Myślałam, że czasy, kiedy usłyszę: „Co wy tam w tym domu robicie”, dawno już minęły. Serio. No który szanujący się facet byłby w stanie powiedzieć: „A tam, też mi wielkie rzeczy, siedzicie w domu i narzekacie”.
Cóż, na pewno żaden z facetów, których dobrze znam i z którymi się przyjaźnię nie zaryzykowałby taką tezą. Ale bywa, że w jakimś szerszym towarzystwie trafiasz na takiego, co mu szowinizmem z oczu patrzy, który uważa, że miejsce kobiety jest w domu i przy dzieciach, a on na rodzinę będzie zarabiać. I okej, stary, niech ci się żyje dobrze, bylebyś prawa do szczęścia nie odbierał swojej żonie. Bo czy ona chce w tym domu „siedzieć” i li jedynie dziećmi się zajmować (jasne „jedynie”)? Spytałeś? No właśnie tacy rzadko pytają. Mówią raczej: „Kochanie, po co ty pracować masz, zostań z dziećmi, ja o wszystko zadbam”. Szczerze – gdyby mój mąż mi tak powiedział, z pocałowaniem ręki dzisiaj wzięłabym tę ofertę. Znając siebie, pewnie na chwilę, bo nosiłoby mnie po jakimś czasie. Ale to ja.
Są jednak kobiety, które w domu zostają, bo chcą być z dziećmi, bo uważają, że taka właśnie ich rola wpojona przez matkę być powinna. Gorzej, kiedy zaczynają słyszeć, że są darmozjadami, że nic nie robią, że on to haruje, a ona tylko wakacje by planowała. A w nosie z takim układem – myślisz, ale jesteś w w czarnej dupie, bo jak się z tej zależności finansowej wydostać, eh.
Ale wracając do tematu. Siedzę sobie ostatnio ze skręconym kolanem pod stokiem i słyszę, jak faceci przy piwku obok rozmawiają. Śmiechy, chichy, ale coś mnie w tej ich rozmowie niepokoi. A jakże, zebrała się ferajna napuszonych kogucików, co to kasę zarabiają, a żonie przy garach stać każą i pretensje mają, kiedy ona się skarży, że jest zmęczona. „Czujesz, ona mi mówi, że nie ma siły! Cały dzień w domu siedzi, nic do roboty nie ma, ja zapie*dalam, żeby ona mogła sobie z dziećmi na nartach pozjeżdżać”. O nie, co to to nie. Kolano bolało jak jasna cholera, ale mój wkurw okazał się silniejszy. „Stary, a czy ty wiesz, że dzięki twojej żonie, która w domu zapieprza, uwierz, bo nie siedzi, ty jakieś pięć koła miesięcznie oszczędzasz!?! Ona sobie na wakacje zarobiła, a ty?”. Walnęłam prosto z mostu, szybciej niż pomyślałam. I wyszłam. Myślałam, że umrę z bólu, ale mina tych gości przy stole wynagrodziła moje spuchnięte kolano. Nożesz co za dziad.
Pięć tysięcy. Hm. Oczywiście sumą w kosmos wystrzeliłam, ale zaczęłam myśleć, czy przypadkiem nie trafiłam w czuły punkt. Bo gdyby tak wycenić domowe prace? Tak realnie? Ile wyniosłoby wynagrodzenie kobiety, która według co niektórych siedzi tylko w domu? Pranie, sprzątanie, zakupy, wożenie dzieci, odrabianie z nimi lekcji, organizacja wolnego czasu? No ile?
Sprzątanie
Wiadomo, że codziennie nie trzeba jakiś wielkich porządków. Ale tę łazienkę, podłogę, odkurzyć, to dwa razy w tygodniu by się przydało, jak już się w domu siedzi. Ile dziennie czasu poświęcamy na sprzątnie, gdy jesteśmy w domu? Jeśli uśrednimy do dwóch godzin za naprawdę niedużą stawkę 15 złotych za godzinę, wychodzi nam jakieś 210 złotych tygodniowo.
Prasowanie
Do znajomej raz w tygodniu przychodzi pani, która prasuje wszystko, co się uzbiera. Raz jest mniej, raz więcej. Dostaje 150 złotych jednorazowo. Ale też spędza kilka godzin nad deską. Super, jak ktoś lubi. Ja nie cierpię, nie prasuję, ale jakbym siedziała w domu, co by mi szkodziło. I tak prasuję, jak zakładają jakieś rzeczy.
