje, które znalazłam i dlatego postanowiłam zbeletryzowaną prawdę historyczną przelać na karty mojej najnowszej powieści „Arabski mąż”.

Zawsze moje pisanie zaczyna się od pomysłu, do którego zbieram materiały. Czasami książka ewoluuje, bo okazuje się, że jeszcze coś znalazłam. Tym razem kopiąc głębiej i głębiej byłam tak przerażona, że sama nie mogłam uwierzyć w to, co znajdowałam. Ale jeśli są to raporty szczęśliwie zbiegłych sióstr zakonnych i misjonarzy, to jak im nie wierzyć?!

Ludziom, którzy żyją w świecie, który jest daleko od przemocy i mordu ludzi, w zupełności wystarczy, że przeczytają jakiś wstrząsający artykuł czy drastyczny reportaż. Już mają dość, już są sfrustrowani… Jednak ja potrzebuję wizualizacji i jako pisarka arabistka stwierdziłam, że dam radę to znieść. Zaczęłam zatem oglądać filmy i galerie fotografii z tamtego regionu. Pewnego razu znalazłam zdjęcie diżhadysty z rozczapierzoną brodą, który w oczach miał wściekłość i nienawiść. Za nim w tle widniał budynek kościoła z już obalonym krzyżem. Na żerdziach ogrodzenia wbite były głowy chrześcijan, których w Syrii przed rewolucją było niemało. Teraz zostali uznani za niewiernych i tak niegodnie się z nimi postępuje.

Inne zdjęcie ukazywało zawinięte w całuny zwłoki około 500 dzieci, które zostały zabite przy pomocy sarinu, broni chemicznej na obrzeżach Damaszku. Każda matka nad nimi zapłacze… Każdej kręci się w oku łza.

Oprócz tego typu studiów, jedna z moich czytelniczek „uszczęśliwiła mnie” podsyłając link z filmem, którego nie sposób obejrzeć obojętnie. Było to nagranie, ukazujące wykonanie wyroku śmierci na 12-letnim chłopcu posądzonym o szpiegostwo w Rakce. 12-latek i szpiegostwo?! Wyrok wykonano w jeden z najbardziej okrutnych i wyrafinowanych sposobów, tak by zadać mu jak najwięcej bólu i cierpienia, a zarazem ucieszyć licznie zebraną gawiedź. Tępym kozikiem oprawcy odcinają temu dzieciakowi głowę…

Ten tępy kozik i tę egzekucję można znaleźć w Twojej najnowszej książce.

Tak… Nie potrafię nadal o tym mówić. Ten film odchorowałam, a odreagowywałam w nocy, kiedy śpiąc krzyczałam, kopałam i biłam pięściami… Na szczęście w Europie rzadko ogląda się takie nagrania. Trzeba wiedzieć, gdzie szukać, trzeba chcieć – ja już też nie chcę, choć jako piewca krajów arabskich uważam za swoją powinność, by o tym mówić.

Dlaczego na szczęście nie oglądamy takich nagrań?

Bo wtedy jeszcze bardziej byśmy się bali i jeszcze mocniej znienawidzili wszystkich, przyjeżdżających z tamtych regionów. Stałoby się tak po prostu ze strachu. Europejczycy nie zgodziliby się na przyjęcie kogokolwiek stamtąd, bo mówiliby, że wszyscy to mordercy. Generalizowanie to coś strasznego.

Przecież to zabite dziecko nie było mordercą! Ci, co uciekają, nie utożsamiają się z fundamentalistycznym reżimem, z kalifatem, oni stamtąd uciekają, ratując życie, ratując własne dzieci.

Kiedy jednak przyjmuje się muzułmanów do naszych miast, można powiedzieć pod nasz dach, to nie możemy kazać im integrować się z nami na siłę. Nie możemy im nakazać odejścia od ważnych dla nich obyczajów, zwyczajów czy religii. Każda nacja na całym świecie trzyma się w swojej grupie. Przykładowo w Niemczech jest mnóstwo Turków, którzy żyją w swoich enklawach, dalej obchodzą swoje święta, dzieci chodzą oprócz do niemieckich, także do swoich tureckich szkół.

Kiedy mieszkałam w Arabii Saudyjskiej mieliśmy zakaz okazywania oznak chrześcijaństwa, ale za zamkniętymi drzwiami obchodziliśmy Wigilię, Wielkanoc, z dostępnych produktów gotowałam tradycyjne świąteczne potrawy.

