Myślisz sobie czasem… „zaraz wyjdę z siebie”? Kończy się cierpliwość, poziom dystansu osiąga punkt krytyczny, siadasz i wymownie rzucasz spojrzenie lub nie robisz nic, tylko myślisz… jak z tego wyjść?
Najprostsze rozwiązania, często podawane przez intuicję na tacy bywają najlepszymi.
Wyjść z sytuacji, popatrzeć na proces oczami obserwatora nie uczestnicząc w nim czynnie. To jak wysiąść z pociągu
i dostrzec inne wagony, niewidoczne dotąd z pozycji siedzącej. Zobaczyć przyjazd szybkiego pendolino, innych spieszących się podróżnych, mijający czas.
Gdy szukamy rozwiązań siedząc i nie zmieniając nic, tak naprawdę widzimy ograniczone możliwości, których zapewne jest o wiele więcej.
Czasem warto stanąć obok swoich emocji i popatrzeć spokojniej i szerzej. Być bardziej wyrozumiałym dla siebie, bliskiego otoczenia, otworzyć się na poszukanie i znalezienie rozwiązań, innych niż te widoczne na pierwszy rzut oka.
Zmiana miejsca położenia, poziomu, czasu zmienia myślenie o procesie, w którym jesteśmy. Im więcej zmiennych tym większy dystans i więcej rozwiązań.
Czasem warto zapytać siebie używając osoby trzeciej. Co powinna/może zrobić Jola?
Nie zdąży na pociąg, to może pojedzie samochodem. Jest już za późno, to może przełoży spotkanie. Nie – to zbyt ważny temat, nie może przełożyć, to może wystarczy jednak mail z zestawieniem i telefoniczna rozmowa, a spotkanie odbędzie się w innym terminie. Realne?
Znalezienie innego, niż zakładałaś realnego rozwiązania daje satysfakcję, korzyść, nowe możliwości. Jest jednak możliwe, gdy pierwotne założenie nie określało jednej słusznej drogi realizacji naszych planów. Zamiast irytować się ograniczeniami, na które często nie mamy wpływu warto szukać czegoś nowego.
Kiedy następnym razem będzie ci się wydawało, że jesteś w sytuacji bez wyjścia popatrz na siebie oczami widza.
Z boku zwykle jest mniej emocji, jest chłodniej i przede wszystkim widzi się więcej.
Taki paradoks – gdy czuje się mniej widzi się więcej. Co o tym myślisz?