Przynajmniej pierwszy taki urlop zwykle okazuje się wyzwaniem dla wszystkich: przede wszystkim dla dzieci, potem nowych partnerów i ich starych partnerów.. Po prostu ilość osób, które mają swoje potrzeby i muszą się jakoś ze sobą dogadać, dramatycznie rośnie.
Paradoksalnie w tym całym układzie, twórcy zamieszania, czyli nowi zakochani w sobie rodzice… mają najłatwiej. Przynajmniej wiedzą, że łączy ich uczucie. Jednak dla innych obcych sobie na początku osób z tej układanki, sytuacja jest trudniejsza. Twoje dzieci wcale nie muszą przecież polubić się z dziećmi partnera (a zwykle zakładamy życzeniowo, że właśnie tak będzie). W dodatku twój były mąż czuje się zagrożony i zazdrosny, bo teraz to twój partner będzie spędzał więcej czasu niż on sam z jego dziećmi. Mało? Jest jeszcze była żona twojego partnera, która być może (mimo rozwodu) postrzega cię jako konkurentkę. Do tego dochodzą jeszcze babcie, dziadkowie, nowi partnerzy ekspartnerów… Wierzysz jeszcze, że nikt w tym patchworku się nie pokłóci? Zwłaszcza że pakowanie, wybór hotelu, przedwakacyjne zakupy… generują presję.
Znam dziesiątki przezabawnych, ale i przeokropnych historii zasłyszanych od rodzin patchworkowych, które postanowiły wspólnie spędzić wakacje. Ponieważ jednak na portalu Oh!Me nie narzekamy, tylko pomagamy rozwiązywać kłopoty, spytałam się swoich rozmówczyń, jak udało im się wyjść obronną rękę z tego impasu. Posłuchaj więc dwóch historii z happy endem od moich przyjaciółek.
Historia Natalii o tym, jak już nie jeżdżą wszyscy razem.
„Spróbowaliśmy pojechać razem na wakacje tylko raz i… nie udało się. Dzieci mojego partnera były zazdrosne dosłownie o wszystko. Na przykład o to, że polubili mnie gospodarze ośrodka, do którego oni ze swoją mamą przyjeżdżali od dziesięciu lat. Mój syn natomiast dokuczał najmłodszemu synowi mojego partnera. Co tu dużo mówić: chłopcy po prostu tłukli się na potęgę. Zaś córka mojego ukochanego zdecydowanie widziała we mnie… rywalkę. Potrafiła namówić więc ojca, by poszedł z nią i tylko z nią na długi spacer. On jej ulegał i wychodzili we dwoje rano na kilkugodzinną przejażdżkę rowerową lub właśnie spacer po lesie, a ja zostawałam ze wszystkimi dziećmi i konfliktami sama.
Wieczorem rozmawialiśmy o tym i w koło słyszałam, że jego córka jest w trudnym okresie dojrzewania i że powinnam to zrozumieć. Jasne, że rozumiałam. Tyle że ja też chciałam odpocząć, a nie przez cały dzień rozdzielać walczących ze sobą chłopców”.
RADA Natalii:
„Po tych pierwszych i ostatnich wspólnych wakacjach podjęliśmy decyzję, że to nie ma sensu. Dziś inaczej podchodzimy już do kwestii wypoczynku i urlopu. Dzielimy ten czas na mniejsze części i raczej już nie jeździmy wszyscy razem. Mój partner zabiera swoje dzieci do swojej mamy albo jedzie z nimi do ulubionego ośrodka na Mazurach. Natomiast ja ze swoimi dziećmi wolimy plenerowe wydarzenie typu „Przystanek Woodstock” czy „Open’er”. Uznaliśmy też, że każdy ma prawo do swoich starych wakacyjnych rytuałów. Powiedzieliśmy też wszystkim, że do nowych zwyczajów będą należeć wakacje tylko dla naszej dwójki.
