Jestem wolontariuszem dwóch fundacji… Jedna pomaga chorym dzieciakom, druga – seniorom. I tyle. Zauważyłem bowiem prawidłowość, że informacja na ten temat przyjmowana jest przez znajomych, czy dajmy na to współpasażerów autobusu (nie, żebym przesadnie się tym faktem chwalił i raczył nim każdego) z lekkim zaniepokojeniem. Ewidentnie wprawia ich to w zakłopotanie.
Nie mam pojęcia czy obawiają się, że zaraz zacznę ich agitować, namawiać na wsparcie finansowe, domagać się datków, czy… mają jednosekundowe poczucie zakłopotania, że sami nie robią nic. Otóż – nie ma takiego obowiązku, zatem nie ma powodu do wyrzutów sumienia. Niech każdy rządzi swoim czasem wolnym tak jak chce.
Ja przekonałem się już dawno, jak bardzo naiwne jest myślenie, że wolontariuszem jest się bezinteresownie. Otóż nie! To daje naprawdę bardzo dużo! Wydaje mi się nawet, że zdecydowanie więcej dostaję niż sam mogę dać. Uśmiechy dostaję na potęgę, ogrom radości, ciepła, chęci do życia, pozytywnej energii i… przyjaciół.
Tak, tak… przyjaźnię się z ośmioletnim Kacprem, chorym na raka i… z osiemdziesięcioletnią Panią Aurelią, której sił i zdrowia mogłaby pozazdrościć niejedna nastolatka, ale nie o tym chciałem pisać…
Jakiś czas temu Mateusz Damięcki odebrał wyróżnienie w plebiscycie Gwiazd Dobroczynności. Tak się składa, że wiem o ogromie jego działań w zakresie pomocy charytatywnej. Jest choćby „twarzą” fundacji mojego kolegi. Wykorzystuje swoje nazwisko, by pomagać innym. Po fakcie wylało się na niego wiadro z pomyjami, bo „lansuje się na pomaganiu”. Dorota Wellman przekazała lwią cześć wynagrodzenia z kampanii reklamowej na cele charytatywne – to samo… atak! Lans na pomocy innym? Proszę bardzo! Zdecydowanie wolę taki, niż ten opierający się na pokazywaniu dupy na Instagramie.
Nie wspomnę nawet o Jurku Owsiaku (którego sam wspieram całym sercem i nie tylko), bo mam świadomość, że ataki na niego i Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy mają w dużej mierze charakter polityczny. Niemniej z podobnymi problemami mierzą się Janka Ochojska (Polska Akcja Humanitarna), Anna Dymna (Fundacja Mimo Wszystko), Ewa Błaszczyk (Fundacja Akogo) i pewnie wiele innych osób, które zdecydowały się pomagać innym.
Przez jakiś czas rozważałem założenie własnej fundacji. Mam jednak świadomość jak wielka jest to odpowiedzialność. Poza tą garstką, której zdecydujemy się jako fundacja pomóc, jest jeszcze ogrom osób, którym trzeba tej pomocy odmówić. Od jakiegoś czasu przeznaczam co miesiąc pewną kwotę, którą wspieram potrzebujące osoby na siepomaga.pl (Zajrzyjcie na tę stronę koniecznie i wesprzyjcie nawet kilkoma złotymi wybraną przez siebie akcję. Gwarantuję, że od razu poczujecie się fajniejsi). Czasami przyznaję całą tę kwotę jednej osobie, innym razem dzielę ją na kilka osób. Za każdym jednak razem podjęcie decyzji komu jest dla mnie niesamowicie trudne. Zupełnie jakbym podejmował decyzję od której zależą losy świata. Z drugiej jednak strony czasami czyjś cały świat może runąć jeśli odpowiedniej kwoty nie da się zebrać.
Koleżanka zaangażowała się w Szlachetną Paczkę. Wiecie… wybieracie sobie rodzinę, dostajecie spis czego ta rodzina potrzebuje (np. kredki, makarony, ryże, buty zimowe, środki czystości etc.) i zbieracie to firmą, grupą znajomych, rodziną, albo jeśli macie taką możliwość – sami. W okolicach Świąt – wolontariusze dostarczają te paczki potrzebującym rodzinom. Marta sama nie jest milionerką, więc zaczęła namawiać znajomych na Facebook’u, żeby pomogli jej zebrać wszystko. I znowu zalała ją fala żółci, nieprzyjemnych komentarzy. Zupełnie jakby chciała to wszystko zgarnąć dla siebie.
Zastanawiam się co takiego się z nami stało, że najzwyklejsze w świecie dobro, chęć pomocy… wydaje nam się podejrzane. Od razu zaczynamy dopatrywać się w tym drugiego dna, haczyka, przekrętu. Bo przecież trzeba coś na tym ugrać. Nikt nie robi niczego za darmo. Otóż tak jak mówiłem. Za darmo nie… Uśmiechy dostajemy na potęgę, ogrom radości, ciepła, chęci do życia, pozytywnej energii i… przyjaciół. I to wystarczy. To już BARDZO DUŻO! Nie napiszę już nawet o tym, że tak naprawdę fajny, potrzebny, ważny czuję się po każdych zajęciach komputerowych, które prowadzę dla seniorów. A gdy spotykam się z dzieciakami… czuję się kochany i… podziwiany. Także tak, z pewnością… coś z tego pomagania mamy.