Od kilku tygodni jesteśmy z mężem stałymi bywalcami klinik weterynaryjnych. Część z nich (te onkologiczne) oblegane są od rana do wieczora. W szoku byłam, że w Warszawie jest tylko jeden znany weterynarz, onkolog. Na wizytę czeka się kilka tygodni.
Zawsze obracałam się wśród ludzi, którzy albo mają albo lubią zwierzęta. Moja babcia powtarzała – spójrz na człowieka, zobacz jak traktuje zwierzęta, będziesz o nim wiedziała wszystko.
Przeczytałam dziś w jednym z artykułów (Newsweek), że w teorii jesteśmy bardzo empatycznym narodem. Aż 80 proc. Polaków uważa, że zwierzęta odczuwają ból tak samo jak człowiek. Z badań (CBOS) wynika również, że nie chcemy również, by zwierzęta cierpiały. 67 proc z nas uważa, że jest to sprawa bardzo ważna. W innym badaniu 68 proc. ludzi przyznało się, że ma czworonoga w domu.
Widać to w tych klinikach weterynaryjnych. Widać też, że ludzie, którzy mają zwierzęta po prostu rozumieją się bez słów. Kilka przykładów.
Jest niedziela, po 22.00 – to jedyna godzina gdzie można zastać doktora B. (leczy zwierzęta chore onkologiczne), w poczekalni tłum. Średni czas pobytu w klinice: dwie godziny. Najpierw w kolejce (długiej) do weta, potem RTG, czekanie na wyniki, konsultacja, badanie krwi. Ktoś odbiera zwierzę z operacji, ktoś zostawia je na noc.
– Luśka to jest z nami 18 lat– opowiada zgnębiona, elegancka Pani. – Ma nowotwór, wciąż podajemy jej kroplówki. – Bo wie pani, ona jeszcze pamięta jak nasze dzieci były małe, jest jak członek rodziny. Przez 18 lat spała ze mną w łóżku.
– Walczymy – mówi atrakcyjna blondynka. Jest z chłopakiem. Oboje głaszczą psa w typie owczarka niemieckiego, ma chore nerki.
– O Boże, jak ja wrócę do domu – zwierza się kobieta w dżinsach. Jest samotna, bez samochodu (klinika w tzw. Czarnej Du…). Przyjechała z kotem, który przybłąkał się do niej dwa lata temu. Teraz choruje Nie Wiadomo Na Co. Nie je, nie pije. Pani od dwóch godzin biega od gabinetu do gabinetu. Kot przechodzi kolejne badania.
O takich jak my niektórzy mówią: „świry”. Bo zwierzęta kochają czasem bardziej niż ludzi. Bo zrobią wszystko, żeby je leczyć, wydadzą każde pieniądze. Tak samo jak ratuje się znajomych, przyjaciół, niektórych członków rodziny. Dobrze, może nie tak samo, ale prawie tak samo.
Dzielmy się może na tych świrów i ludzi, powiedzmy, normalnych. Za „normalnych” uważam pewnych znajomych. Mówili, że nas pies śmierdzi (no śmierdział, ze starości), przeszkadzały im kłaki, nie mieli ochoty trzymać zwierząt na kolanach. Ja naprawdę to rozumiem. Nie mają zwierząt, nie chcą mieć. Tyle. Koniec, kropka.
Ale co z całą resztą wariatów, psycholi?
Już omijam codzienne doniesienia w mediach, pies pobity, zostawiony, z kota zdarta skóra, kot powieszony na drzewie. Są morderstwa ludzi, są morderstwa zwierząt. Świrów nie brakuje. Ale co ja mam powiedzieć o:
Pewnej pani, która tak samo jak ja ma psa rasy gończy polski. Na wspólnym forum na Facebooku pisze: „Sprzedam psa za 1 tyś złotych. Ma rok”. Na pytanie dlaczego chce tego psa chce sprzedać, odpowiada: niszczy w domu.
Czy ta pani zwariowała?!!!! Czy może czytała wcześniej o rasie gończy polski? Tak, to są psy myśliwskie, potrzebują dużo ruchu, niewybiegane mogą rozrabiać.
Ktoś delikatny pisze: „To może pani da ogłoszenie, że odda, będzie łatwiej”. Pani niezrażona: „Ale ja go kupiłam. Nie rozumiem”.
No to szkoda, kobieto, że nie rozumiesz. Bo to jest ODPOWIEDZIALNOŚĆ. Szkoda, że nie przeczytałaś o rasie wcześniej, szkoda, że nie rozumiesz, że gończe bardzo przywiązują się do właścicieli, szkoda, że nie masz sił, by pracować z psem. Da się, naprawdę.
