Go to content

Rak zaprezentował mi się jako SZANSA. Jako okazja na to, by całkowicie zmienić swoje życie

Fot. iStock/Soft_Light

Rakowa logistyka to taki swego rodzaju plan, który każdy na miarę własnych możliwości sam sobie opracowuje. Bez planu bowiem, raczej ciężko jest z rakiem walczyć. Plan, to ostatecznie jakieś tam wytyczne, jakiś kierunek, coś, co powoduje, że zbieramy się z łóżka każdego dnia i bez względu na wszystko, podejmujemy działania, które w naszym przekonaniu mają poprowadzić nas ku zdrowiu. Zanim jednak plan powstanie, każda z nas ma ten moment w gabinecie lekarza, kiedy to słyszy jakby przez mgłę, ten głos przedzierający się do jej świadomości: ma pani raka.

Dla mnie był to dziwny moment, taki z serii tych, kiedy to stanęłam w drzwiach swojego umysłu i z pewną taką stanowczością usiłowałam nie dopuścić  do siebie napierającej na mnie, obrzydliwej rako-myśli. To dlatego głos pani doktor brzmiał dla mnie tak, jak głos dochodzący z zaświatów, a moja uwaga skupiła się raczej na jej tuszy i fryzurze, zamiast na treści przekazywanej mi informacji. Klasyczne zaprzeczenie to było i całkowity brak chęci skonfrontowania się z rzeczywistością. Typowa próba ucieczki. Zatkanie uszu i zamknięcie oczu z serii, nie widzę, nie słyszę, nie ma mnie i nie mnie to dotyczy.

Przyjęcie diagnozy to nie jest bowiem łatwa sprawa. Jak nigdy, włącza się nam instynkt samozachowawczy i pełną mocą, na ile tylko nas stać, próbujemy odeprzeć atakujące nas słowa lekarza. Wiadomo. Na próżno. Diagnoza zawsze i w każdym niemalże przypadku przechodzi w końcu przez próg naszego wystraszonego mózgu i zaczyna się w nim zadomawiać. My tymczasem stoimy pod murem, przygwożdżone jej ołowianym ciężarem. I to ten ciężar powoduje właśnie, że słowa nagle stają się ciałem i na mniej lub bardziej intelektualnym poziomie zaczynamy rozumieć to, co doktor wycedził z chirurgiczną precyzją. Rzeczywistość, którą chwilowo przełączyłyśmy na zwolniony tryb, łapie na powrót swoje tempo po czym z przyspieszeniem sportowego samochodu uderza w nas z całą mocą. Diagnoza, choć niezwykle bolesna, dociera wtedy do nas i od tego momentu po prostu jest. Jest i już. A my stajemy na rozdrożu.

Nazywam ten moment rozdrożem, a jego waga jest zasadnicza. Chwila, w której dociera do nas lekarski przekaz o chorobie, jest niewątpliwie decydująca. To wtedy bowiem zadajemy mantryczne pytanie: DLACZEGO? Dlaczego ja? Dlaczego w takim wieku? Dlaczego w tym momencie….  Tłucze się nam toto po głowie w oczekiwaniu na jakąś rozsądną odpowiedź. I być może jest to nic innego jak właśnie instynkt samozachowawczy, który w tenże pytający sposób próbuje ściągnąć całą naszą uwagę na coś naprawdę ważnego. Być może, to jest nasze koło ratunkowe. Owo: „DLACZEGO?”, które pojawia się prawie u wszystkich. Włącza się jak czerwona lampka i wyje nam w głowie syreną. W tych doprawdy niekorzystnych okolicznościach, „DLACZEGO?” przychodzi żeby nas zbawić. Tyle tylko, że my nie zawsze potrafimy odczytać wynikający z „DLACZEGO?” przekaz. Tymczasem to jest właśnie ten moment. Chwila, którą śmiało można podciągnąć pod wybór pomiędzy życiem a śmiercią. Co chcę przez to powiedzieć? Już mówię.