Polacy za granicą też zapisują dzieci do polskich szkół, skupiają się w Instytutach Polskich czy zbierają z okazji świąt narodowych.

Zgadza się. Często wtedy ubieramy nasze stroje ludowe – to się wszystkim bardzo podoba.

Pytanie, czy bardziej mi przeszkadzają przykryte włosy u arabskiej kobiety, czy gimnazjalistki z odkrytymi brzuchami, kolczykiem w pępku i pofarbowanymi włosami…

Często słyszę jednak głosy: „nie chciałabym, żeby żyli blisko nas”. Ludzie boją się, że nie da się obok tak innej kultury współegzystować.

Właśnie na terenie Syrii żyły wspólnie różne nacje, różne religie. Wszyscy żyli nie tyle obok siebie, ile za pan brat ze sobą. Działali tam misjonarze, były kościoły, msze dla chrześcijan. Polskie siostry zakonne pracowały w ośrodkach z chorymi, niepełnosprawnymi muzułmańskimi dziećmi. Księża żyli obok muzułmanów i wszyscy się szanowali. Chłopcy wspólnie grali w piłkę, nikt nikogo nie wyzywał, nie szkalował. Wszystko dobrze funkcjonowało, więc skoro tam mogło, to czemu nie mogłoby u nas w Europie?

Ze względu na to, co się dzieje, przez nawał strasznych informacji przerażających ludzi na całym świecie, chciałam w mojej najnowszej powieści „Arabski mąż” ukazać, jak to wszystko wygląda od środka. Jak wygląda współczesne piekło na ziemi. Kalifat kusi fikcyjną wizją idealnego państwa, życia w zgodzie z naturą, z bogiem, ale tak naprawdę to wszystko jest jednym wielkim kłamstwem i obłudą rządzących fundamentalistów.

Dlatego właśnie tam umiejscowiłam moich bohaterów, by pokazać, co na terenie kalifatu się dzieje. Zawsze moje fikcyjne postaci umieszczam w prawdziwych wydarzeniach.

A co dzieje się z kobietami podczas tak okrutnej wojny?

Szukając materiałów do mojej książki znalazłam opisane w niej później więzienia dla kobiet. Więzienia, w których kobiety przetrzymywane są za błahe rzeczy, chociażby za kosmyk włosów, który wyszedł spod chusty, albo za to, że nie tak się odezwała, że wyszła sama do miasta. Mówiło się, że w Arabii Saudyjskiej kobiety mają źle, ale teraz w Syrii to już apogeum. To, co najbardziej uderza, to fakt, że powstały specjalne jednostki kobiece tj. Brygada al-Chansa, które mają takie same uprawnienia jak męska policja obyczajowo-religijna. I to one właśnie wychwytują kobiety, donoszą na nie, zamykają je w więzieniach na przykład za to, że jedna nie założyła czarnych mokasynów na płaskim obcasie, a inną za to, że nie miała czarnych rękawiczek. Za takie bzdury można w kalifacie otrzymać 20 batów kary.

Kobiety kobietom…

Tak, a policjantki mogą wychodzić same, nie potrzebują opiekuna mahrama, a jedynie czarną abaję, nikab zakrywający włosy i twarz, i kałasznikowa przewieszonego przez ramię. Mają pełną wolność i swobodę, by łapać nieszczęsne zwyczajne dziewczyny na ulicach.

Jeśli uznają, że wykroczenie jest ciężkie, to schwytana zostaje oskarżona na przykład o prostytucję. Może mieć zasądzone nawet 100 batów. Kiedy kara zostanie wymierzona za jednym razem, to winowajczyni z pewnością umrze. Bo baty dostaje się rózgą, zakończoną cienkimi skórzanymi paskami, nierzadko z metalowymi kulkami, które rozrywają ciało. Te pokaleczone kobiety, trafiają w bardzo złym stanie do więzienia, gdzie często są jeszcze wykorzystywane seksualnie. Co najgorsze, one do tych więzień są wsadzane, jak już wspomniałam, za najmniejsze przewinienia. Nie ma tam zbrodniarek…

Trafiają do więzienia albo zostają ukamieniowane? To jedna z najbardziej drastycznych scen w Twojej najnowszej książce.

