Mam znajomą. Świetna babka, po 40-tce. Ma dorosłą już córkę. Aktyna zawodowo, robiąca wiele dobrego dla innych, zaangażowana społecznie, typowa aktywistka. Spotykamy się i słyszę: „No ręce mi opadają, czy ty wiesz, że moją mamę ciągle jeszcze sąsiadki pytają: a czy Kasia ułożyła sobie życie?”. Ułożyła sobie życie, czyli znalazła faceta, jakby przy boku którego mogła jedynie odnaleźć szczęście. Kaśka córkę wychowywała sama. 20 lat temu znalezienie w stolicy mieszkania dla samotnej matki graniczyło z cudem. „Będziecie mieszkać w trójkę?” – padało pytanie, a gdy właścicielka lokum słyszała, że nie, że Kasia sama z córką, od razu się wycofywała, jakby facet był gwarantem spokoju w domu i płatności za czynsz. Nożesz. No dobra, ktoś powie – 20 lat temu, samotne matki były, ale się nie wychylały, nie chciały robić kariery, przeprowadzać się ze wsi do miasta. Raczej licząc na wsparcie rodziny chciały zapewnić poczucie bezpieczeństwa swoim dzieciom.
Czasy jednak się zmieniają. Znam masę fantastycznych kobiet, które radzą sobie w życiu same. Samodzielne, nie samotne, tak wolą o sobie mówić. Ogarniają dzieci, pracę, swoje pasje. Świetnie wyglądają, są szczęśliwe, choć nie jest im łatwo i tego też nie ukrywają. Czasami mają dość, są zmęczone, zrezygnowane, ale podnoszą głowę i ruszają w codzienność za chwilę odnajdując źródło swojej energii i chęci życia. Dlatego kompletnie nie rozumiem pytania w stylu: „Kiedy ty sobie dziecko ułożysz w końcu życie”. Uwierzcie, wiele z mężatek i tych pytających chciałoby mieć tak poukładane życie, jak kobiety, o których piszę, jak Kaśka, która owszem, pewnie chciałaby poznać fajnego faceta, ale nie jest to jej nadrzędny cel w życiu. Kobieta naprawdę do szczęścia nie potrzebuje mieć chłopa przy swoim boku. Kiedy w końcu wszyscy to pojmą. Już dawno większość z nas zrozumiała, że życie w pojedynkę, także z dzieckiem u boku, nie jest skazaniem nas na porażkę, na wieczną rozpacz, na wyrywanie sobie co rano włosów myśląc o tym, ile rzeczy mamy do załatwienia i marzeniu o tym, że może właśnie dziś na białym koniu przyjedzie rycerz i nas uratuje i pozwoli nam ułożyć sobie życie. Serio? Naprawdę kobieta samotna, to kobieta nieszczęśliwa? Nieporadna życiowo? Taka, która nie wiem, koła sama nie wymieni w samochodzie? A jak nawet nie wymieni, to nie zna numeru na pomoc drogową? Albo nie ma przyjaciół, którzy by jej pomogli? My naprawdę umiemy same wymienić żarówkę w kuchni, zadzwonić po hydraulika, co więcej nierzadko zarabiamy więcej od faceta, który wykazywał przez chwilę chęci do wspólnego życia.
I naprawdę do szczęścia takiej Kasi, Monice, Agacie czy Agnieszce nie potrzeba typa, którego by trzeba było w domu obsługiwać. Podawać obiadek, prać gacie i edukować w zakresie wychowania dzieci, żeby nie był jedynie gburem i ignorantem. Wiem, nie wszyscy faceci tacy są i całe szczęście, bo wtedy w ogóle byśmy żyły same, ale niestety wielu z tych, od których kobiety odchodzą albo którzy wybierają kochankę zamiast żony, to zwykłe dupki. Wygodni panowie, którzy uważają, że są pępkiem świata i że kobieta powinna być im wdzięczna, że ją wybrali i zabrali do swojej jaskini, choć sami już na polowanie dawno nie chodzi.
Już dawno minęły czasy, kiedy „ułożenie sobie życia” było synonimem małżeństwa. Kobiety świetnie radzą sobie same nie dlatego, że nikt z nimi nie może wytrzymać, ale dlatego, że faceci nas do tego zmusili. Jeśli masz do wyboru życie w domu z troglodytą, który burknie, beknie, z łaską odbierze dzieci ze szkoły, albo życie, gdy wszystko i tak ogarniasz, ale na głowie masz jedną osobę mniej, to na co się decydujesz?
Drogie zamartwiające się o życie kobiet, które u boku na stałe nie mają faceta, nie martwcie się, one sobie świetnie radzą, dokonują wyborów, ponoszą ich konsekwencje z pełną świadomością. Rozwijają się, są szczęśliwe, spokojne, wiedzą, na kogo mogą liczyć, a na kogo już dzisiaj nie. Mają swoje dobre życie, a jeśli pojawi się kiedyś facet na tyle wartościowy, że wpuszczą go do swojej codzienności, to on będzie prawdziwym szczęściarzem, a nie ona.