Agata Bogusz, łodzianka. Ma na swoim koncie 11 rekordów Polski. Jest sędzią federacji AIDA (przyp. red. międzynarodowej federacji zrzeszającej nurków na wstrzymanym oddechu). Szkoli instruktorów, opracowuje standardy edukacji i bezpieczeństwa dla freediverów. Trenowała pod okiem legendy, 17-krotnego mistrza świata, Umberto Pelizzariego. Dziś, Agata wstrzymuje oddech na 6 minut, schodzi na głębokość 85m, a w 2020 będzie biła rekord świata w ramach „Projektu 100 m+” – chce osiągnąć rekordową głębokość 131 metrów w konkurencji zmienny balast. Będzie to najgłębsze na świecie nurkowanie kobiety w tej konkurencji oraz najgłębsze zanurzenie Polaka na zatrzymanym oddechu.
W wyjątkowej rozmowie, specjalnie dla portalu, Agata opowiada o swoich początkach, przygotowaniach do rekordu, poczuciu bezpieczeństwa i pracy zawodowej, w której wykorzystuje elementy freedivingu.
Kim chciałaś być, kiedy byłaś dzieckiem?
Odkrywcą i badaczem. Namiętnie czytałam przygody Tomka Wilmowskiego, jeździłam palcem po mapie, wertowałam przewodniki po świecie i przeglądałam stare książki polskich podróżników. Miałam też zeszyt, gdzie spisywałam morza, kontynenty, rzeki, góry i wulkany. Chciałam odkrywać nowe lądy, a najbardziej fascynowali mnie Indianie i dlatego bardzo chciałam pojechać do Ameryki Południowej.
Pojechałaś?
(śmiech) Jeszcze nie! Ale spędziłam dwa lata w Azji – na Bali i na Filipinach. Nigdy nie wierzyłam, że tam trafię, wtedy nie był to popularny kierunek. Ludzie tam nie jeździli. Włochy, Egipt, tak. Ale Indonezja?
Co poczułaś, jak się tam znalazłaś?
Radość i wdzięczność. Dotarło do mnie, że wszystko jest możliwe i że nie można zakładać, że czegoś się nie da. Przypomniało mi się wtedy, że kiedy byliśmy mali, ludzie mieli marzenia, ale one były tak nieosiągalne, że nikt nawet nie próbował ich realizować. I każdy był z tym pogodzony.
Każdy, oprócz Ciebie.
Do dziś nie lubię ograniczeń. Zawsze taka byłam.
I stąd ten freediving?
Bardzo możliwe. Zaczęło się, jak miałam 6 albo 7 lat. Wtedy wstrzymywanie oddechu dawało mi przewagę w wyścigach pływackich z kolegami. Byłam szybsza, bo nie musiałam wynurzać się na powierzchnię i tracić energii na zaczerpnięcie powietrza. Czułam, że mam „super moc”, bo mogę chwilę nie oddychać. Kompletnie nie wiedziałam, że tę zabawę nazywa się swobodnym nurkowaniem.
Chłopcy się denerwowali?
Śmiali się, bo zakładałam nogę na nogę i udawałam, że mam ogon. Chciałam być syrenką, ale moje pływanie bardziej przypominało pełzanie robaka (śmiech).
A co na to Twoi rodzice?
Tata należał do klubu nurkowego. Co środę mieliśmy zajęcia na basenie, więc od dziecka widziałam ludzi pod wodą. Były to czasy, kiedy dostęp do sprzętu nurkowego był ograniczony, więc w ramach treningu, wszyscy pływali na wstrzymanym oddechu. Robiliśmy wyścigi z tatą i moim starszym bratem, Kacprem, kto głębiej zanurkuje. I wtedy po raz pierwszy poczułam frustrację, bo jako jedyna nie mogłam zejść na dno trzy i półmetrowego basenu. I nie wiedziałam dlaczego.
Teraz masz na swoim koncie 11 rekordów Polski, wytrzymujesz pod wodą 6 minut i schodzisz na głębokość 85 metrów… Jak to się stało?
