Już prawie miesiąc za naszymi granicami trwa wojna. Ukraińcy walczą, giną, uciekają z ojczyzny. Polacy, mówiąc kolokwialnie, stają na rzęsach, żeby pomóc, otworzyliśmy serca najszerzej, jak się dało. Widzi i podziwia to cały świat. Tymczasem w tle tradycyjne, polskie wojenki: Beata Kempa i jej konkurs o Wołyniu, obrończyni życia Kaja Godek i jej ulotki antyaborcyjne dla kobiet z Ukrainy oraz kurator Barbara Nowak i problemy z dostępem do szkół dla uczniów z Ukrainy.
„Fundacja Kai Godek rusza do »pomocy« uchodźcom. Będzie rozdawać ulotki w języku ukraińskim przestrzegające przed skutkami aborcji” — podaje na Twitterze grupa Stonewall. Na ulotkach, które fundacja Kai Godek rozdaje przybywającym z Ukrainy kobietom, przeczytać można: „Największym zagrożeniem dla pokoju jest aborcja. Jeśli matce wolno zabić własne dziecko, cóż powstrzyma ciebie lub mnie, abyśmy się nawzajem nie pozabijali?” – to cytat z Matki Teresy z Kalkuty.
„Jeśli ktoś proponuje Pani aborcję (…) proszę natychmiast zgłosić sprawę pod numer alarmowy telefonu 112 lub skontaktować się z najbliższym komisariatem Policji” — czytamy w ulotce, przygotowanej przez fundację Kai Godek.
Dodajmy, że wg prawa ukraińskiego aborcja jest legalna do 12 tygodnia ciąży bez podawania przyczyny, a tabletki poronne są dostępne bez recepty.
Beata Kempa, Przemysław Czarnek i Michał Wójcik zorganizowali konkursu o ludobójstwie na Wołyniu. Komitet Nauk Historycznych Polskiej Akademii Nauk zaapelował o przerwanie akcji przez wzgląd na wojnę w Ukrainie. „Priorytetem polskich uczniów, nauczycieli, rodziców i całego społeczeństwa stało się obecnie udzielanie moralnego i materialnego wsparcia Ukraińcom” – przypomniał prof. Tomasz Schramm.
Jak czytamy w regulaminie, chodzi między innymi o „tworzenie podstaw do współczesnych stosunków polsko–ukraińskich w oparciu o prawdę historyczną”. Organizatorzy pragną też „kształtować postawy patriotyczne i obywatelskie u młodzieży”.
Nie ma to jak wyczucie czasu… pic.twitter.com/K4ly8NqU70
— Rafał Rudnicki (@rafalrudnicki) March 14, 2022
Z danych podanych przez ministra Czarnka wynika, że do 11 marca w polskich szkołach pojawiło się 30 tys. uczniów z Ukrainy. Czy to dużo? Tak, ale warto mieć świadomość, że może ich być jeszcze więcej – szacunkowe dane mówią, że do Polski trafiło już ponad 600 tys. dzieci. Oczywistym jest, skoro zdecydowaliśmy się pomagać, że konieczne będzie zwiększenie limitu uczniów w szkolnych klasach.
Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski podaje, że Ukraińcy stanowią już 1/4 mieszkańców Krakowa. Trudno się nie domyślić, że spora ich część to dzieci i młodzież. Miasto postanowiło więc zwiększyć limity miejsc w placówkach oświatowych (mowa o przedszkolach, szkołach podstawowych i średnich). Dotychczas obowiązujące przepisy mówiły o limicie 37 osób w klasie. Jak w związku z przyjęciem 650 uczniów z Ukrainy konieczne stało się kolejne powiększenie tego limitu. I na to miała nie zgodzić się kurator Barbara Nowak. Tydzień temu podczas spotkania z dyrektorami liceów powstała notatka, z której wynika, że zdaniem pani kurator nadal obowiązuje wcześniejszy limit miejsc.
Dodatkowo dyrektorzy krakowskich szkół w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” mówią, że jeśli mieliby się zastosować do zaleceń Barbary Nowak, większość liceów nie mogłaby przyjąć do swoich klas ani jednego ucznia z Ukrainy. – Pani kurator zdaje się o to chodzi, bo na spotkaniu poinformowała, że uczniowie, którzy nie znają języka polskiego, mają być przyjmowani do oddziałów przygotowawczych – powiedział anonimowo dyrektor jednej ze szkół w Krakowie.