Zaznaczam od razu na wstępie – ten tekst nie dotyczy WSZYSTKICH mężczyzn na świecie. Dobrze wiem, że są gdzieś tam ci uczciwi, lojalni, wierni, a na dodatek całkiem sympatyczni i mający pod czachą dobrze działający mózg – w końcu na czymś mit księcia z bajki opierać się musi. Cóż mam jednak poradzić, że ostatnio spotykam na swojej drodze i obserwuję w najbliższym otoczeniu tych mniej fajnych facetów, żeby nie powiedzieć wprost, zwyczajnych dupków.
Sytuacja pierwsza: były-niedoszły, wciąż aspirujący
Spotykam swojego kumpla, byłego współlokatora, z którym przez niemal dwa lata dzieliłam ścianę. Tylko ścianę, bo choć on miał nadzieję na coś więcej i próbował przez pewien czas ten mur między nami przebić (tylko symboliczny, oczywiście, bo ściana stoi nienaruszona do dziś), to jednak ja nie czułam do niego nic więcej poza sympatią i wolałam nie ryzykować wojną domową po nieudanym romansie. Pozostaliśmy na stopie koleżeńskiej z możliwością realnego awansu do stopnia przyjaźni. W końcu nie można mieć wszystkiego i lepsza kumpela w garści, niż zawiedziona kochanka na dachu.
Minęło parę lat, on po kilku burzliwych romansach osiadł przy Mariolce, która niedawno urodziła mu córkę. Spotykamy się przypadkiem na ulicy, uściski, powitania, co słychać, jak leci. Szybko wymieniamy się najnowszymi wieściami, zaglądam do wózka, chwalę smacznie śpiące niemowlę, gratuluję dumnemu tacie. „Śliczna jest, tylko pozazdrościć!” mówię. „Mogła być twoja” słyszę w odpowiedzi i czuję, jak momentalnie nogi wrastają mi w beton i zaczynam się intensywnie pocić. „Mogło być fajnie, ale nie chciałaś, więc znalazłem sobie Mariolkę”. Uśmiecham się głupkowato i próbuję obrócić jego słowa w żart, mówię, że było minęło, że stare dzieje, prehistoria, na co on odpowiada, że jeszcze nic straconego, możemy się kiedyś spotkać. Dać w pysk to mało. Powinnam trzasnąć z jednej i drugiej strony aż głowa wykona magiczny taniec 360 stopni, a w mózgu (bo jest tam jakiś mózg, prawda?) wszystko wróci na właściwe półki. Cholera jasna! Żona w połogu, dziecku w wózku, a on mi romans proponuje! Obrazić się, współczuć czy po prostu uciekać?
Sytuacja druga: okazja czyni… kochanka?
Spotykam się na kawę i ploteczki z koleżanką świeżo po rozwodzie. Nastawiam się na narzekanie, ciskanie gromami w ród męski, może nawet kilka łez, a tymczasem zastaję ją w świetnej formie, z uśmiechem i iskrami w oczach. A wszystko za sprawą pana od remontu! W życiu nikt by nie pomyślał – poza szowinistami i seksistami- że nowa kuchnia da kobiecie tyle szczęścia. Od słowa do słowa opowiada o swoim nowym życiu, w którym niebagatelną rolę odgrywa od pewnego czasu pan Dariusz. A właściwie Darek, bo szybko przeszli na „ty”, a od malowania do całowania droga już naprawdę niedaleka. A jak on glazurę kładzie, jak meble skręca, aż mu tatuaże na plecach tańczą. I na motorze jeździ, sam go złożył!
Mnie też powoli zaczyna się wszystko składać, bo im dalej brniemy w opis wspaniałego Darka, tym większa u mnie pewność, że mowa o… moim sąsiedzie. Sąsiedzie, który co niedziela jeździ z rodziną na obiady do teściów. Który ma dwójkę dzieciaków i trzecie w drodze. Którego żona jest jedną z najsympatyczniejszych sąsiadek, jakie w życiu miałam. Świat naprawdę jest bardzo mały. Waham się – powiedzieć, nie powiedzieć, co robić? Trudno, trzeba się z tym zmierzyć, walę prawdę prosto z mostu. Najpierw szok, potem niedowierzanie i pytania „może to jednak nie on, jesteś pewna”, na końcu wściekłość. Całe szczęście koleżanki mam mądre, wiedzą, że nie należy bić posłańca. Ostatecznie jest to, na co się nastawiałam- narzekanie, ciskanie gromami w ród męski i kilka łez.
Sytuacja trzecia: znikam, pojawiam się, znowu znikam
Dzwoni Ilona, moja przyjaciółka z dzieciństwa, która w zeszłym roku przeżyła kryzys małżeński i otarła się o rozwód. Bardzo jej wtedy współczułam, bo w moich oczach byli z Grześkiem parą niemal idealną, wprost dla siebie stworzoną – razem od liceum, zakochani, wpatrzeni w siebie, dzielący pasję do sportu i górskich wypraw. Na szczęście, po dużych staraniach Grzesia, jego prośbach i obietnicach, dali sobie drugą szansę. A może jednak na nieszczęście, bo teraz znowu słucham jej płaczu, chlipania i pesymistycznych wizji przyszłego życia w pojedynkę.
„Ale co się stało?” pytam w nadziei, że może jednak nie jest tak źle, a Ilona popada w histerię i wyolbrzymia problemy. „Grzesiek zrobił dziecko koleżance z pracy. Na delegacji. Pogoniłam dziada i wywaliłam na zbity pysk”- wyje moja przyjaciółka do słuchawki, a mnie, oprócz współczucia, bierze zwyczajna ku**ica.
Co z wami jest nie tak, panowie?
Panowie, co do jasnej cholery, jest z wami nie tak? Czy macie genetycznie zaprogramowane, że należy szukać sobie kogoś na boku, wykorzystywać okazję i hulać, jakby nikt i nic się nie liczyło? Czy dziewczyna/narzeczona/żona to tylko kobieta zapewniająca wygodne życie, troszcząca się i dbająca o ciepły obiadek, koszule wyprasowane, i skarpety wyprane? A dzieci? Bo zdradzając ich matkę zdradzacie także i je – ryzykujecie rozwalenie im świata w drobny mak, kolosalną zmianę, życiowy huragan i zawieruchę. Popęd, instynkt, hormony – powiecie. Przypadek, chwila zapomnienia, zaćmienie umysłu i pomroczność jasna – będziecie tłumaczyć. Mam to jednak gdzieś – bo jeśli ktoś całkowicie powierza decyzję jednemu z swoich organów, to nie pozostaje nic innego, jak tylko nazwą tej części ciała go określić.