Go to content

Mówił, że kocha, że jestem miłością jego życia. Byłam głupia, dałam mu pieniądze

Fot. iStock/martin-dm

Przyjaciółka mnie namówiła do założenia profilu na portalu randkowym. Nie byłam przekonana, ale stwierdziłam: no dobra, jak mam kogoś poznać? Kolegów z pracy już znam, a do knajp nie mam za bardzo kiedy wychodzić i też raczej ochoty brak. W końcu nigdy nie wiadomo, kogo się spotka.

„Przy tobie czuję się tak swobodnie”

Mam 51 lat, pracuję na kierowniczym stanowisku. Na portalu nie zaczepiałam, oczywiście zwracałam uwagę na mężczyzn, którzy mi się podobali, ale nigdy pierwsza się nie odezwałam. Po kilku słabych rozmowach, kiedy okazało się, że jednak to prawda, że większości zależy tam tylko na tym, żeby kobietę zaciągnąć niezobowiązująco do łóżka, chciałam się poddać, stwierdzając, że jednak szkoda mojego czasu.

I wtedy on się odezwał, zamiast spytać, jak zawsze, czego szukam i czy jestem w związku, zaczął rozmowę od tego, jaką książkę ostatnio przeczytałam. Odpowiedziałam i okazało się bardzo szybko, że lubimy podobną literaturę, nawet muzykę. Szybko przeszliśmy na WhatsApp, wysyłaliśmy sobie nawzajem inspiracje muzyczne i książkowe. Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam się przyzwyczajać do jego obecności. On nierzadko wrzucał mi zdjęcia ze swojego dnia, takie obrazy z momentów, które go zatrzymały, albo ze mną mu się kojarzyły.

“Jak to jest, że przy tobie czuję się tak swobodnie?” – pisał, a ja tylko potwierdzałam, że mam podobnie. Przyjaciółka pytała, co o nim wiesz, kim on jest? Wyjaśniałam jej, że prowadzi własną firmę, jest architektem, dużo jeździ po całym kraju. Myślę, że ona wtedy zasiała ziarnko niepewności we mnie, ale nie pozwoliłam mu wykiełkować.

On o pracy mówił rzadko, ja nie dopytywałam, bo nie chciałam wyjść na taką, która tylko leci na jego pieniądze. Był kilka lat po rozwodzie, nie miał dzieci, bo jego była żona nie mogła zajść w ciążę, długo się leczyli, bez skutku, właściwie to stało się ostatecznie przyczyną rozstania, za dużo bolesnych doświadczeń.

Miłość jaka się nie powinna zdarzyć

Rozśmieszał mnie i wzruszał. Na kawę umówiliśmy się po tygodniu pisania, choć mi wydawało się, że znamy się od co najmniej pół roku. Rozmawialiśmy przez telefon, pisaliśmy do siebie niemal cały czas. Był czarujący. Zepsuł mu się samochód, więc na spotkanie przyjechał taksówką spóźniony. Od razu zaiskrzyło. Wiecie, jak to jest czuć tę chemię i napięcie między dwojgiem ludzi, którzy szukają pretekstu, żeby się dotknąć choć przez chwilę.

Wylądowaliśmy u mnie, mam dorosłe dzieci, więc mieszkam sam. Seks był nieziemski, czułam, że przepadłam. Nie został na noc, bo rano musiał wyjeżdżać, a nie przypuszczał, że tak nasze spotkanie się skończy. “Nie chciałem niczego zakładać i żebyś nie pomyślała, że chodzi mi tylko o seks” – tłumaczył. Byłam pełna zrozumienia, przecież to taki dżentelmen.

Pojawił się we mnie niepokój, że z jego strony nie wszystko mogło wyglądać tak jak z mojej, ale po jego wyjściu dostałam masę wiadomości, że wszystko mu mną pachnie, że żałuje, że musiał wyjść, że nie może się doczekać, kiedy znowu się spotkamy. Kilka kolejnych dni było jak w bajce. Pisał, że się chyba zakochuje, że nie myślał, że to uczucie go jeszcze kiedyś spotka, że w końcu jesteśmy w takim wieku, że wydawałoby się, że szansa na miłość jest nikła.

Jeden z jakiś jego dużych kontrahentów – deweloper spóźniał się z płatnościami. Denerwował się, pisał, że jak ludzie mogą tak postępować, że on ma swoje koszty, rachunki do opłacenia, że jak można inwestować w coś nie mając zabezpieczenia finansowego, że później wychodzą te wszystkie problemy ze sprzedażą mieszkań w trakcie budowy, której końca nie widać.

„Czy możesz mi pomóc?”

Pytałam, jak mogę mu pomóc, widząc, jak jest zaprzątnięty biznesowymi problemami. Nie chciał pomocy, tłumaczył, że jest dużym chłopcem i sam to ogarnie. Przez dwa tygodnie się nie widzieliśmy, on przepraszał, że jest nieobecny, że prosi o cierpliwość, do czasu aż wyprostuje wszystkie swoje sprawy. W końcu zadzwonił prosząc o przysługę. 15 tysięcy złotych, tyle mu brakowało do zapłacenia zaległego podatku. “Czuję się podle, spłaciłem już większość zaległych rzeczy, byłem u prawnika, który pomoże mi w odzyskaniu należności od klienta, ale muszę mieć tak zwane czyste konto idąc z nim do sądu” – tłumaczył przepraszająco… Tęskniłam za nim, wiedziałam, że sytuacja w pracy zupełnie wytrąciła go z równowagi, chciałam, żeby to się już skończyło, żeby się uspokoiło, byśmy mogli wrócić do nas, do budowania naszego związku. Przez cały ten czas byłam z nim, wspierałam go, tłumaczyłam, rozmawiałam, wysłuchiwałam.

