Było dwóch braci – optymista i pesymista. Mama martwiąc się tak różnym podejściem do życia, postanowiła wyrównać im szanse i pod choinkę dać im dwa zupełnie różne prezenty. I tak pesymiście kupiła piękną kolejkę elektryczną, a optymiście zapakowała końskie odchody. Przyszedł dzień rozpakowywania prezentów. Pesymista otworzył swój i zaczął narzekać, że kolejka pewnie nie działa, a nawet jak działa, to się pewnie zaraz zepsuje, albo tory się zepsują… Optymista otworzył swój prezent: „Co dostałeś synku?”, spytała mama. „Konika tylko chyba gdzieś uciekł”…
Z tymi prezentami może drastycznie, ale to chyba jeden z lepszych dowcipów o optymiście i pesymiście, jaki słyszałam (i zapamiętałam).
Jak to jest, że pesymiści choć czasami tak bardzo by chcieli cieszyć się z życia, z tego, co ich spotyka, tkwią w tym swoim czarnowidztwie, pogrążają się w najgorszych wizjach swojego życia. Zawsze oczywiście widzą szklankę do połowy pustą, nigdy nie wierzą w siebie i uważają optymistów za dość naiwnych ludzi, którzy muszą mieć twardy tyłek, jak już w końcu spadną na ziemię.
Bycie pesymistą jak dla mnie jest raczej mało przyjemne. Znam wielu pesymistów, którzy swoim brakiem wiary w siebie i innych potrafią naprawdę doprowadzić optymistę do szału. Znam tez pesymistów, którzy chcieliby zmienić swoje nastawienie do życia, ale tylko o tym mówią, raczej nie wykazując chęci do działania.
Jakie są korzyści z bycia pesymistą? Bo przecież jakieś muszą być, skoro w takim spojrzeniu na świat tkwią.
Pesymistom żyje się łatwiej
Oni o nic nie muszą się starać. Bo przecież i tak nic im się nie uda. Mogą zawsze wykręcić się z każdej propozycji stwierdzeniem: „Ale jaki to ma sens. Co to zmieni?”. Pesymista może się wygodnie rozsiąść w fotelu i utwierdzać wszystkich w przekonaniu, że on nic nie musi, bo jakiekolwiek jego starania i tak nie przyniosą specjalnego rezultatu, a nawet jak przyniosą, to pewnie krótkotrwały, albo niemal niezauważalny, więc po co w ogóle robić cokolwiek.
Pesymiści żyją lepiej
Bo choć mniej się śmieją, ich życie jest mniej stresujące z powodu ich nastawienia do życia, rzadziej zapadają na różnego rodzaju choroby. Ale żadnemu pesymiście ten argument nie poprawia nastroju, bo zawsze ma gotową odpowiedź: „Na coś w końcu trzeba umrzeć” podkreślając tym samym wyższość patrzenia na życie z jego perspektywy, aniżeli z perspektywy optymisty, który chce czerpać z życia garściami i wykorzystać wszystkie szanse, jakie daje mu życie.
Pesymisty nic nie zaskoczy
Bo on zawsze jest przygotowany na najgorsze. Nigdy na nikim nie polega, bo zawsze ktoś może go zawieźć, sobie nie stawia zbyt wysoko poprzeczki, a jeśli nawet to i tak raczej jest pewien, że i tak mu się nie uda. Umawia się na randki bez przekonania, że cokolwiek z tego wyjdzie. Nie gra w totka, bo i po co, a jak gra, to żeby móc powiedzieć: „A nie mówiłem”. A jeśli nawet coś mu wyjdzie, coś pozytywnego się zdarzy to (co to to nie) nie liczcie, że nagle zmieni zdanie. Wręcz przeciwnie powie, że to był fuks, że głupi to ma szczęście, że to tylko przypadek, który czasami chodzi po ludziach, a w ogóle to trafiło się jak ślepej kurze ziarno.
Pesymista czuje się dobrze ze samym sobą
Bo stać go na tyle, ile sam od siebie wymaga. A jak coś mu nie wyjdzie, to winni są wszyscy, tylko nie on. „Mówiłem, że ona tego nie doceni”, „Wiedziałam, że on stwierdzi, że do siebie nie pasujemy”. Przecież to takie oczywiste, że świat i ludzie są źli, mściwi, zazdrośni i zawistni. Jak żyć, jak się przebić. Lepiej nic nie robić, a jeśli nawet na coś pesymista się zdecyduje i mu się nie uda – to zawsze można na kogoś lub na coś (pogodę, klimat, miejsce) zwalić winę.
Pesymista niczego nie musi zmieniać
Podczas gdy inni chcą się rozwijać, doświadczać nowych rzeczy, ryzykować, pesymista nic nie musi, bo pesymista wie, że to wszystko „nie ma absolutnie najmniejszego sensu”, bo przecież wiadomo:
- że po co tak się męczyć, skoro nie mamy żadnej pewności że nasze działania skończą się sukcesem
- że lepiej nic nie zaczynać, niż się później boleśnie rozczarować
- że nikt tego nie doceni
- że i tak wszyscy umrzemy
Pesymista niczego nie musi się bać
Bo jego życie do granic możliwości jest przewidywalne. On nie wyjdzie przed szereg, nie pójdzie za nowym pomysłem, nie zdecyduje się na spełnianie marzeń, bo w końcu to tylko marzenia i one z naturą nie dają się spełnić, a jak się spełnią, to co dalej? Tak to chociaż marzenia ma i sobie pomarzyć może, ale już biletu na Karaiby nie kupi, bo jak samolot się rozbije, jak linia lotnicza zbankrutuje, albo zachoruje, będzie mieć wypadek i jednak nie poleci… Pesymista niczego się nie boi, bo nie stwarza sobie najmniejszym ruchem powodów do lęku, niepewności, wątpliwości. On wie, że i tak się nie uda. Więc po co zakładać, że może się uda i bać się, co się stanie, gdyby jednak nie.
Wygląda na to, że życie pesymisty to klawe życie. Prawda?
P.S. I tak bym się nie zamieniła 😉 Nawet za kolejkę elektryczną.