Nie rozumiem tego świata. Świata, który karmi się nienawiścią. Nie rozumiem i chyba nawet nie chcę zrozumieć, bo co to za świat.
Po co on komu. Taki wściekły, ziejący hejtem, bluzgający słowem, które samo ze wstydu kona w momencie, w którym zostaje wypowiedziane. Bo słowo ma przyzwoitość w sobie, choć jego autor nie ma jej za grosz.
Nie rozumiem człowieka. Człowieka, który zieje ogniem jak potwór, który w oczach ma obłęd i żądze, który sapie, dyszy, ryczy i miota się drążony potrzebą ugodzenia w samo serce. Nie rozumiem i chyba nawet już nie chcę zrozumieć. Po co on komu.
Wychowała mnie mama na uczciwego człowieka. Nauczała, że o ludzi dbać trzeba. Nauczył mnie tata poczucia sprawiedliwości społecznej. Pomagaj innym, miej w sobie empatię, ludzie z natury są dobrzy i tylko czasem w życiu się gubią, mówili nauczyciele, którzy na mojej drodze stali jak drogowskazy z wiadomością na życie.
Teraz stoję na na środku wielkiej drogi i z przerażeniem rozglądam się dookoła.
Myślałam, że wszyscy odebraliśmy to samo wychowanie. Myślałam, że wszyscy jesteśmy ludźmi. Że wszyscy dostaliśmy takie same drogowskazy na życie. Głupia ja. Stoję na środku wielkiej drogi otoczona przez czarne smoki. Oczy czerwone, przekrwione od nienawiści.
W pięknym, ciepłym blasku światełek do nieba, obnażone, ukazane światu. Ohydne, obrzydliwe poczwary. Płynące na wrakach władzy, pod postrzępionym, żałosnym żaglem. A za nimi w małych łódeczkach wyznawcy zażarci. Śpiewają pieśni ku chwale Pana. Abba Ojcze zawodzą, a powietrze cuchnie od ich oddechów. Ich świat ma strukturę ośmiornicy, choć nie ma jej inteligencji. Na szczycie wielka, zazwyczaj bezkształtna głowa, wypełniona wściekłością w swej postaci totalnej. To z niej wychodzą długie, lepkie macki, które jak korzenie drzew wrastają w ludzkie umysły i dalej w ludzkie serca.
Jad zaczyna się sączyć, wyznawców przybywa. Ich serca pochwycone w uścisku zaczynają bić już tylko w rytmie hejtu. Mózg zanika, bo myślenie złości szkodzi. Jest nienawiść. Paliwo które wprawia w ruch. Las Nienawistnych zaczyna porastać świat dookoła. Drzew przybywa, bo drzewa wściekłości też chcą przynależeć. W leśnej gęstwinie jest im dopiero raźnie! Ciemno tam i prawdy nie widać więc szaleją na oślep rozgrzane od korzeni po same korony. A wściekłość jak czerwona energia płynie. Płynie w strumieniach żył, w wartkich potokach krwi, pompuje ją serce, które trzyma w garści ośmiornicza macka.
Stoję na środku drogi i patrzę na ten stumilowy las.
Nie tak mnie wychowali. Nie takie dali mi drogowskazy. Nie wejdę pośród wrony. A że dali mi głos i pióro dali mi też, to powiem i napiszę tak, że choć nie rozumiem tego świata i tych ludzi hejtem żywionych to jednak dalej wierzę w to, że o ludzi trzeba dbać.
Wierzę w sprawiedliwość i w to że ludzie dobrzy są z natury, choć czasem się gubią, gubią się w lesie nienawiści. A kiedy tak tkwią w tym gąszczu przekonani że racja jest po ich stronie, jedyne co zrobić możemy, to słać światełka do nieba z nadzieją, że ich pełne blasku światło rozświetli ciemny las. Może taka jest nasza misja.