Nie wiem od czego zacząć. Może od tego, że mam 31 lat, od dwóch mieszkam z mężem. Pracuję w wydawnictwie, zarabiam całkiem dobrze. Moi rodzice niedawno przenieśli się do naszego miasta i zamieszkali bardzo blisko nas. I tu zaczyna się problem. Moja mama i ja zawsze miałyśmy skomplikowaną relację. To znaczy, myślę, że to ja to zawsze tak odczuwałam. Ona uważa, że jest idealnie i nie widzi tego wszystkiego, co mi tak bardzo przeszkadza.
Przez całe życie zmagałam się z niską samooceną i bardzo krytycznym podejściem do mojego ciała. Jako nastolatka czułam, że jestem dla niej rozczarowaniem. Że jest rozczarowana tym, jak wyglądam, tym, co mówię, się jak ubieram. Walczyłam z bulimią blisko pół roku, zanim dowiedział się o tym mój przyjaciel i zaprowadził mnie do swojego taty, który był psychologiem.
Kiedy przeprowadziłem się do innego miasta, bo podjęłam moją pierwszą pracę, nagle zauważyłam, że wszystko zaczęło się poprawiać, również moje zdrowie. Odczuwałam każdego dnia jak rośnie moje poczucie pewności. Postanowiłam, że nie mogę tego zmarnować. Chciałam sobie udowodnić, że jest coś, w czym jestem naprawdę dobra, warta zaufania. To była moja praca.
Potem spotkałam na swojej drodze dwie, niesamowite kobiety. Zostałyśmy przyjaciółkami. Ich ciepło, otwartość, wsparcie i bezwarunkowa akceptacja sprawiły, że poczułam się odrobinę bardziej komfortowo w mojej skórze. Zaczęłam zwracać większą uwagę na to, w co się ubieram. Polubiłam makijaż, a nawet to, co widziałam w lustrze.
Mojego męża poznałam podczas podróży służbowej, a po 3,5 roku się pobraliśmy. Chociaż wciąż zmagałam się z problemami z moim podejściem do własnego ciała i jakakolwiek krytyka ze strony mojego męża sprawiła, że wątpiłam w siebie, pierwszy rok małżeństwa przyniósł wiele dobrego. Mój mąż jest wspaniały, ale jest również świetnym obserwatorem.
Szybko zauważył, jaki wpływ wywierają na mnie słowa mojej mamy. Za każdym razem, gdy dzwoniła, mój nastrój się pogarszał, a cały dzień z kolorowego stawał się szary. Ona umie powiedzieć komplement w taki sposób, że zaczynasz czuć się jeszcze gorzej. Czasami myślę, że nie wybaczę jej tego, jak traktowała mnie, gdy byłam nastolatką. A potem dociera do mnie, że od tego czasu niewiele się w naszych relacjach zmieniło.
Teraz, gdy mieszka w tym samym mieście, martwię się, że zaprzepaszczę wszystko to, co udało mi się osiągnąć dla siebie samej, w tym stworzenie szczęśliwego domu i stabilnego małżeństwa. Mimo że mój mąż i ja czasem się kłócimy, nigdy nie uważałam go za niecierpliwego ani drażliwego. Ale odkąd moi rodzice się przeprowadzili, moja mama wpada do nas często w weekendy i widzę, że to jest punkt zapalny. W zeszłym tygodniu mama powiedziała mi: „Naprawdę masz szczęście, że znalazłaś kogoś takiego jak on. Wybrał ciebie, mimo że nie pochodzisz z dużego miasta”. Zabolało.
Nie po raz pierwszy powiedziała coś takiego. Kiedy jeszcze nie byliśmy małżeństwem, mówiła wprost, że gdyby poznał najpierw moją kuzynkę, na pewno wybrałby ją. Wtedy nie myślałam o tym zbyt wiele.
Ale coś w tym, co powiedziała, w moim domu, który zbudowałem z moim mężem, sprawiło, że postanowiłam zawalczyć. „On jest szczęśliwy ze mną” – odparowałam instynktownie. Jej odpowiedź? „Tak, oczywiście, kochanie, jest. Zdecydował się być z tobą, a jest człowiekiem, który dotrzymuje słowa … Jestem pewna, że zrobi wszystko, by być zawsze po twojej stronie. Na pewno oprze się pokusom. Nie zmieni zdania, nawet jeśli znajdzie coś lepszego”…
To było to. Uświadomiłam sobie, że dotarło do niej, że jej biedna, chuda córeczka, zawsze brzydka i nieciekawa, naprawdę mogła znaleźć męża, który o nią dbał. Uważała tylko, że mój mąż był ze mną z litości. Że popełnił błąd i w jakiś sposób zdecydował się na o wiele mniej niż to, na co zasłużył.
A część o pokusach? Kto mówi coś takiego swojej córce? Nigdy nie myślałam, że mój mąż mógłby mnie zdradzić. Starałam się czuć dobrze z moim ciałem, a on je uwielbiał i do tej pory mieliśmy zdrową chemię seksualną.
Dopóki matka nie zasiała mi tej myśli w głowie, nigdy nie sądziłam, że on widzi mnie jako kogoś, z kim musi się męczyć, bo jest szlachetny.
Wydaje mi się również, jestem prawie pewna, że mama opowiada mu o mnie różne mało pozytywne rzeczy, bo po każdej jej wizycie, jego stosunek do mnie wyraźnie się zmienia. Dziś rano mąż powiedział mi, że moja matka jest o mnie zazdrosna i że powinnam ją „odciąć”, bo jej obecność szkodzi naszemu związkowi, a mi przede wszystkim. Dał mi też do zrozumienia, że nie chce jej w każdy weekend w domu.
Zbieram w sobie siły na rozmowę z nią. Boję się, ale wiem, że to będzie kolejny, dobry przełom w moim życiu. Wiem, że jeśli tego nie zrobię, mogę stracić męża. Ale najbardziej boję się, że stracę siebie.