Zakochałam się! (śmiech). Jak w filmie Wielki Błękit wszystko zaczęło się w Grecji… Miałam 16 lat i podczas wakacji z rodzicami tata postanowił zabrać mnie na zapoznawcze nurkowanie ze sprzętem, tak zwane – intro. Uczyłam się pod okiem przystojnego instruktora: Grek, wysoki, dobrze zbudowany, a do tego miał długie włosy i tak jak ja – słuchał metalu! Wstępne przeszkolenie trwało trzy minuty, bo okazało się, że szybko złapałam o co chodzi. Ruszyliśmy więc w morze. Po drodze w dół skończyło mi się powietrze w butli, a ponieważ bezdech był dla mnie czymś bardzo naturalnym, nie przejęłam się tym wcale. Instruktor podał mi swój automat i płynęliśmy spięci długą smyczą, co wydawało mi się wtedy bardzo romantyczne.
Kiedy w końcu zrzuciłaś sprzęt?
W 2008 roku. Już wtedy miałam uprawnienia Divemastera i trenowałam pod okiem rekordzisty Polski, Darka Wilamowskiego. W drugiej połowie roku pojechaliśmy z Darkiem do Dahab, w Egipcie. Tam poznałam jednego z najlepszych nurków na świecie, legendę nurkowania w jaskiniach – Krzysztofa Starnawskiego, polskiego himalaistę i podróżnika, który zaproponował mi współpracę przy „Projekcie 9000” i Bogusława Ogrodnika. W 2006 roku Ogrodnik wszedł na Mount Everest, tym samym znalazł się na wysokości 8848 metrów n.p.m., a teraz chciał zanurkować na głębokość 152 metrów. Dodane metry dają w sumie 9000, stąd nazwa projektu.
Udało się?
Tak. Ogrodnik pobił rekord świata w tzw. deniwelacji, czyli różnicy wysokości między dwoma punktami na ziemi, a ja byłam szczęśliwa, że mogłam w tym uczestniczyć. Dodatkowo, zaprzyjaźniłam się z chłopakami z bazy, którzy trenowali swobodne nurkowanie. Ja uczyłam ich nurkowania ze sprzętem, a oni mnie freedivingu. Zdjęłam sprzęt i od razu zeszłam na 30 metrów, a jak się okazało, wtedy to był rekord Polski. I tak to się zaczęło.
Pamiętasz swoje pierwsze zawody?
W Dahab poznałam Czecha, Romana Ondruja, który zachwycony moimi osiągnięciami zaproponował, żebym przyjechała na basenowe zawody do Czech. Dla mnie to była abstrakcja! Jakie zawody? Tym bardziej, że nigdy wcześniej nie trenowałam freedivingu na basenie. Przyjechałam do Brna na cztery dni przed zawodami. Podczas prób wstrzymywałam oddech w bezruchu na 3 minuty, bez przygotowania. Myślałam wtedy, że skoro nie sprawia mi to trudności, to ciekawe, ile wytrzymam na zawodach. I stało się. Osiągnęłam 5:05, wynik zbliżony do rekordu Polski. Sędzia nie mógł w to uwierzyć!
A Ty?
To był mój moment mocy! Jeśli mogę wstrzymać oddech na 5 minut, to mogę wszystko. Wcześniej nie mogłam się wkręcić w żaden sport na dłużej, a lekcje WF-u omijałam szerokim łukiem. Dopiero nurkowanie ze sprzętem popchnęło mnie do regularnego ruchu, a takie osiągnięcie, w tak krótkim czasie, dało mi dużą satysfakcję. Tym bardziej, że był to czas, gdy zmagałam się ze zdrowiem – najpierw zespół jelita drażliwego, potem Hashimoto. A tu nagle freediving, który daje mi poczucie sprawczości, że moje ciało może dużo więcej, że nie jestem bezsilna. Dzięki temu, nauczyłam się nie zakładać, że czegoś się nie da, że nie potrafię, bo tego się nigdy nie wie, dopóki nie spróbuje… Nie wiedziałam, że mogę na tak długi czas wstrzymać oddech, a tu proszę, taka niespodzianka. (śmiech)
A propos niespodzianek, podobno w 2020 roku chcesz pobić rekord świata…
Mam taki pomysł, żeby spróbować swoich sił w dyscyplinie, którą się jeszcze nie zajmowałam. Chcę osiągnąć rekordową głębokość 131 metrów w konkurencji zmienny balast (przyp. red. zawodnik zanurza się z dodatkowym balastem, który zostawia na dole i powraca o własnych siłach korzystając z płetw i/lub liny) Będzie to najgłębsze na świecie nurkowanie kobiety w tej konkurencji oraz najgłębsze zanurzenie na zatrzymanym oddechu polskiego obywatela.
W wywiadzie z Dariuszem Wołowskim, Andrzej Bargiel powiedział, że uprawia sport dla przyjemności, a nie po to, żeby tworzyć historię. A u Ciebie, jak to jest?
