Go to content

Portret Kobiet Sukcesu

Fot. iStock / MangoStar_Studio

Portret Kobiet Sukcesu

Marlena

Czesała wszystko i wszystkich. Od zawsze. Ledwo chodziła, ale włosami czyimiś musiała się pobawić. Dziś ma 40 lat i nadal uśmiech dziecka, gdy kogoś ma czesać. Zupełnie jak gdyby dostała nową zabawkę. Drobna, niewysoka, zawsze w trampkach i nożyczkami w ręku. W zawodzie od lat dwudziestu właśnie podjęła męską decyzję. Wróć. Kobiecą decyzję, bo postanowiła iść na swoje. Zrezygnować z ciepłej posadki w czyimś salonie i zacząć pracować na siebie. Czemu teraz? Bo ma pewność, że klienci pójdą za nią w ogień. Niektórzy wierni od kilkunastu lat, z którymi zdążyła się zaprzyjaźnić. Zna ich dzieci, wie gdzie pracują, co robią, jakie mają problemy. Bo Marlena prócz nowej fryzury daje tej głowie też odpocząć albo przegadać problem. W sumie powinna brać dwa razy więcej za usługi, bo ma się fryzjera i psychoterapeutę w jednym. Nie było więc obaw, że jej nowy salon padnie. Wręcz przeciwnie. Zapisy ma już na kilka miesięcy naprzód. Gdyby chciała pracować w niedzielę to też by miała pełne obłożenie. Na taką renomę pracowała ciężko kilkanaście lat. Dziś spija śmietankę, ale nie zamierza spocząć na laurach. Nowy salon „Marlene” wymuskany jak pudełeczko za chwilę ruszy pełną parą. Duże lustra, wygodne fotele, pastelowe kolory, dobry sprzęt, ciepłe oświetlenie. Za chwilę wielkie otwarcie i Marlena już wie, że światło gasnąć będzie czasem późnym wieczorem, a ona sama będzie robić dobrze na głowie i w głowie:))

Hania

Ma piękne niebieskie oczy i blond loki. Króciutkie. Nosi kolorowe okulary. Ma przemiłą aparycję. Uwielbia wzorzyste ubrania, w ogóle jest barwna. Może dlatego nie wbiła się w ramy korporacji. Wytrwała trzy długie lata. Raz ją chwalono. Raz wyśmiewano. Ciągła sinusoida. Odeszła niemal z dnia na dzień, bez planu awaryjnego. Zarejestrowała się jako bezrobotna i zaczęła poważniej myśleć o tym, czy nie otworzyć swojego malutkiego biznesu. Była piekielnie utalentowana artystycznie. Lubiła kwiaty. Często tworzyła dla siebie i znajomych oryginalne kompozycje. Uwielbiała malować na szkle i wyrabiać różne formy z masy solnej. To była jej moc. Postawiła na talent. Napisała i złożyła wniosek o dofinansowanie. Przeszła szkolenia i po kilkunastu tygodniach dostała zielone światło. Mieszkając z córką w dwóch pokojach stwierdziła, że musi dać radę. Córka do szkoły, ona do roboty. Z namiętnością tworzyła piękne kompozycje kwiatowe. Ma szkle malowala krajobrazy, a spod jej palców z masy solnej wychodziły anioły, zwierzęta, kwiaty, krasnale i postacie z bajek. Facebook okazał się być oknem na świat. Najpierw nieśmiałe klientki i kilka polubień. Potem poczta pantoflowa i machina ruszyła. Hanka ma czasem tyle zamówień, że nie wie w co ręce włożyć. Córka pomaga. Klientela zadowolona. Można mówić już głośno o sukcesie. Hania woli po cichu i odpukuje w niemalowane (to jej szkło), by nie zapeszyć;)

Elwira

Jest wysoka i dość okrągła. Rumiane poliki, duży biust, donośny głos. Lubi się śmiać. Trudno jej nie zauważyć i nie usłyszeć. Niegdyś księgowa śmiertelnie znudzona biurkiem i cyferkami. Z swojego hobby postanowiła uczynić swój zawód. Zawsze lubiła słodycze. Katować się dietami nie zamierzała, bo i po co, skoro życie tak cudnie smakuje. Ciasta, ciasteczka, torty, babki, babeczki to świat, w jakim czuła się najlepiej i najpewniej. Liczyć umiała to policzyła sprawnie, kiedy i gdzie otworzyć coś swojego. Z biura rachunkowego odeszła. Wykorzystała oszczędności, uzyskała dofinansowanie. Mogła zaczynać. Nazwę już miała „Babeczka”, bo i ona za fajną babeczkę uchodziła, a i wypieki miała wyśmienite.

Nowe osiedle. Tu wynajęła lokal. Przystosowała go. Przeszła pomyślnie wszystkie badania i kontrole. Młode mamy, opiekunki do dzieci, babcie potrzebowały miejsca na pyszną kawę i ciacho, ploteczki, i nawiązanie nowych znajomości.

Elwira trafiła więc punkt. Przytulne wnętrze, domowe wypieki, ona sama charyzmatyczna z sercem na dłoni. To nim właśnie odbiła osiedle. Szybko.Takiej babce przecież „Babeczka” nie mogła się nie udać:)