Gotowanie
No kurczę, w końcu to też zajęcie. Tylko jak je obliczyć. Załóżmy, że mamy każdego dnia w domu kucharza (przystojnego!), który gotuje (moje marzenie!) obiad, przygotowuje pozostałe posiłki, czasami musi wykazać się nie lada kreatywnością, bo przecież dzieciaki nie wszystko zjedzą. Trafiłam na dane, że średnie wynagrodzenie kucharza to 1700 złotych miesięcznie. Nie bądźmy zachłanne. Zostańmy przy 1500 na rękę. Gotowanie 24 h/siedem dni w tygodniu, czasami pieczenie ciast, robienie bułek, gotowanie na imprezy. Nie chcę być jakaś małostkowa i wychodzić na zachłanną.
Zakupy
Trzeba zaplanować, zrobić listę sprawdzić czego brakuje, a jeszcze najlepiej mieć rozeznanie w promocjach i innych takich. Jeden ze znanych marketów dostarcza zakupy w dzień zamówienia za 25 złotych. Całkiem rozsądnie… Zwłaszcza, że nie doliczam planowania. Niech będzie, moja strata.
Opieka nad dziećmi
No tu się robi grubo. Bo w końcu siedzimy z tymi dziećmi, żeby nie płacić za nianię czy żłobek. Inna sprawa, że te pieniądze się oszczędza. I oszczędzasz je ty kobieto, która z dziećmi decydujesz się zostać. Ile to pieniędzy – doskonale wiesz. Od 500 do 800 złotych za żłobek, niania – wiadomo zależnie od miejsca zamieszkania. Zakładając, że nie chcemy uprawiać tu jakiegoś zdzierstwa, to te 2500 złotych za miesiąc trzeba by było policzyć. Przynajmniej za godziny, które można potraktować jako „robocze”, prawda?
Wożenie dzieci
Ha, nikt o tym nie myśli. A mnie ostatnio zastrzelił dobry znajomy mówiąc, ile płaci pani, która wozi jego dziecko cztery razy w tygodniu na treningi na drugi koniec Warszawy – 2300 złotych na rękę! Byłam w szoku, ale jak później przeliczyłam godziny, to wcale nie jest jakaś wygórowana cena. Ja swoje dzieci wożę 30 km w jedną stronę. Ale pracuję, więc już odpuszczam sobie te wyliczenia, ale co z tymi kobietami, które – skoro siedzą w domu – to i wożą dzieci. A co gdyby miały taką pracę, że ktoś by wozić musiał?
Odrabianie lekcji
Dobry korepetytor to od 50 do 100 złotych za godzinę. Jak w mordę strzelił, taką kasę trzeba wydać. A, kiedy mama w domu, a tata tak ciężko haruje, ona oszczędza sporą część wydatków ślęcząc nad lekcjami i próbując zgłębić zagadnienia z fizyki, historii, matematyki czy przyrody. Pomaga w robieniu prezentacji, przepytuje przed sprawdzianami, pomaga w zadaniach domowych. Taki korepetytor na stałe, specjalizujący się w każdej dziedzinie – toż to skarb!
Animacja
„Kochanie, zaprosiłem Jolkę z Andrzejem na kolację”. Jasne, świetnie, ku*wa. Kolacja sama się nie zrobi, chata nie wysprząta choćby na tyle, żeby do podłogi się nie przykleili. No i trzeba się nastroić, alkohol odpowiedni kupić. Zaraz, co ona lubi? Białe wytrawne? A on czystą białą? No i dzieci, pewnie zostaną u nas na noc, jak zazwyczaj. Stówka za godzinkę wyśmienitego towarzystwa i przygotowanej imprezy? Może być? Obojętnie, czy siedzicie przy stole, czy gracie w lotki czy scrable. Dobry animator, przy którym każdy czuje się swobodnie, musi się jednak cenić, prawda?
To ile nam wychodzi miesięcznie? Hmm, policzmy. O ku*wa, już przy samym sprzątaniu, prasowaniu, gotowaniu i opiece nad dziećmi mamy jakieś sześć tysięcy. Dalej nie liczę. W końcu i tak zaniżałam stawki, mogłabym nawet z kilku dni robienia zakupów zrezygnować albo mniej prasować. Animacje od czasu do czasu robić w gratisie. W końcu są znajomi, których bardzo lubię i sama zapraszam. Ale gdyby tak wycenić pracę tych, które siedzą w domu, dla tych którzy uważają, że są darmozjadami, to wara mi. Bo obliczeniami rzucę w twarz, a wtedy mało kto się z tego wypłaci! I jedne narty w roku i wakacje 10-dniowe, na pewno nie wystarczą!