Dzisiaj spotkałam znajomą, sprzed lat, nie przyjaciółkę… dobra koleżankę. Spojrzała na mnie swoim dziwnym wzrokiem, zmierzyła… powiedziała: ”No kochana, dawno cię takiej nie widziałam! Zaje* wyglądasz! Chyba strasznie się kochasz! ha ha… No nie pamiętam cię takiej, klasa”. Odpowiedziałam: „..wprost przeciwnie, nie kocham… rozstaliśmy się”, a Ona: ” No to kryzys Ci służy! Oby tak dalej, zazdroszczę!”.
Acha, rzeczywiście. Od kiedy to Kryzys komukolwiek służy?!… no i faktycznie… jest czego zazdrościć, o ironio! Kryzys może się tylko przysłużyć… Tylko. Ale jak wykorzystasz ten czas zależy od ciebie samej, pomyślałam. No i żebyś droga koleżanko nie zazdrościła, nie ma czego…
Tego, że Kryzys to twój życiowy partner… nowi przyjaciele – to Przygnębienie i Smutek, a Pustka jest nową koleżanką?! Partnera nie chcesz, przyjaźnić się też nie, a nowej koleżanki masz dosyć, bo cię wnerwia. Jeżeli już nie masz wyjścia i jest jak jest, to postaraj się aby Kryzys ci się przysłużył, a nowe znajomości otworzyły ci oczy.. Na sama siebie, na twoje potrzeby. Zajrzyj w głąb siebie rozmawiając z Pustką.
Kryzysy
Jeden już miałam . Totalny. Kiedy moje małżeństwo okazało się katastrofą. Uwolnić się od katastrofy! No tak, ale jeszcze o tym nie wiedziałam, wiec przypłaciłam to stresem, nerwami i dachowaniem … Pełna lęku, jak to będzie, z długami po eks-ie… i małym dzieckiem nie wiedziałam co ze sobą zrobić, jak dam radę.
Dałam
Siedząc po wypadku w domu, obolała patrzyłam przez okno. Ludzie spacerowali, drzewa zaczynały mieć zielone paki…po prostu życie się toczyło jak gdyby nigdy nic… I wtedy zdałam sobie sprawę- trzeba żyć, popatrz…nikt ci nie pomoże –sama sobie musisz. Ogarnij się dziewczyno, dasz rade. Byłam młodziutka i sama nie wierzyłam w to, co sobie pomyślałam, ale wierzyć chciałam.
Wykorzystałam kryzys
Tak, wykorzystałam ten czas. Wiecznie stłamszona, zagłuszona i przesadnie oddana wszystkim nie sobie zaczęłam myśleć… co lubię (wierzcie mi, miałam z tym problem), bo oprócz gotowania, pieluch i sprzątania nie wiedziałam… co lubiłam. No i stało się rozpoczęłam nową prace, zaczęłam studia podyplomowe, zaczęłam jeździć konno… Potem jakoś poszło. Nowa praca dała dochód na przeżycie, a skończone studia podyplomowe- nowe kwalifikacje i możliwość dodatkowej pracy. Powoli, ale wychodziłam z długów…poznałam nowych ludzi, nawiązały się przyjaźnie, takie po dzisiaj. Bezcenne!
I wcale nie był mi potrzebny Nikt . Owszem zawsze ktoś się „kręcił” …ktoś „chciał” – Ja nie chciałam. Nie sztuką jest być z kimś tylko dlatego, żeby wszyscy w koło byli zadowoleni. Musiałam być kogoś Pewna. Mijały lata… a ja dzielnie „rozwijałam się”… kolejne studia i ścieżka zawodowa zaczęła iść w górę. Powoli, wypracowana, przyszły awanse i satysfakcja! Wypracowana, nie fartem zdobyta.
Kryzys
Minęło prawie 10 lat i znowu spróbowałam Zaufać. Wszystko się zgadzało. Ale po kilku latach (chyba) udanego związku Kryzys znowu powiedział:
”Hej kochana, dzień dobry Jestem, stęskniłaś się?”. Powiedziałam: ”…nosszszsz kur* a ty tu po co?! Dawno Cię nie było! Po coś przylazł”?
„Stęskniłem się, no i… zapomniałaś znowu o sobie! , wiesz?”
Zza winkla szyderczym śmiechem i mrugając do mnie wrednymi oczkami spoglądały Smutek i Przygnębienie. Zdałam sobie sprawę że spotkanie z Pustką to tylko kwestia czasu. Nie myliłam się! Znalazła mnie, flądra!
Wykorzystam Cię znowu!!
Przyjaciele…pseudo przyjaciele już nie byli tacy straszni. Polubiliśmy się! Ho ho! No nie na zawsze, na chwilę! Byli przy mnie w najmniej oczekiwanych momentach, o zgrozo! Aż w końcu powiedziałam: „…dobra… możecie już iść!”.
Poszli sobie… ale nadal czasami pukają do moich drzwi, przypominając o sobie, tylko że ja mówię „Sorry – nie dzisiaj – nie mam czasu!”
Zrobiłam bilans – nie był najlepszy. Nagromadzona zła energia rozwalała od środka. Coś trzeba było z nią zrobić… bo to przecież energia. Jak ją rozładować, cholera?
No i zaczęło się zumba? Czemu nie… kondycja słabiutka, potem fitness …uuu za mało!, czemu nie crossfit? Z każdym dniem miałam więcej siły, więcej energii, więcej uśmiechu na twarzy.
Znowu polubiłam jazdę autem – tak przed siebie, w dalekie trasy. Znowu zaczęłam jadąc głośno słuchać muzyki… i głośno śpiewać. Nawet kiedyś w przypływie wokalnego jazgotu nie zauważyłam wyjącej syreny za mną… policja! :).
No cóż po rutynowej kontroli panowie zapytali: „.a Pani tak zawsze?”
„Nie nie!”- powiedziałam – ”dopiero zaczynam! Haha. Wiem wiem, Panowie, przesadziłam. Ale wiem że żyję… dawno tak się nie czułam . No wiem, nie powinnam, …prędkość i hałas, ale nie mogłam się powstrzymać… nie żałuje, chociaż drogo to mnie będzie kosztować!… Drogo?!?!”
A oni – „No dobra – upomnienie!” No kochani po prostu ;).
I wiecie co? Ta moja koleżanka miała rację – kocham SIĘ! No może przesadziłam – Lubię!