Go to content

Niewiele rzeczy dzieje się szybko. O samotności w dążeniu do celu

Fot. Unsplash/Jake Melara / CCO

Inter­net pełen jest uśmiech­nię­tych zdjęć ludzi osią­gą­ją­cych suk­cesy. Jeden otwo­rzył wła­sny biz­nes i zara­bia kro­cie, drugi schudł 50 kg, trzeci wła­śnie zła­mał barierę 3h w mara­to­nie. Czwarty miał nie cho­dzić, a spraw­no­ścią nie ustę­puje zdro­wym ludziom, piąty mimo braku per­spek­tyw „wyszedł na ludzi” i daje radę. Jest coś, co moim zda­niem łączy więk­szość z nich. To samotni długodystansowcy.

***

Trzeci tydzień od powrotu po ponad pół­rocz­nej prze­rwie. Jest nie­dziela, godzina 21. Wycho­dzę na tre­ning, który wcze­śniej był dla mnie przy­sło­wiową bułką z masłem. Przez głowę cią­gle prze­myka: Jezu, jak mi jest ciężko… Przede mną około 100 minut biegu. 100 minut sam na sam ze sobą. Z emo­cjami, głową, no i cia­łem, które mi nie ułatwia.

Cza­sem o tej porze jest pełno ludzi. Dziś nie ma nikogo. W ogóle nie ma dookoła nikogo, komu mogła­bym się poskar­żyć, że mi trudno. W parku obok ludzie bawią się wybor­nie na kon­cer­cie Wodec­kiego, a w powie­trzu roz­nosi się słodki zapach gofrów. Mogła­bym to pie­prz­nąć i iść do domu — roz­wa­żam zresztą tę moż­li­wość, pro­wa­dząc takie dia­logi wewnętrzne:

No, co się takiego sta­nie? To byłby pierw­szy raz.
Prawa, lewa, prawa, lewa…
Weź, idź do domu, jest ciemno, nie­przy­jem­nie, nie ma ludzi, nie lubisz bie­gać po ciemku.
Po pro­stu się odzwy­cza­iłaś, ok, jest nie­kom­for­towo, ale to minie…
Jest zimny wiatr, w domu cie­pło…
ANNA, NO K*RWA, OGARNIJ SIĘ! OD KIEDY CI TO PRZESZKADZA?

Mogła­bym, po sto­kroć mogła­bym to prze­rwać, ale wiem, że tego nie zro­bię. I biegnę.

***

Zewsząd sły­szę o wspar­ciu, ale mam nie­stety wra­że­nie, że jest ono zbyt czę­sto mylone ze zrzu­ca­niem odpo­wie­dzial­no­ści za sie­bie na oto­cze­nie. Weźmy na tapetę odchu­dza­nie, żeby móc to zobra­zo­wać kon­kret­nymi przy­kła­dami. Nad­szedł ten dzień, decy­du­jesz się zrzu­cić swoją kilo­gra­mową pie­rzynę. Czego ocze­ku­jesz od innych?

– Czy wspar­ciem jest to, że chłopak/partner/mąż powie „dasz radę” i cza­sem zapyta jak idzie?
– Czy może ocze­ku­jesz, że rzuci jedze­nie fry­tek i nie zje deseru po obie­dzie, bo Ty jesteś na die­cie?
– Czy na tre­ning wyj­dziesz sama, czy ocze­ku­jesz, że każ­dego dnia otrzy­masz dawkę moty­wa­cji z zewnątrz, że ktoś wyrzuci Cię na niego siłą?

Zapewne są ludzie gotowi do wiel­kich poświę­ceń w imię szczyt­nych pla­nów, ale nikt nie ma takiego obo­wiązku. Nie­za­leż­nie od tego, co jest naszym celem i jak wiele osób mamy wokół sie­bie, osta­tecz­nie pracę, która jest do wyko­na­nia, wyko­nać musimy sami. Jeśli moty­wa­cja nie pocho­dzi od Cie­bie, ze środka, nigdy nie znaj­dziesz siły, aby zmu­sić się do prze­su­nię­cia gra­nic na tre­ningu = nie zro­bisz postę­pów. Nie powstrzy­masz się przed wrzu­ce­niem w sie­bie pizzy, czy ciastka –  bo skoro nie ma w pobliżu wspar­cia, to czemu by nie?

***

Od momentu, kiedy wyszłam na swój pamiętny pierw­szy spa­cer minęło 867 dni. Dla tych, któ­rzy piszą do mnie z prośbą o magiczną receptę na zro­bie­nie tego co ja, ale szybko, to wiecz­ność. Nie wiem, ile takich bie­gów, jak ten nie­dzielny, w tym cza­sie zali­czy­łam. Ile razy już total­nie nie mia­łam siły, ale robi­łam swoje. Ile razy odmó­wi­łam cia­sta, pącz­ków, alko­holu, czy wyj­ścia na imprezę. To były moje i tylko moje decyzje.

Czę­sto jestem pytana o wspar­cie — rów­nie czę­sto odpo­wia­dam, że zaczy­na­łam bez niego. I choć w mię­dzy­cza­sie na mojej dro­dze poja­wiło się wiele cudow­nych osób, któ­rym jestem wdzięczna za wszystko, to wiem, że bez nich też dała­bym radę. To nie pycha. To moty­wa­cja, która pocho­dzi ze środka. To wzię­cie odpo­wie­dzial­no­ści za sie­bie, swoje decy­zje i postę­po­wa­nie, bo praw­dziwa walka toczy się zazwy­czaj nie w towa­rzy­stwie, nie na pięk­nych zdję­ciach i w bla­sku reflek­to­rów, tylko wtedy, kiedy zosta­jemy sam na sam ze sobą, swo­imi celami i sła­bo­ściami. Wtedy tak naprawdę decy­duje się, czy nasz plan się powie­dzie, czy spali na panewce. Wtedy kształ­tuje się cha­rak­ter. Wtedy potrzebna jest wytrwałość.

To wła­śnie dla mnie jest dorosłość.

***

Cokol­wiek dużego, waż­nego chcesz w życiu zro­bić, nie sta­nie się to w sekundę. Szybko możesz pobrać apli­ka­cję, która poli­czy Ci zja­dane kalo­rie i prze­li­czy, ile kalo­rii spa­li­łeś pod­czas ćwiczeń. Szybko możesz zna­leźć siłow­nię, basen i pójść do die­te­tyka, który szybko prze­śle Ci mailem dietę. Szybko możesz zro­bić piękne sel­fie wycho­dząc na tre­ning. Potem zaczyna się długa droga, na któ­rej nie­wiele rze­czy będzie działo się szybko. I na któ­rej przez więk­szość czasu będziesz sam.


Tekst pochodzi z bloga Anny Kamińskiej „Ania zmienia” i został opublikowany za zgodą autorki. Zapraszamy na www.aniazmienia.pl