Na Sylwestra Magda dostała od przyjaciółki maila „Przepraszam, nie wiedziałam. Jest mi tak źle, że nie zauważyłam”, druga powiedziała: „Przecież byłaś wciąż taka wesoła. Myślałam, że depresja to niewychodzenie z łóżka. Powolny rozpad duszy”. „Rozpadałam się po cichu” odpowiedziała.
To było zaraz po tym, jak powiedziała koleżankom, że nie pojedzie na wspólny wyjazd, bo ma depresję. Koniec z pretekstami. Boli głowa, nie ma pieniędzy, praca. „Nie mam siły” wyznała.
Ona samotna matka 9-letniego chłopca, dusza towarzystwa, kobieta energia.
Magda: „Depresja jest robal, który zjada cię od środka. Obok was może być człowiek, który cierpi. Nie widzicie, bo się śmieje, bo wygląda tak samo. No może trochę tyje. Albo trochę chudnie. Nie przebiegnie już z tobą 10 km, woli zostać w domu niż wyjść. Częściej, bo też nie zawsze. Moja historia to historia tysięcy ludzi. Pokolenia lat 60.tych, 70.tych, 80.tych.
Często nie ma powodów, choć moim zdaniem podstawowym powodem jest zbyt szybkie życie. Gdy zwalnia – dusimy się. Powodem jest złudzenie kontroli. Za duże wymagania wobec siebie i innych. Wpychanie każdego bólu gdzieś do środka, a zostawianie sztucznego uśmiechu. Bo przecież co inny pomyślą”.
Proszę: „Opisz kilka najważniejszych rzeczy. Po czym poznać u siebie, u innych?”
Niezdolność do cierpienia
Magda: Kiedyś myślałam, że umiejętność wyłączania emocji to moc. Mama była słaba. W naszej domowej apteczce było dużo proszków na uspokojenie, głównie relanium. Mama w stresie brała te tabletki, popijała winem. Potem spała. Jeśli dorastasz z osobą bezbronną, obiecujesz sobie, że nigdy bezbronna nie będziesz. Bo bezbronność to zaburzony dom, chaos, brak poczucia bezpieczeństwa i uciekający z domu ojciec. Ojciec pogardliwy. Ale tych możliwych scenariuszy może być dużo, nie czepiaj się obsesyjnie któregoś. Ważne jest poczucie kontroli. Że musisz ją mieć. Jesteś najlepszą uczennicą, w wieku 10 lat umiesz piec ciasto i dzwonić na pogotowie (mama po proszkach wpadła kiedyś na toaletkę i rozbiła sobie głowę). Płacisz rachunki i odprowadzasz młodszego brata do szkoły, gdy ojciec już od was odchodzi. I musisz znosić wyznania, że matka to wariatka. Znosisz, bo nie chcesz stracić ojca. Ale słowo „wariatka” przez całe dorosłe życie będzie budziło twój lęk.
Potem przez lata unikasz emocji. Unikasz ludzi emocjonalnych (czyt. twoim zdaniem słabych), każde złe wydarzenie zamiatasz pod dywan. Kłopoty w pracy? I co z tego? Problemy z pieniędzmi? Trzeba działać nie marudzić. Nawet choroby i śmierć nie są w stanie cię złamać. Rozstania. Na krótko.
– Czy to nie dziwne? – spytała mnie kiedyś przyjaciółka.
– Ale co jest dziwne?– zdziwiłam się.
– Że nie przeżywasz cierpienia po Piotrze.
Zemdliło mnie.
– Piotr to ojciec mojego dziecka, chciał rozstania, proszę bardzo. Przestań wszystko analizować – odpowiedziałam surowo.
Dopiero potem, na terapii, zrozumiałam, że ja nie umiem przeżywać bólu.
Kochani, a ból przeżyty jest jak garb, jak burza, która musi i tak się stać. Im mniej cierpisz na co dzień (mimo zdarzeń), tym bardziej będziesz cierpieć później. Dopiero na terapii zapłakałam nad mamą, nad ojcem, który nas porzucił, nad sobą małą, taką dorosłą. Nagle pomyślałam; Boższ, tyle zamrożonych emocji. To każdy mój ból w ciele. Każdy sztywny kark, ból brzucha, lęk, z którym się budziłam. Wszystko ma swoją przyczyną.
Brak złości
Nie umiesz wściec się tak naprawdę na innych. Powiedzieć: jestem zła. Tak jak nie umiesz być zła na ojca czy mamę, nie umiesz być zła na innych. Mówisz: nie szkodzi, załatwiasz, ogarniasz dalej. Ludzie znajdują w tobie spokój, pokorę. Ale ty nie znajdujesz tego w sobie.
Pamiętam taką scenę z Piotrem, byłym mężem. Nie zdążył do szpitala na mój poród. Nie odbierał telefonów. Potem się okazało, że zasnął: „No zaspałem” rzucił. Jakby „zaspałem” było dostatecznym powodem, żeby nie pojawić na porodzie syna. Powiedziałam: „Jasne, ok”. A przecież byłam wściekła, smutna i rozżalona.
