Pieniądze szczęścia nie dają. Znacie to powiedzenie? I pewnie słyszeliście niejedną historię o kimś bajecznie bogatym i ogromnie nieszczęśliwym. O tym, że szczęścia, zdrowia, miłości, kupić sobie nie można. Może przeprowadzono nawet jakieś badania, żeby udowodnić, policzyć, jaki odsetek bogatych jest nieszczęśliwy. I jaki odsetek biednych potrafi cieszyć się tym co ma. Gdyby to wszystko było takie proste…
Załóżmy, że zaczynasz nowe życie. Ale takie nowe, naprawdę. To znaczy, nie masz nic, bo przez lata żyłaś w związku, w którym, choć na pozór miałaś wszystko, nic nie było tak naprawdę „twoje”. Zarabiałaś mniej niż on (bo na przykład zajęłaś się w większym stopniu domem i wychowywaniem dzieci), nie robiłaś znaczących zakupów (bo ci na to nie pozwalała twoja skromniejsza niż jego pensja), a chcąc coś sobie kupić konsultowałaś to na wszelki wypadek z partnerem, mimo, że on tego nigdy nie robił.
Teraz odchodzisz. Z dzieckiem lub dwójką, znajdujesz jakieś mieszkanie, nawet najmniejsze, ale spokojne, wasze. Wynajęte za TWOJE pieniądze. Wiesz, że powinnaś dostać od niego JAKIEŚ pieniądze na wychowanie dzieci. Ale coś (ta cholerna duma) nie pozwala ci przypominać mu o tym obowiązku. Nagle zostajesz sama ze wszystkimi opłatami, wydatkami, obciążeniami, które dla niego nie stanowią problemu, ale dla ciebie samej, z dwójką dzieci, są już niezłym wyzwanie.
Jasne, możesz liczyć na zespół wsparcia. Są twoi rodzice, przyjaciele, życzliwi znajomi, ale na miłość boską, nie chcesz przecież teraz pożyczać od wszystkich pieniędzy. Chcesz poczuć się wreszcie wolna i odpowiedzialna za własne życie. I żeby nikt nie mówił ci, że gdyby nie on, nie dałabyś sobie rady. Cholernie się tego boisz – zależności od innych. Marzysz o wygranej w totka, spadku, niezwykłej propozycji zawodowej, która przyniesie ci świetną pensję (nie zabierając przy tym czasu, który do tej pory poświęcałaś swoim dzieciom). Ale nic takiego się nie dzieje, zawrotna kwota nie pojawia się w zawrotny sposób na twoim koncie. Zamiast tego widzisz, jak ta, którą z trudem odłożyłaś „na nowe życie” topnieje w zatrważającym tempie. Zaczynasz się bać coraz bardziej. Wątpić w to, że podjęłaś słuszną decyzję. W siebie.
Wstajesz w środku nocy, spędzasz godzinę w kuchni nad kubkiem ciepłej herbaty martwiąc się o to, co będzie dalej, jak dasz sobie radę, czy uda ci się zadbać o dzieci, zapewnić im to, o czym marzą. Płaczesz. Nie tak, jak wtedy, gdy podejmowałaś decyzję o rozstaniu. Płaczesz cichutko, marząc o tym, by przez chwilę móc być znów małą dziewczynką, stęsknioną za swoją mamą. Czy na pewno dobrze zrobiłaś? Absurdalne myśli plączą się w twojej głowie. Że jeśli nie dasz rady, zabiorą ci dzieci. Że może jesteś beznadziejną matką, że może źle zrobiłaś. Że on miał rację.
A potem, wiedziona emocjami wchodzisz do pokoju dzieci. Światło księżyca pada na ich śpiące twarze. Są spokojne, tak, jak od dawna nie były. Wydaje ci się nawet, że lekko uśmiechają się przez sen. Wsłuchujesz się w tę ciszę, w ich spokojne oddechy. I wiesz już, że wszystko będzie dobrze. Że dopóki one są zdrowe i szczęśliwe (a widzisz to każdego dnia), odnajdziesz w sobie siłę, dasz radę.
Pieniądze nie dają szczęścia. Dają spokój. Są tylko jednym z elementów, na którym możesz zbudować spokojne, szczęśliwe życie. Same w sobie nie zapewnią ci szczęścia. Ale mogą zapewnić ci upragniony spokój, STABILIZACJĘ. Nie wstydź się prosić o pomoc bliskie ci osoby.