Widziałam dziś taką scenę. Kawiarnia. Stolik przy oknie, dwie kobiety. Tak łudząco podobne, że nie miałam wątpliwości, że to córka i matka. Twarz matki pełna już zmarszczek, ale uśmiechnięta. I pogodna. Potem usłyszałam, że mówi do tej drugiej „córeczko”. Młodsza nie przewróciła oczami, nie było w niej rozdrażnienia wynikającego z bliskości czy czułości osoby, której czułości nie chcemy. Nawet powiedziała do niej: „mamuś”. Kilka razy złapała starszą za rękę – bez zbytniej przesady, nie wylewnie.
I tak poczułam w żołądku ucisk. I zazdrość. Zupełnie jak wtedy, jak w przedszkolu gdy odwiedziłam koleżankę, a jej mama krzątała się po kuchni, przynosiła kanapki, uśmiechała się, była ciepła i miła. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że mamy w w ogóle bywają ciepłe i miłe.
Wyszłam z kawiarni i poszłam do ciebie. „Jak ty wyglądasz?” wykrzyknęłaś w drzwiach. Poszłaś do kuchni robić kawę, zalałaś mnie pretensjami. Czy zadzwoniłam do babci, ona taka stara, ja taka niewdzięczna. Czy zamierzam w końcu zmienić pracę, bo córka J. znów awansowała i właśnie jutro leci do Londynu. No i czy wyrzucę w końcu z domu M. – on i tak mnie nie kocha i w końcu zdradzi. „Inaczej by się ożenił” rzuciłaś.
Zawsze mnie w jakiś sposób zachwycasz. Jak jedna kobieta potrafi drugiej zepsuć humor w pięć minut? Jak można w kogoś tak nie wierzyć? Jak można komuś ot tak to mówić malując jednocześnie paznokcie? Czy ty nie jesteś świadoma jaką moc mają słowa?
Sunę po spotkaniu z tobą do samochodu, nie ma we mnie żadnej radości, choć jeszcze rano byłam pełna energii, bo miałam fajny seks i fajną kawę rano i zrobiłam fajną rzecz w pracy, o której mówisz, że jest dla mnie nieodpowiednia.
Obiecuję sobie, że więcej do ciebie nie zadzwonię. Wyłączę telefon, zniknę. Ale w głębi duszy już wiem, że za chwilę znów okażę się tą małą dziewczynką, która chciała tylko akceptacji.
Matka to poczucie bezpieczeństwa
Słyszałaś?
Rozmawiamy o tym, że nie sprawdzam się jako córka, bo ciągle coś jest nie tak, a chętnie porozmawiałabym o tym jak ty się sprawdzasz.
Jedyna twoja stałość to zapach. Tak pamiętam z dzieciństwa. Poza tym wszystko się zmieniało. Humory, zasady, wymagania. Jeśli miałaś dobry humor mogłam zbić szklankę i nie krzyczałaś: „niezdaro”, „Czy ty zawsze musisz!”. Gdy czułaś się wściekła– wrzeszczałaś na mnie za tą szklankę. Uciekałam i zamykałam się w pokoju.
Bajki czytałaś tylko czasem. Nie bawiłaś się nigdy. Wciąż się zmieniałaś. Gdy miałam 6 lat na ponad miesiąc zostawiłaś mnie u babci. Nie przytuliłaś, nie powiedziałaś dlaczego. Wrzucałaś jakieś rzeczy do kolorowej walizki, potem wsiadłyśmy do pociągu i w nocy znalazłyśmy się u babci. Powiedziałaś: „idź spać”, rano zniknęłaś.
Kiedyś ci to wyrzuciłam, powiedziałaś, że musiałaś zarabiać i histeryzuję. To był tylko miesiąc. Potem znikałaś nieraz.
Zresztą przecież matka pochylona nad papierami, w swoim gabinecie, powtarzająca „nie teraz, nie teraz” – to czy to jest matka obecna?
Tak, wiem. Utrzymywałaś nas z tłumaczeń, musiałaś dużo pracować. Miałaś trudne doświadczenia z mężczyznami. Zrozumiem jak sama będę miała dziecko.
Tak, wiem. Ale dlaczego nigdy mi tego po prostu nie wytłumaczyłaś?
Zawsze myślałam, że matki znikają.
Matka to akceptacja
No z tego to już mi się chce śmiać. Akceptująca matka to dla mnie opowieść o żelaznym wilku albo yeti. Wiecznie byłaś na diecie. „Nie jedz tego” strofowałaś. Za dużo. Jak ty wyglądasz? W te spodnie się na pewno nie zmieścisz. A ta sukienka??? Ona nie powinna być taka krótka, nie masz do niej nóg.
Nauczyłaś mnie: nie jestem ładna, nie jestem zgrabna.
Zupełnie odwrotnie niż ty, uosobienie kobiecości, rozmiar 36.
Marzyłam o grubej mamie. Mamie pachnącej ciastem, pierogami, miękkiej i tłuściutkiej.
Nie akceptowałaś moich ocen, moich wyników w sporcie. Wciąż musiałam być lepsza. Bardziej zorganizowana, ogarnięta, perfekcyjna. Do tej pory nie zasnę, gdy nie mam wywieszonego prania. Potrafię obudzić się o trzeciej w nocy i włączać laptopa, żeby zobaczyć czy czegoś nie brakuje w prezentacji.
Jak bym daleko nie zaszła, wciąż czuje, że mogłabym dalej. Ty zresztą doskonale przecież to we mnie pielęgnujesz. Kiedyś zwariuje od słuchania o J.
Matka to oparcie
Gdy miałam pięć lat spadłam z roweru. Jechałam z przyjaciółką, ona też się wywróciła. Jej mama podbiegła, przytuliła ją. Ty przewróciłaś oczami i krzyknęłaś: „Jak ty jeździsz, do cholery”.
Zawsze, gdy spotykała mnie krzywda zachowywałaś się podobnie.
Moja wina, mogłam być ostrożniejsza, zasłużyłam, gdyby kózka nie skakała.
Zwierzałam się więc innym.
A potem ty się złościłaś: „no wiesz, żeby ciotka Jadzia wiedziała”. „no wiesz, zwierzasz się obcym”, no wiesz….
Jeśli komuś się zwierzasz to dlatego, że potrzebujesz przytulenia i poklepania po plecach. Nie dałaś mi tego nigdy. Dlaczego tego nie widzisz.
Matka to miłość
Dla mnie, niestety, to odwrotność miłości.
Babcia mówi: „mama miała takie ciężkie życie”.
A ja mówię: miałam takie ciężkie życie przez ciebie.
Wciąż cię kocham, ale nie chce mi się już do ciebie przychodzić. Coraz mniej we mnie cierpliwości. Chciałabym ci w końcu powiedzieć: zmień się. Tak jak ty wciąż mówisz do mnie: zmień się.
Twoja dorosła Córka