Sylwia
Noce są nieprzespane. Zasypia nad ranem. Płacze, wyje wręcz w poduszkę. Przed dziećmi gra. Poprosiła o zwolnienie lekarskie na kilka dni. W nowej pracy nie może się tak pokazać. Doktor o nic nie pytał. Widział jej smutne oczy, ale nie śmiał proponować pomocy. Wypisał zwolnienie. I często o niej myślał. Ciepło. Lubił ją bardzo. Lubił takie kobiety. Kobiece, pewne siebie, inteligentne. Wspaniałe matki, dobre żony. Trochę zabiegane, ale zawsze stawiające w swojej hierarchii rodzinę na pierwszym miejscu. Sylwia nie była mu przeznaczona. Pomarzyć mógł jedynie. Co to szkodzi.
Radek śpi w aucie pod domem. Przynosi kwiaty, przeprasza. Może i trochę żałosny jest, ale przynajmniej łechce to Sylwii ego. Nie pobiegł do kochanki. Waruje tu, pod domem. Marta nie namawia Sylwii do przyjęcia męża. Zauważa jedynie, że może tylko taki radykalny sposób uświadomił mu, co w życiu jest ważne. Może zrozumie i jeśli się nawet rozstaną, to będzie miał kontakty z dziećmi. Trochę racji w tym jest, za wcześnie jednak by myśleć o wybaczeniu. Sylwia chce widzieć jego starania. Na razie go ignoruje. Skupia się na Pauli. Na zemście. Nie będzie tak spektakularna jakby chciała. Ale wbije miecz głęboko. I przekręci dla pewności trzy razy, by ją dobić. To już jutro. Marta wzięła wolne. Pojadą razem…
Paula
Raz tylko zadzwonił. Pieprzony jedyny raz. W tle słyszała dzieci i kobiecy głos. Powiedział, że Sylwia wie, że to koniec, że znika, nie życzy sobie kontaktu. I że kłamał cały czas, bo chciał się dobrze bawić.
Bolało. Nie wiadomo, co bardziej. To, że kłamał czy, że znika. Jak to koniec? Jaki koniec?? No mieli przecież być razem. Miał się rozwieść i należeć do niej. Chciała z nim uwić sobie gniazdko i żyć długo, i szczęśliwie. Obiecywał, że ją kocha, że jest wspaniała i jedyna. Że fruwa nad ziemią odkąd się pojawiła w jego życiu. Zmienił zdanie? Tak po prostu mu się k… znudziło? Co ona dziewczynom powie? Ale będą miały bekę. No masakra. Jezu, chyba się zwolni. Przecież będą się nabijać. Już się podpytują, kiedy Radzio będzie. Jak im powiedzieć? Jak mógł jej to zrobić? Było tak cudownie, tak super. Na pewno ona go zmusiła. Bo jak inaczej. Odkochał się? No opcji nie ma. Czuła, że mu się podoba. Mówił jej to, że jest taka słodziutka do schrupania. Napisze do niej. Niech nie będzie taka pewna. Radek jej jest i tyle. Przypomniała sobie żona, że ma męża. Trza było kariery nie robić, tylko z dupą w domu siedzieć i chłopa pilnować. Ona by siedziała. Dbałaby o niego. I kochała jak szalona.
Mama widzi, że coś z nią nie tak. Że jakaś markotna jest. Będzie kłamać. No bo co powie. Zmyśli jakąś grypę żołądkową. Do roboty nie pójdzie. Już kolejny dzień. Szkoda, że w ciąży nie jest. Radek by się nie wywinął. A i dziewczyny przestałyby plotkować. Teraz gadają, aż uszy puchną. Czuje na sobie ich wzrok.
Płakać się jej chce. Nie może uwierzyć, że to koniec. Że Radek nie będzie przyjeżdżał.
To na pewno nieprawda. Z zamyślenia wyrywa ją matka. Zapłakana. Mówi, by zeszła na dół. Ojciec stoi za nią. Wściekły. Ciska gromami z oczu. Mówi jedno zdanie, że nigdy się tyle wstydu nie najadł. Paula jeszcze nie wie, o co chodzi. Idzie powoli na dół. Do paszczy lwa. A tak naprawdę lwic.
cdn.
P.S. Nie znacie całej historii? Zajrzyjcie do wcześniejszych wpisów (KLIK, KLIK, KLIK)
Autorka: Poli-Ann