Spać będzie najpierw w tanim hostelu, dojeżdżać PKS’em zanim znajdzie pracę. Od mamy dostaje 20 zł na obiad. Czesne za pierwszy semestr opłaca sama za zarobione latem pieniądze. Pracowała w knajpie. Najpierw na zmywaku, myła też podłogi, toalety, potem przeszła na salę jako kelnerka. Całe lato harowała, żeby odłożyć jak najwięcej pieniędzy i żeby nie musieć brać od mamy, której i tak ledwo starczało do pierwszego.
Pracę w mieście znalazła szybko. Młoda, ładna, komunikatywna. W nowym markecie potrzebowali kasjerek. Praca w tygodniu. Pensja nieduża, ale na wynajem pokoju starczy. Po tygodniu szkoleń siada przy kasie i już od pierwszego dnia dostaje kopa. W przenośni i to nie od kierownika. Autorem niniejszego kopa jest jakiś nowobogacki tatuś, co to w kolejce tak głośno rozmawia przez telefon, że wszyscy słyszą, jak daje ostrą reprymendę swojemu pracownikowi, nie przebierając w słowach. No nie hamuje się facet. I podchodząc do kasy, pokazuje synkowi Basię mówiąc tak jakby jej obok nie było:
*całość tekstu dostępna w tomiku opowiadań „Portrety” – premiera już w grudniu 2019!