Serwując po internecie znalazłam bulwersujący każdego normalnego człowieka artykuł, w którym pewien dżihadysta z Rakki wychwalany był za swoje czyny, a jego postępowanie zostało w kalifacie uznane za godne naśladowania. Co on takiego zrobił? Otóż oskarżył własną matkę, która namawiała go, by uciekli z kalifatu o zdradę. Doniósł na nią i ta została ukamieniowana. To wszystko, o czym piszę miało miejsce naprawdę.

Tak jak historia Amerykanki, która pomagała pokrzywdzonym przez wojnę kobietom i dzieciom w obozie dla uchodźców w Aleppo. Została złapana na ulicy i oskarżona o szpiegostwo. Wsadzono ją do więzienia, gdzie robiono z nią, co chciano. Rodzice tej dziewczyny byli gotowi zapłacić każde pieniądze, każdy okup, byleby ją uwolniono. Ale wtedy usłyszeli: „Myślicie, że my jesteśmy przekupni?”. Dziewczynę zamordowano.

A harem?

Naczytałam się o nim niestworzonych historii. Nadano temu przybytkowi tradycyjną starą nazwę, jak za czasów kalifatów. Tak naprawdę jest to zwyczajny dom rozpusty czy kalifacki burdel oraz dom aukcyjny handlujący żywym towarem.

Złapane podczas wojny dziewczyny, często najpierw są gwałcone, a następnie trafiają na sprzedaż. Te przeciętne z nich, niewierne, sprzedawane są za 100 – 150 dolarów. Dżihadyści mogą się złożyć na jedną „do wspólnego użytku”. Wykorzystują ją jak towar, rzecz, a następnie się jej pozbywają.

Ale oprócz przeciętnych kobiet, są tam też piękności jak z „Baśni tysiąca i jednej nocy”. One są bardzo drogie i po zakup tych dziewczyn przyjeżdżają dewianci z całego świata. Tak jak po nieletnie, nawet dziesięcioletnie dziewczynki, które zostają żonami fundamentalistów.

Jakich jeszcze okrutnych czynów dopuszczają się w quasi Państwie Islamskim?

Dotarłam do raportów sporządzonych przez siostry zakonne i księży, gdzie pojawia się informacja, że najcenniejsza na kalifackim rynku jest krew z chrześcijańskiej dziewicy. Jacyś popaprańcy religijni płacą za buteleczkę takiej krwi sto tysięcy dolarów, bo wierzą, że gdy symbolicznie obmyją nią sobie ręce, to wszystkie grzechy pierzchną, a oni mają raj z hurysami zagwarantowany. Zdarzają się także akty kanibalizmu, które dają kanibalowi dobre zdrowie oraz niewyczerpaną potencję.

Gdybym przeczytała te informacje na jakiś blogach, w mało wiarygodnych źródłach, to bym w nie w życiu nie uwierzyła, ale to fakty zapisane przez misjonarzy i siostry zakonne. Oni nie mogą kłamać!

O tym trzeba pisać, ukazywać ten chory świat, nie po to, żebyśmy się bali, nie żeby zastraszyć, tylko żebyśmy wiedzieli, co się dzieje ze zwykłymi ludźmi, którzy tam mieszkają, którzy są przerażeni, chronią się w domach, ruinach czy zgliszczach, płaczą i modlą, wyczekując zbawienia. Tracą oni rodziny, boją się o swoje żony, o swoje córki. Cywile, zwyczajni mieszkańcy niegdyś tej pięknej krainy, stanowią zdecydowaną większość zastraszoną i zdominowaną przez dzihadystów w pseudo kalifacie na terenie Syrii i Iraku.

A co z chłopcami? Z sierotami? Jak oni dają sobie radę w tym strasznym świecie?

Chłopcy czy nastolatkowie są zmuszani do służenia reżimowi kalifatu. Zwie się ich szczeniętami kalifatu. Przeważnie zabijają ze strachu, robią wszystko, co im się każe, bo nie chcą umrzeć. Zabito im już rodziny, porwano siostry, a oni zwyczajnie chcą żyć, bo wola życia jest w każdym z nas. Niektórzy z nich są szkoleni jako młodociani zabójcy, inni zaś na szahidów, czyli męczenników. Do obrony Mosulu przygotowano ponad 80 takich chłopców. Inni posłużyli jako żywe tarcze. Nikt mi nie powie, że to jest wybór tych nieszczęsnych dzieciaków.

