Udostępnij. Może niechcący uratujesz komuś życie. To nie będzie ani kampania społeczna, ani akcja z serii „zbadaj cycki”, „zbadaj macicę”, „zbadaj serce” czy choćby sprawdź IQ.
To będzie jeden z niewielu postów absolutnej prywaty, której generalnie unikam jak jazdy na rowerze w deszczu i na szpilkach.
Muszę najpierw coś Wam Kochani wyznać: ja jestem absolutnie antylekarzowa. Nie lubię. Po prostu nie lubię. Z doktorów uznaję zębologa i fryzjera. Gdy mnie coś boli to uważam, że przecież przejdzie, no i zawsze przechodzi.
Ostatni raz u ginekologa byłam w poprzednim wieku, czyli zanim wiele z Was, Dziewczyny, pojawiło się na świecie. Wtedy też robiłam ostatnie badania krwi. Nie chwalę się tym jakoś, tylko stwierdzam fakt. Mam też taką opinię przez wiele lat wypracowaną i niejednokrotnie potwierdzoną, że najgorzej zacząć, no bo potem końca nie ma, człowiek idzie przecież po to, by usłyszeć diagnozę. Lekarz nie jest od tego, by powiedzieć „jest pani zdrowa”. Podobnie jak idziesz do fryzjera, nikt nie przekonuje cię o pasujących do twoich oczu odrostach siwizny. Prawda? Trzeba mieć w życiu jakieś przekonania i to jest moje.
Nie działają na mnie akcje społeczne, nie działają łańcuszki na fb, wkurza mnie jak mnie ktoś wysyła do lekarza, a prewencja i perwersja to dla mnie synomimy. Jednak jakiś zupełnie niedawny czas temu musiałam w babskich sprawach zawitać do lekarza i wtedy rutynowe dla wielu Was i absolutnie normalne badanie (ja robiłam je po raz pierwszy!) czyli #cytologia wykazała, że coś mam. (potwierdzenie mojej tezy- idziesz, coś skubańce znajdą, bo od tego są!).
To coś to wirus, o którego istnieniu powiem szczerze nie miałam bladego pojęcia. Ten wredny typ nazywa się #HPV. Jest ich cała zgraja, bo około setki typów. Mój nosi numerek 16 i jest wraz z kolegą spod 18-tki najbardziej agresywnym onkogennym dziadostwem. Nie mam raka. Mam wirusa, który niedopilnowany go może wytworzyć. Statystycznie mówiąć, jakieś 70-80% raków szyjki macicy bierze się z zarażeniem tym właśnie wirusem, bo ten dziad działa skutecznie. Nie za szybko, ale skutecznie.
Niedługo czeka mnie króciutka wizyta w szpitalu. Nie napiszę hasła idź koniecznie, to może uratowac ci życie i takich tam innych wielkich bla bla słów, których ja sama nie czytam. Każda z nas to wie. Ja też! Jednak pomimo tego, że wiem, to latami nic nie robiłam. Urodziłam się pod szczęśliwą gwiadą, bo gdyby nie „coś”, to o tym wrednym czymś bym nadal nie wiedziała. Za rok czy pięć byłoby za późno, albo by uratować mi życie, albo chociaż jakąś babską część ciała. Przebadałam tego dziada, coś tam jeszcze przede mną i tak, zrobię z tym porządek z jednego powodu: ja po prostu mam dla kogo żyć.
Jeśli macie osoby Wam bliskie z moim podejściem, wklejcie im moją medyczną spowiedź. I powiem tym osobom jedno: ja cię rozumiem, jestem taka sama. Idź, żeby potwierdzić, że jak zawsze to Ty masz rację. Coś znajdą. Zrób to JUŻ, bo jak znajdą wcześnie, to długo jeszcze będziesz mogła wkurzać ukochanych słowami: „Wiedziałam, że tak będzie!” i „Ja mam zawsze rację!”. Bo masz. Każda kobieta ma.
Autorką wpisu jest Kasia Pisarska, post ukazał się na jej Facebookowym profilu i został udostępniony za zgodą autorki. Oryginał znajdziesz TUTAJ.