Odpowiedź na pytanie z serii „DLACZEGO?” może pójść w jednym z dwóch kierunków. I taki też jest najczęściej schemat. Pierwsza z dróg prowadzi nas w pewnym sensie do celu, który łatwo jest nam przewidzieć, choć niekoniecznie jest to cel optymistyczny. Znamy raka z opowieści, z historii choroby osób bliskich i dalszych, z telewizji, z filmów które łzy wyciskają no i wreszcie z medycznej oceny naszej sytuacji. Rak w tej opcji zamienia się w ciężką chorobę, której najczęściej jesteśmy ofiarą, no chyba że geny mamy zmutowane, wtedy to ofiarą genetyczną zostajemy.

Jeżeli taką drogą pójdziemy, a zatem tą przetartą, utrwaloną, wspomaganą przez wszechobecny rakowy PR, wtedy może być nam naprawdę ciężko. Pewnie, że mamy szansę na pokonanie choroby. Pokonywały ją przecież nasze babki, matki, ciotki i sąsiadki. Wszystko co miały to wypracowana przez lata praktyka postępowania w przypadkach raka piersi. I to w ramach tego musiały odpowiedzieć sobie na pytanie: „DLACZEGO?” . Gdyby przyszło mi chorować w takim scenariuszu, nie wiem, czy byłabym w stanie utrzymać się na powierzchni. A przecież miliony kobiet na świecie podróżuje tym szlakiem. Jest znany, swojski, przetarty. Tyle tylko, że przy okazji jest też nieziemsko trudny. Wymaga skonfrontowania się z chorobą, która jest chorobą śmiertelną, która w kuluarach nazywana jest wyrokiem, sytuacją z serii: „zostało pani sześć miesięcy”! Dla mnie to obłęd. To pomyłka. To niepotrzebny absurd. To nie droga żadna, lecz równia pochyła. A przy tym wszystkim, to to jest właśnie rakowy standard! Czy ktoś to w ogóle kiedyś przemyślał? Czy ktoś się zastanowił kiedyś nad tym, na co skazuje się chorych na raka? Nie wydaje mi się wcale. W wizerunku jaki stworzono na potrzeby raka nie ma bowiem miejsca na empatię, a i niewiele jest tak po prawdzie na nadzieję.

W ramach dygresji, opowiem więc historię. Żeby umiejscowić ją w czasie, byłam wtedy już po operacji i po jakiejś trzeciej chemii. W odwiedziny zajechali ciocia z wujkiem. Pięknie było tego dnia. W San Diego mieszkam, w Kalifornii, ocean aż się prosił o spacer. No to poszliśmy. I gdy tak szliśmy sobie plażą, mocząc nogi w oceanicznych falach, ni stąd ni z owąd wujek szeptem mnie zapytał:
– to ile ci zostało?
– ile czego wujku?
– miesięcy życia…
– ????? … mało brakowało, a ocean zabrałby mnie natentychmiast i na zawsze.

Wujek rzecz jasna, był z bajki o strasznym raku. Bajki, której ja nie rozumiałam, gdyż moja droga przez raka prowadziła całkiem innymi ścieżkami. Kiedy ja stanęłam na swoim rozdrożu i kiedy to po mojej głowie tłukła się myśl: „DLACZEGO?”, odpowiedź jaką dostałam zabrała mnie do zgoła odmiennej bajki. Takiej, w której rak zaprezentował mi się jako SZANSA. Jako okazja na to, by całkowicie zmienić swoje życie. Kolejny post właśnie o tym opowie….

 

 

 

 

amazonka w dzubki agata

sliwowski-awatarAmazonka w Dżungli to portal dla kobiet i o kobietach, w których życiu pojawił się RAK. To miejsce, w którym piszemy o tym jak przeżyć raka i nie zwariować; co zrobić by życie pomimo choroby nie straciło na jakości; jak odzyskać grunt, który utraciłyśmy z powodu jednej, obezwładniającej diagnozy. To portal, w którym odkodowujemy raka, odzieramy go z czarnego PR’u i uczymy jak budować w sobie moc.

Odwiedź Amazonkę w Dżungli na blogu oraz na Facebooku.