Drugi przykład. Po moim osiedlu lata X. Myśliwy. Ktoś się śmieje: on strzela do bezdomnych kotów. Słucham???? Ktoś z rozbawieniem mówi, że jakiś psychopata poluje na koty? Nic z tym nie robi? Psychopata jest przemiłym mężczyzną, ma dzieci, syn też nienawidzi kotów. Świetnie. Niech się oburza, że krążą po naszym śmietniku.Nawet rozumiem. Ale zabijanie?! I nikt nic z tym nie robi. No tak, bo Psychopata czasem nie trafia do celu.
Trzeci przykład. Do gabinetu weterynaryjnego trafia dobrze ubrany trzydziestolatek, za nim, wiernie idzie owczarek niemiecki. „Proszę go uśpić” mówi Dobrze Ubrany do weterynarza”. „Ale dlaczego mam go uśpić?” pyta doktor. „Bo on nie szczeka”. Wspaniale, prawda. Doktor mówi: „Nie uśpię go”. Dobrze ubrany: „To sam go zatłukę”.
No i czwarty. Ktoś wpadł do gabinetu ze znalezionymi kociętami… W worku.
Ktoś zawiązał worek i zostawił kotki na autostradzie.
Może i bym myślała, że to niemożliwe. Gdybym sama tego nie widziała, gdybym nie czytała prasy, i nie słyszała co wyprawiają ludzie. Dzwonię do znajomego, Tadeusza Bagana. Jest weterynarzem od ponad dwudziestu lat. – Przypadki bestialstwa są różne, czasem w głowie się nie mieści. Przyjechał do mnie kiedyś chłopak z wycieńczonym psem. Pies miał łańcuch wrośnięty w szyję…. Musiał miesiącami się szarpać, walczyć, nikt mu nie pomógł. Kolczatka raniła skórę coraz bardziej, rana w końcu się zrastała. Z łańcuchem w skórze. Każdy weterynarz to przerabiał. Pies przywiązany do drzewa i prawie żywcem zjedzony przez mrówki. Pobita ciężarna suka.
Zresztą moja sąsiadka rok temu znalazła w lesie suczkę. Suka dostaje napadu paniki, gdy widzi obcych. Kuli się, zamiera. Badanie weterynaryjne wykazało, że…
… była najprawdopodobniej gwałcona.
Również analnie, miała poraniony i rozerwany odbyt.
No i cały „zestaw” innych krzywd. Mąż znajomej pobił jej maltańczyka. Po pijaku. Skopał go, złamał mu żebra, łapy. „Przepraszam, nie byłem sobą” powiedział tylko rano.
Jakim człowiekiem będzie syn Psychopaty, który poluje na koty przy śmietniku? Będzie je wieszał, topił czy tylko rzucał trutkę na szczury albo dla zwierząt chorych na wściekliznę? Czego nauczy się dziecko, które słyszy od taty, że koty są parszywe i to okej, że się je topi. „Małe są, nie czują”.
To ja proponuję utopić tatę, w końcu nie ma serca, nic nie poczuje
Jest też druga strona, my kochający zwierzęta za bardzo. Którzy wydadzą każde pieniądze, by je ratować. Często dla siebie.
Tadeusz Bagan: – Pies choruje na nerki, powinien być dawno poddany eutanazji, bo cierpi, męczy się. Właściciele wydają 3 tysiące miesięcznie, podają kroplówki, witaminy, magiczne mieszanki podtrzymujące życie, a jego boli głowa, każdy kawałek ciała, tak czują się zwierzęta chorujące na mocznicę.
Takich przypadków też jest tysiące.
– Mówisz to? – pytam. – Ludzie mają prawo nie wiedzieć.
– Nie mam prawa – odpowiada. Czasem mówię: – Ja już bym swojego psa uśpił.
Moja babcia miała rację – traktowanie zwierząt wiele mówi o nas.
– czasem nie potrafimy odpuścić
– walczymy za wszelką cenę (my)
– czasem egoistycznie walczymy (my?)
– czasem nie lubimy i pogardzamy (tak jak ludźmi, w końcu).
– czasem potrafimy opiekować się tylko cierpiącymi ( bo jest w nas ogromna potrzeba wspierania słabszych)
– czasem kochamy tylko na chwilę, a potem odpuszczamy, oddajemy do schroniska albo do babci ( co świadczy też o naszej impulsywności i chwiejności)
– czasem kochamy tylko, gdy są piękne i młode ( narcystycznie).
Serio, spójrz jak traktujesz zwierzęta, a dowiesz się sporo o sobie.
I błagam, nie mów, że to nie jest ważne.