Jednak przeżywanie takich emocji wydawało mi się tak małe.
A potem, kilka lat później, Piotr próbował popełnić samobójstwo. Weszłam do domu, w sypialni spał nasz czteroletni syn. Męża znalazłam w łazience, nieprzytomnego. Leki, alkohol. Jak mama. Tłumaczyłam go. Kryzys, depresja, brak terapii. Dlaczego? A gdyby tam wszedł nasz syn? Co bym powiedziała mu rano? Potem zrozumiałam, że tłumaczę bliskich mi ludzi, taki mam nawyk.
Nie róbcie tego, ludzie muszą brać za siebie odpowiedzialność. Jeśli ty ją bierzesz za nich – w końcu zapłacisz za to wysoką cenę.
Napięcie
To był pierwszy objaw mojej depresji. Nieustanne napięcie. I wku*w. Rozstawiałam ludzi po kątach, traciłam panowanie nad sobą na służbowych zebraniach. Miałam ochotę wywalić wszystkich z pracy. Robiłam awantury. W sklepie, i w korku.
– Mamo, dlaczego jesteś wciąż zła? – spytał mój syn.
– Nie wiem, kochanie – odpowiedziałam.
Bo nie wiedziałam.
Przecież nie dlatego, że mąż, którego ratowałam, odszedł do innej. Przecież nie z powodu żalu. Nie, nie, nie.
Oczywiście, że tak.
Wstyd
Nagle czujesz absolutny bezsens życia. Ty, optymistka. Ty, siła. Całą niedzielę spędzasz w starym podkoszulku, chodzisz tylko do lodówki po kolejną porcję lodów. Robisz minimum. Oglądasz seriale. I marzysz o tym dniu, gdy ukryjesz się w kołdrze i nikt nic od ciebie nie będzie chciał.
– Mamo, co dziś robimy– pyta dziecko.
– Mam gorączkę, kotku – kłamiesz.
I leżysz. Tylko w łóżku jesteś bezpieczna. W poniedziałek znów się ubierzesz w uniform i pójdziesz walczyć w swoim korpo. Nikomu nie powiesz, że nie byłaś z synem w kinie, nie byłaś na imprezie, na siłowni, nad jeziorem. Nie zrobiłaś setek rzeczy, które robią aktywni ludzie. Wstyd. Ogromny wstyd i poczucie winy. Co z ciebie za matka, co za kobieta aktywna?
Już wtedy wszystko w tobie krzyczy: „pomocy”. Ale nie umiesz o nią poprosić.
Bezsenność z sennością pomieszana
Noce są takie aktywne. Facebook w nocy aktywny, tyle seriali, portali plotkarskich. Noc to świat ludzi w depresji, lękowych, smutnych. Jeśli nie łykają chemii – budzą się ich demony. Jeśli jesteś dzielna, próbujesz je uśpić. Robisz pranie, ciasteczka, przeglądasz lekcje dziecka, i swoje stare rzeczy.
Ale gdzieś wiesz – coś jest nie tak.
Potem śpisz za długo, przesypiasz nad biurkiem, dzień miesza się z ranem.Tęsknisz za sobą dawną, która o szóstej witała świt bieganiem i kawą. Nie jesteś w stanie ruszyć nawet ręką o szóstej. „Eh, ta zima”. Ale to nie zima. To ty.
Nadwrażliwość
Płaczesz na filmach i na reklamach. Gdy oglądasz wiadomości. Płaczesz z powodu cudzego cierpienia, radości. Z powodu czyjś wzruszeń i żali. I płaczesz tak, ale nie widzisz, że to dlatego, że niczego swojego naprawdę nie przeżywasz. Twoja podświadomość mówi: „Rany, płacz chociaż nad cudzym życiem skoro nad swoim nie potrafisz, wylej łez trochę, bo z tobą silną już wytrzymać naprawdę się nie da”.
Akceptacja
Tylko ona może cię uratować. Akceptacja siebie, swojego stanu, przeszłości. Że nie wyszło, że cierpisz, że popełniłaś błędy. Że miałaś beznadziejne dzieciństwo, że wciąż wspierasz kogoś, a nikt ciebie.
Ten moment płaczu jest wyzwoleniem. Moment, gdy rozumiesz, że wielu rzeczy nie zmienisz, wiele przespałaś. Ale to jedyny moment, żebyś się wydobyła.
Z tego momentu nieoczywistej depresji, gdzie wydaje się wciąż żyjesz, a jednak bardziej umarłaś.
Pocieszenie? Obiecuję, że ono jest. Że można z tego wyjść. Znów spać, budzić się na kawę i mieć siłę pobiegać. Ale jeśli nie poprosisz o pomoc, zostaniesz w czarnym świecie.
Chcesz tego na pewno?
Magda