Jak myślisz, co było przyczyną arabskiej wiosny, a następnie bratobójczej wojny domowej?

Na pewno chodziło przede wszystkim o nierówny podział dochodów państwa. Rząd opływający w dostatki – naród klepiący biedę. Jednak w powstaniu quasi Państwa Islamskiego ogromne znaczenie miał czynnik religijny. Prezydent Syrii Baszar Asad, to człowiek wykształcony na Zachodzie, jego żona ubiera się nowocześnie. Warstwy rządzące chciały, by całe społeczeństwo było do nich podobne, żeby było laickie. A sporo Syryjczyków było głęboko wierzącymi muzułmanami. Nie można nikogo na siłę odwieść od wiary, od jego pragnień. Jeśli ktoś chce się modlić 5 razy dziennie, to jego sprawa i trzeba było to zostawić jego sumieniu. Tymczasem za taką głęboką wiarę zaczęto karać, piętnować, grozić. Ortodoksi byli osadzani w więzieniach, torturowani, a przecież ortodoksja to nie fundamentalizm. Nie można nikogo za przydługą brodę porażać prądem, pozbawiać pracy…

Pojawia się bunt, który ktoś wykorzystuje do przejęcia władzy… I potem mamy krwawą wojnę i nieszczęsnych uchodźców.

Niestety tak to działa. Według mnie każda rewolucja to przede wszystkim siła niszcząca i chciałabym, żeby wszystkie nieporozumienia czy niesnaski dało się rozwiązać na stopie pokojowej. Nawet wielkie zmiany mogą zostać przeprowadzone w białych rękawiczkach. Mamy tego mnóstwo przykładów.

Ta wojna dobiega już końca, ale kiedy słyszę, że jedno miasto jest po trzy, cztery razy oblężone i ostrzeliwane, to przez dżihadystów, to przez zjednoczone międzynarodowe siły czy przez armię rządową, trudno sobie wyobrazić, co się dzieje z cywilami, którzy tam mieszkają. Bytują oni w ruinach, zgliszczach, bez wody pitnej, bez jedzenia, bez gazu, często bez dachu nad głową w jakiś piwnicach. Są tam kobiety z dziećmi. Jak my możemy się dziwić, że oni chcą stamtąd uciec? Głęboko wierzę, że kiedy tylko zapanuje pokój na Bliskim Wschodzie, jego mieszkańcy powrócą do swoich domów. Proszę mi wierzyć, że każdy tęskni za domem, każdy uchodźca marzy, by wrócić tam, gdzie jego ojczyzna

Próbujesz równoważyć obraz świata przedstawionego w swojej powieści? Ukazujesz i dobro i zło panujące w kalifacie?

Oczywiście i mam nadzieję, że każdy czytelnik to zauważy. Nie piszę tylko o okrucieństwie. Nie przedstawiam stronniczo tylko złych Arabów. U mnie są tacy i tacy. Tak jak dwaj tytułowi mężowie: jeden to honorowy bojownik z terroryzmem, a drugi zwalczany przez niego dżihadysta.

Starałam się pokazać zwykłych Syryjczyków, zwykłych ludzi, którzy chcieliby pomóc w obaleniu krwawego reżimu, ale boją się o swoje rodziny, o swoich rodziców czy dzieci. Na kartach „Arabskiego męża” występują też niezwykłe kobiety-żołnierki, które próbują wziąć sprawy w swoje ręce, bo chcą, by było tak jak dawniej. Tak pewnie już nigdy nie będzie, ale one pragną jedynie odzyskać swój dom, swoją ojczyznę.

Nie chcę w książce ukazywać samego zła, dewiacji i okrucieństwa. Chcę jedynie pokazać, jak straszne rzeczy dzieją się w Syrii, żebyśmy my otworzyli serca dla tych, którzy stamtąd uciekają. Dla potrzebujących.


Tanya Valko – to pseudonim artystyczny polskiej pisarki, która od ponad 20 lat mieszka w krajach arabskich, była nauczycielką w Szkole Polskiej w Trypolisie w Libii, a następnie przez wiele lat asystentką Ambasadorów RP. W 2010 r. ukazał się jej debiut powieściowy Arabska żona, która stała się bestsellerem oraz początkiem arabskiej sagi.Arabska córka (2011), Arabska krew (2012) i Arabska księżniczka (2013),  Arabska krucjata (2016), najnowszą częścią sagi jest Arabski mąż.

Arabski maz