Ważniejszy jest dla mnie trening i idący za tym progres. Przesuwanie granicy i fakt, że zawsze można kawałek dalej. A czy to jest oficjalne, czy nie, to dla mnie ma drugoplanowe znaczenie. Jakby tego rankingu nie było, też bym to robiła. To moja pasja. Nie miałam nigdy koncepcji bicia rekordu, ale znajomy uświadomił mi, że jest konkurencja, w której nigdy nie startowałam, a która fizycznie jest w moim zasięgu. Najpierw mnie ten pomysł bardzo zestresował, ale potem pomyślałam, że może czas na wisienkę na torcie mojego swobodnego nurkowania, a potem wykorzystanie tego doświadczenia w pracy zawodowej.
Czyli?
W coachingu, treningach mentalnych, pracy z ciałem i warsztatach rozwojowych – tym się zajmuję na co dzień. Jestem na ostatnim roku studiów na wydziale psychologii klinicznej i powoli wdrażam elementy treningu na wstrzymanym oddechu w pracy z klientami, m.in. biznesmenami i sportowcami. Freediving to praca nie tylko z ciałem, ale przede wszystkim z głową. Dlatego wierzę, że może pomóc zarówno w radzeniu sobie z presją osiągnięć, jak i we wspieraniu procesów psychoterapii.
Ostatnio David Beckham próbował freedivingu i pomimo że nigdy wcześniej tego nie robił, wstrzymał oddech na 2 min. 40 s. To predyspozycje czy trening?
Ani jedno, ani drugie. Wynik Beckhama jest przeciętny (śmiech). Każdy dorosły człowiek, po krótkim przeszkoleniu, powinien bez problemu wstrzymać oddech na 2 – 4 minuty. Owszem, są predyspozycje, które to ułatwiają, ale nie są to tylko predyspozycje sportowe. Nie byłam pływakiem. Spędzałam czas w wodzie od dziecka, to prawda ale łowienie muszelek to nie sport… Wydaje mi się, że jak z każdą aktywnością fizyczną, twoje ciało może stwarzać możliwości, że będzie łatwiej albo trudniej, ale przez treningi można wypracować metodę i wyćwiczyć ciało na tyle, że dasz sobie świetnie radę. Istotna jest też część mentalna, bo przecież nurkując swobodnie nie oddychasz, a dla organizmu to „czerwona lampka”, że coś dzieje się nie tak. Trzeba umieć rozmawiać ze swoją głową i znaleźć złoty środek pomiędzy pełną relaksacją, a kontrolą. To trudne, ale jak już się uda, nie da się tego z niczym porównać!
Gdzie się można tego nauczyć?
Na Bali, razem ze mną!
Zamieniam się w słuch…
Podczas przygotowań do rekordu świata muszę mieć czas na odpoczynek. I tak, całkiem niedawno, razem z moimi przyjaciółkami wpadłyśmy na pomysł zorganizowania wyjazdu, na którym połączymy naukę swobodnego nurkowania z zajęciami jogi i pracą mentalną. I to wszystko w północno – wschodniej części Bali, z dala od turystycznego zgiełku, nad samym brzegiem oceanu.
Dla kogo ten wyjazd?
Tylko dla kobiet (śmiech), przykro mi panowie! Zapraszam wszystkie kobiety, bez względu na umiejętności nurkowe, czy stopień zaawansowania wykonywanych asan. Głównym celem wyjazdu jest wyciszenie, bycie blisko z samą sobą, tu i teraz. Będziemy medytować, spacerować, nurkować, oddychać i wstrzymywać oddech, odwiedzać świątynie, podziwiać pola ryżowe i cieszyć się naturą. Razem z Emilią Iwaniuk, instruktorka jogi, certyfikowana masażystka Shiatsu i mistrzyni japońskiego łucznictwa Kyūdō, poprowadzimy warsztaty. Ja skupię się na pracy mentalnej: freedivingu oraz coachingu, a Emilia na jodze i pracy z oddechem. Wszystkie aktywności będą dostosowane do umiejętności uczestniczek. Nic na siłę, wszystko w harmonii z ciałem i umysłem… A dodatkowo, kto by nie chciał spędzić listopada w miejscu nazywanym „wyspą Bogów i szczęśliwych ludzi”?!
Mnie już zachęcać nie musisz.
W takim razie, do zobaczenia na Bali!
Szczegóły wyjazdu: http://www.freediveexperience.com/bali2019/