Raz do roku, na dwa tygodnie, choćby się „waliło i paliło”, ja i mój partner jedziemy gdzieś tylko we dwoje. Bez dzieci!!! To jest taki czas na odbudowanie naszych relacji, pogłębienie więzi, cudowny spokojny seks i cieszenie się sobą. Myślę, że gdyby nie te 14 dni w roku, to nie udałoby się nam się przetrwać przez pozostałe 351 dni 🙂 To daje nam siłę, by radzić sobie z wyzwaniami codzienności”.
Opowieść Grażyny, czyli o tym, jak poradzić sobie z byłą żoną
„Pamiętam nasze pierwsze patchworkowe wakacje. Szykowaliśmy się do nich co najmniej miesiąc. Ostatecznie nie polecieliśmy, bo była żona mojego męża wylądowała na dzień przed… w szpitalu psychiatrycznym. To była próba samobójcza i mój mąż musiał się nią zaopiekować. Wtedy wydawało mi się to zrozumiałe, bo jej cała rodzina mieszka na Tajwanie. Ale kiedy za rok spakowaliśmy samochód na wakacje do Chorwacji, okazało się, że była żona zapomniała powiedzieć o ważnej wizycie córki u lekarza, na którą mieli stawić się oboje rodzice. Dobrze, przełożyliśmy więc nasze wakacje o tydzień. Jednak wyznaczonego dnia była żona nie przywiozła córki przed podróżą. Samochód zapakowany po sufit, a ich nie było! Wtedy zapaliła mi się w głowie czerwona lampka. Kolejnego dnia przyjechała już z dzieckiem, ale spakowała jego rzeczy do tak gigantycznej walizki, z jaką podróżuje po świecie chyba tylko Małgorzata Rozenek :).
Taka walizka nie miała szans zmieścić się nam do samochodu. Wtedy już naprawdę szlag mnie trafił. Kiedy poszłam przepakować tę walizkę, okazało się, że dziewczynce brakuje podstawowych rzeczy. Nie miała kostiumu kąpielowego, ręcznika, szczotki do włosów. Mój mąż więc spytał byłą żonę, dlaczego jej tego brakuje. A ona na to: „Ty też jesteś ojcem. Kupisz to po drodze!” I powiedzcie, za co ta kobieta się tak na nas mściła? Dlaczego utrudniała nam każdy wyjazd? Ja jej przecież nie „ukradłam męża”. Zaczęłam się z nim spotkać, kiedy byli po rozwodzie”.
RADA Grażyny:
„Nie myślcie, że to wszystko udało się poukładać szybko i od razu. Jednak w końcu (po wielu kłótniach i negocjacjach) postanowiliśmy z mężem, że jak kolejny raz jego eks będzie próbowała nami manipulować, to trudno! I tak lecimy na wakacje, choćby się waliło i paliło. To było bardzo trudne, bo tak naprawdę cierpiało na tym dziecko. Jednak żeby zminimalizować mu te emocje, wymyśliliśmy sprytny plan, że pierwszą część wakacji dziewczynka spędzi tylko z tatą nad polskim morzem. Okazało się, że w takich sytuacjach — była żona nie robi problemów.
Natomiast kiedy nadeszła pora na druga część wakacji, na którą chcieliśmy zabrać ze sobą dziewczynkę, oczywiście nagle okazało się, że… coś. Wtedy powiedzieliśmy: „Trudno i tak jedziemy”. Powiem wam szczerze, że to było łatwiejsze dla mnie niż dla mojego męża. Serce mi pękało, kiedy widziałam, jak cierpi, bo przecież bardzo chciał być z córką. Ale wiecie co… po trzech dniach „mała” została do nas dowieziona. Jej mama poczuła, że nie ma nad nami kontroli i odpuściła. Może w końcu doszła do wniosku, że jej też należy się odpoczynek w wakacje. Ufff, jak dobrze!”