Dzień pierwszy, zaczynam nowe wyzwanie! Jadę z wielkim entuzjazmem na kolejne szkolenie, na które już dawno miałam chrapkę. Jadę i myślę sobie, że życie jest piękne. Czuję wdzięczność, że wygospodarowałam czas, fundusze, mam zapewnione wsparcie ze strony męża i jego pełną akceptację.
Słońce świeci, jest ciepło, szybko dojeżdżam na miejsce – do malowniczej podwarszawskiej miejscowości, gdzie czas jakby płynie wolniej, a ptaki śpiewają jakby ze 20 razy głośniej, niż w moim dzielnicowym parku.<
Pełnia szczęścia!
Spotykam nowe kobiety. Trenerkę, która dużo gada i ma sarkastyczne poczucie humoru, które lubię. Wyłączam swoje trenerskie „filtry”, nie oceniam, szybko wczuwam się w rolę uczestnika. Już wiem, że będzie dobrze.
Mój entuzjazm stygnie pod koniec tego dłuuugiego dnia. Niski poziom energii w grupie jest nie tylko wyczuwalny, ale i widoczny gołym okiem. Zmęczenie daje o sobie znać. Ogrom materiału. Praca domowa do wykonania na następny dzień i sporo nauki! Wszystko nowe.
Wiedza, którą jakąś tam miałam – zostaje wywrócona do góry nogami. Nic nie wiem! W rezultacie wracam smutna. Na co ja się pisałam! Na co mi to!? Może lepiej dać sobie z tym spokój? Czy aby na pewno ja się nadaję do tego? W mojej głowie milion wątpliwości, lęk, że nie ogarnę tego i nawet nieśmiała chęć rezygnacji. Bo po co mi to! Po co się tak męczyć!
Męczę się wieczorem, główkując nad pracą domową, ćwicząc to, czego się nauczyłam. Kładę się późno spać. Wczesna pobudka, bo na miejscu trzeba być chwilę po 8 rano. Wstaję zmęczona, niewyspana. Wszystko w pędzie. Jadę….smutna. Nie wiem, czy dam radę.
Przejeżdżam kolejne kilometry w zamyśleniu i nagle, jak grom z jasnego nieba – przychodzi odpowiedź! Przecież to moja podświadomość robi sobie ze mnie jaja! Śmieje mi się bezczelnie w twarz! Jej się po prostu nie chce uczyć nowych rzeczy, bo wie ile wysiłku musi włożyć, aby zdobyć nową wiedzę, przerobić ją i nabyć nowe kompetencje.
Uuuu to jest dużo pracy. A jej się nie chce! Przecież to oznacza wyjście ze strefy komfortu, z wygodnego ciepełka, z bezpiecznej skorupki! Wykonania tego, co dzisiaj wydaje się trudne, niemożliwe. Ach ta nieświadoma i już świadoma niekompetencja! Właśnie na to wpadłam. Właśnie w tym momencie to zrozumiałam.
I również w tym momencie przypomniałam sobie, że zawsze tak się dzieje. Zawsze, kiedy zaczynam realizować zupełnie nowe wyzwanie. Zawsze mój umysł podpowiada mi – zrezygnuj! Nie męcz się! Tak jest z każdym celem, który sobie stawiam. Już przy pierwszej trudności pojawia się myśl o rezygnacji, co wynika z lenistwa mojego umysłu! Mojej rozleniwionej, Pani wygodnickiej – podświadomości!
Na szczęście już się nie nabieram na to! O nie! Wiem, co wybiorę i wiem, na ile moja motywacja jest silna, aby iść dalej. Wiem, ile będzie mnie to kosztowało, wiem jak bardzo będę zmęczona w tym najbliższym czasie. Wiem, że jestem zmuszona do poświęceń i rezygnacji ze wszelkich pobocznych spraw(kolacyjki z przyjaciółmi, spotkanie towarzyskie nad Wisłą, wieczorne wino wypite w letni wieczór i czytanie nowej książki) Wiem. Wiem. Wiem.
I tak sobie myślę, że skoro podjęłam się czegoś, skoro takie miałam marzenie – to nie odpadnę na pierwszym zakręcie. W pocie czoła, z pełnym zaangażowaniem i poświęceniem – zrobię to! Bo tutaj chodzi o moje marzenie! I cholera! Nie ma zmiłuj! Niech boli! Wytrwam!
Dojeżdżam na miejsce uśmiechnięta i zadowolona. Z otwartą głową i podświadomością, która właśnie dostała porządnego kopa na rozpęd. Jestem w pełni gotowa na kolejny dzień pracy. Konkretnej pracy. Niełatwej pracy.Jakie to szczęście, że tak szybko to wyłapałam. Jakie to szczęście, że przypomniałam sobie, że z każdym tak trudnym początkiem – sukces smakuje tak wybornie!
Właśnie dlatego lubię te trudności. Lubię tę niewygodę. To właśnie w niej dostrzegam największą wartość.
Bo czym byłaby realizacja marzeń bez wysiłku i zaangażowania na 100%? Czy w ogóle możliwe jest zrealizowanie marzeń bez wysiłku? Ciekawa jestem, z czym Tobie kojarzy się realizowanie marzeń.
Bo dla mnie, to jest determinacja + ciężka praca + wyrzeczenia i poświęcenia + wytrwałość w pokonywaniu trudności + świadomość po co mi to (moje dlaczego).Jeśli więc sądzisz, że marzenia spełnia się ot tak, to jesteś w błędzie. Nie wierz tym, którzy mówią, że to takie proste. To nie jest proste. Czasem nawet nie takie przyjemne, jak Ci się wydawało. Ale najważniejsze, że realne i osiągalne. Bo swoje marzenia spełniasz tylko Ty, swoją codzienną pracą i codziennym wychodzeniem ze swojej strefy komfortu.Pytanie, czy jesteś na to wszystko gotowa/y?
Ps. Wejście na ten szczyt – Trzy Korony w Pieninach, z mężem, ze znajomymi oraz czwórką dzieci kosztowało mnie zdarte pięty, zakwasy w udach i łydkach, pot, zmęczenie z powodu zajmowania dzieci wszystkim, czym się dało, aby tylko nie zauważyły, że wchodzą tak wysoko. Trasę pokonaliśmy w 2 godziny wraz z zejściem! Ludzie na szlaku komentowali, jak dzielne są nasze dzieci i zupełnie nie marudzą 😉 Dla tego widoku warto było!
Poznaj holistyczny projekt dla kobiet CRAZY WOMEN GO HEALTHY i odnajdź swoją wewnętrzną MOC