Było dla mnie oczywiste, że muszę mu pomóc. Podał numer konta, zapewniając, że odda mi wszystko co do złotówki i wynagrodzi, że jak się ten koszmar skończy, to wyjedziemy razem na wakacje. Przelałam mu te pieniądze, nie zastanawiając się nad tym, co robię. Po prostu. Przecież to mężczyzna mojego życia, dojrzały, po przejściach, szarmancki… Dziękował i dziękował, aż powiedziałam, żeby przestał, że nie ma o czym mówić, rozmawialiśmy do późna, a ja miałam poczucie, że zrobiłam coś dobrego, że wsparłam tego wspaniałego mężczyznę.

Kiedy rano zajrzałam na WhatsApp okazało się, że nie mogę mu wysłać wiadomości. Pojawił się komunikat, że zmienił numer albo zainstalował aplikację na nowo. Byłam w szoku. Próbowałam zadzwonić, ale słyszałam, że nie ma takiego numeru. Była niedziela, a ja zaczęłam odchodzić od zmysłów. Przyjaciółka, jak usłyszała, że dałam mu 15 tys. natychmiast do mnie przyjechała. Zaczęłyśmy szukać w internecie. Był – jego imię, nazwisko, strona jego firmy. Nie wiedziałam, gdzie mieszka, nie znałam jego adresu, zawsze spotykaliśmy się u mnie, znałam tylko dzielnicę miasta…

Moja przyjaciółka zaczęła mi zadawać pytania, na które nie znałam odpowiedzi. Skąd on pochodzi, kim byli jego rodzice, jakie zlecenia wykonał, jak się nazywa deweloper, który nie wypłacił mu pieniędzy, gdzie była ta budowa… Szumiało mi w uszach i kręciło się w głowie. “Dobra, spokojnie, jak się nie odezwie, rano dzwoń do jego firmy”. To była najgorsza noc w moim życiu. Dzwoniłam na policję, czy nie doszło do wypadku, obdzwoniłam szpitale pytając czy taki a taki mężczyzna nie trafił do nich.

„Jest pani jedną z wielu”

Targały mną sprzeczne uczucia, tysiące myśli kłębiło się w głowie. Te, że on mnie oszukał, cały czas tłumiłam, przecież widziałam go, znam go, ktoś taki nie mógł być tak podły. O ósmej rano zadzwoniłam do jego biura. “Łączę z szefem” – powiedziała asystenka. Zesztywniałam, zaschło mi w gardle, wydawało mi się, że dźwięk łączenia trwał w nieskończoność. Po drugiej stronie usłyszałam jego imię i nazwisko i dźwięczne: “słucham”. Tyle tylko, że to nie był jego głos… “Halo, słucham” – powtórzył mężczyzna. Nie pamiętam, co powiedziałam, musiałam zacząć się jąkać… “Proszę powiedzieć, o co chodzi” – mówił ciepło i cierpliwie. Gdy odzyskałam zdolność formułowania myśli, jeszcze raz poprosiłam, żeby podał imię i nazwisko. Powtórzył. “To chyba pomyłka” – zdołałam powiedzieć. “Proszę poczekać”. Zaczął mówić, a ja nie wiedziałam, czy to zły sen, czy to się dzieje naprawdę.

Powoli docierało do mnie, co próbował mi przekazać. W przeciągu ostatnich dwóch miesięcy otrzymał telefony od trzech kobiet. Każda na początku zasypała go pytaniami, co się z nim dzieje, że się martwią, że nie daje znaku życia. “Zgłosiłem sprawę na policję o kradzieży tożsamości” – wytłumaczył. “Jest pani kolejną oszukaną?”. Kiwałam głową, choć on tego nie widział… Poprosił, żebym przyjechała do jego biura. Musiałam się przekonać na własne oczy, wsiadłam w samochód i pojechałam.

Był bardzo wyrozumiały. Poprosił, bym opowiedziała mu całą historię, jak poznałam mężczyznę, który się za niego podawał, co zdążył mi o sobie opowiedzieć, jakiego fortelu użył wyłudzając ode mnie pieniądze. Schemat jego działania był za każdym, ujawnionym razem, taki sam. Trzy inne kobiety były w podobnym do mojego wieku, im też opowiedział bajkę o tym, że jest po rozwodzie, że się w każdej z nich zakochał. Wyjeżdżał, nigdy nie zaprosił ich do siebie. Jedna dała mu 50 tys. zł, dwie kolejne trochę mniej. Spytał, czy mogę zgłosić oszustwo na policję i czy może liczyć na moje zeznania. Niestety mężczyzny jeszcze nie złapano, nie wie, czy to przez opieszałość policji, czy przez fakt, że po przelewie likwidował numer telefonu. Nikt nie znał jego prawdziwej tożsamości…

Byłam w szoku, w jakimś odrętwieniu. Chciałam krzyczeć i płakać, jednocześnie w głowie huczało mi: “ty idiotko, jak mogłaś dać się tak wkręcić, ile ty masz lat, żeby tak się dać nabrać”. Było mi wstyd za samą siebie… Jeszcze go nie złapali, złożyłam zeznania, a policjanci powiedzieli, że coraz więcej kobiet pada ofiarą takich oszustów. “Proszę nie robić sobie wyrzutów, nie jest pani jedyną, tylko jedną z wielu” – powiedziała mi policjantka. Marne pocieszenie, ale może moja historia uchroni inne kobiety przed takimi oszustami. Czuję się pusta w środku, jakby ktoś wyrwał mi serce…