Każda z nas chociaż raz w życiu spotkała Pana Ciacho, prawda? Takiego mężczyznę, który od razu przykuwa naszą uwagę, robi obłędne pierwsze wrażenie, przez chwilę świat się kręci wokół niego. I obojętnie czy mamy obok siebie ukochanego faceta czy nie – Pan Ciacho na długo zapada nam w pamięć. A bywa, że za sprawą przebiegłego losu go poznajmy… Może któraś z was w takim Panu Ciachu się zakochała i teraz spędza z nim swoją codzienność?
Hmm. Janie Morris, bohaterka książki „Randka z homo sapiens”, była zakochana, tak się jej wydawało, w Jonie (tak, bez „h”), który ją zdradził, a zdrady nie była w stanie wybaczyć. Do tego zwolniono ją z pracy, a ona utknęła w toalecie, w której zabrakło papieru toaletowego. Mogło być coś jeszcze gorszego? Tak. Z jej biura, ze spakowanymi rzeczami, wyprowadzał ją ochroniarz – Pan Ciacho, którego obserwowała po kryjomu przez kilka tygodni podczas lunchu. Czuła się upokorzona…
Cóż, dla Janie to był najgorszy dzień jej życia, ale potem miało się okazać, że może być… już tylko lepiej. Ona – kompletny control freak, ktoś kto wszystko musi mieć zaplanowane, ma jasno wyznaczone priorytety, określone poglądy. Ludziom przykleja etykiety, żeby łatwiej jej było budować relacje albo ich unikać. A kiedy się stresuje zaczyna mówić zupełnie od rzeczy,bo jej głowa pełna jest ogromnej ilości zupełnie nieistotnych faktów. Janie uważa się za dziwaczkę i jest wdzięczna tym, którzy są w stanie z nią wytrzymać.
Los się jednak do niej uśmiecha. I niczym dobry duch to właśnie Pan Ciacho – a właściwie Quinn Sulivan, wyciąga ją z kłopotów. Janie przez długi czas nie wierzy, że ktoś tak przystojny, tak nieosiągalny może się nią prawdziwie zainteresować.
To trochę jak historia Kopciuszka, trochę jak Pretty Woman, ale tu postać kobiety nie jest atak oczywista. Jasne, że każda z nas czeka na wielką miłość, na zainteresowanie ze strony mężczyzny, który obezwładnia nas samą swoją obecnością. Bywa jednak, że ta miłość się pojawia, a my ją odrzucamy, ignorujemy, umniejszamy jej znaczenie. Zamknięte w ciasne kleszcze schematycznego myślenia nie chcemy zrobić kroku do przodu. Wolimy żyć we własnych przekonaniach, w swojej strefie komfortu, byleby nie poczuć rozczarowania czy cierpienia. Tyle tylko, że dopóki nie zaryzykujemy, nie dowiemy się, co niesie nam życie. Jaki będzie finał podjętego ryzyka, zmiany naszego nastawienia, otwarcia się na nowe, zerwania z etykietami, szufladkami.
Czy Janie da się ponieść swoim emocjom, czy pozwoli na to, by jej życie przestało być przewidywalne aż do bólu, czy pozwoli w końcu sobie na bycie sobą? Czy zaufa komuś, kto zapewnia ją o swojej miłości?
Jeśli chcecie wiedzieć, przeczytajcie koniecznie „Randkę z homo sapiens” Penny Reid. Janie to kobieta, w której każda z nas odnajdzie troszkę siebie – swoich lęków, pragnień, przekonań. Napisana niezwykle barwnym językiem, ze sporą dawką humoru, idealna lektura na wakacyjny czas.