Czasami nie cierpię swojego ciała. Stoję przed lustrem i wiem, że to ciało urodziło dwoje dzieci, znosiło się, wysłużyło. Że te ręce to tysiące godzin noszenia moich dzieci. Nogi to wybiegane do płaczących niemowlaków kilometry, a piersi to litry pokarmu.
I jasne, mogę z tym walczyć. Ćwiczyć, robić przysiady, pompki i tysiące innych ćwiczeń, które pozwolą mi wyglądać może nawet lepiej niż przed ciążami. I robię to, bo chcę się mojemu ciału odwdzięczyć za to, że tak dobrze i wiernie mi służy. Ale czasami patrzę w lustro i myślę sobie – daj spokój, piersi większych mieć nie będziesz, rozstępów nie zakryjesz.
Zadzwoniła do mnie znajoma: – Masz może namiar na dobrą klinikę, muszę zrobić liposukcję. Nienawidzę swojego ciała. Wstydzę się rozebrać przed mężem. Ta fałda skóry, która została jej po ciążach jest jak przekleństwo. Ktoś mógłby powiedzieć: „Daj spokój, urodziłaś dwójkę dzieci, twoje ciało ma prawo być niedoskonałe”. A co jeśli ona nie chce z tą niedoskonałością się pogodzić? Staje przed lustrem i za każdym razem czuje obrzydzenie? Ma myśleć: „Jesteś matką, twoje ciało MUSI tak wyglądać”?!?
Przyjaciółka mówi: „Daj spokój, nienawidzę lata. Muszę się wbijać w strój jednoczęściowy, bo moje rozstępy wypłoszą pół plaży”. Ona i jej ciało to trójka dzieci. Piękne dziewczynki. A ona swoją kobiecość chowa w bieliźnie z wysokim stanem i w stroju jednoczęściowym. Trudno zachwycać się ciałem, które nie jest doskonałe. Każdego poranka powtarzać sobie: „Masz trójkę dzieci. Ciesz się tym”. Bo przecież przejmowanie się wyglądem jest takie płytkie – podobno, więc dlaczego tak bardzo się nim przejmujemy. Dlaczego to jak wyglądamy tak bardzo wpływa na nasz nastrój?
Patrzę z podziwem na kobiety, które noszą na sobie znamiona porodu, ich ciało to symbol bycia mamą. Piersi upychane w dobrych stanikach, nadmiar skóry w jakiejś ściskającej do granic możliwości bieliźnie.
Ale zdarza się, że patrzę z przerażeniem, jaki to nieodwracalny proces. Kolejna przyjaciółka – kolejna ciąża. I przecież wiemy, że zdrowie najważniejsze, że nieważne jak nasze ciało się zmienia, to ono przecież daje nam największy skarb – kolejne życie.
Ale czy to kolejne życie nie mogłoby się obyć:
– bez moich rozstępów
– bez mojej rozciągniętej skóry
– bez moich obwisłych piersi
– bez nadmiaru moich kilogramów
– bez żylaków, popękanych naczynek.
Ktoś mógłby powiedzieć – po co ta cała analiza, tak jest i tego nie zmienisz. I racja – nic z tym nie zrobię. Ale o jedno proszę – dajcie mi prawo do niewpadania nieustannie w zachwyt nad tym, jak moje ciało przysłużyło się drugiemu człowiekowi. Nie każcie sobie wmawiać, że piękne są blizny po cesarce i piersi, które tracąc pokarm do piersi stają się mało podobne.
Dajmy sobie prawo do rozpaczy, do zapłakania nad swoim ciałem. Do nienawidzenia go przez chwilę. Bo przecież zawsze chciałyśmy być zawsze piękne i atrakcyjne. I jasne, wmawiają nam, że to wszystko jest w naszych rękach. I oszukują, bo dziś wiem, że są rzeczy, na które wpływu nie mamy. Mówi się nam – urodzisz dziecko i twoje oczy nabiorą blasku, to one będą świadectwem twojej kobiecości i seksualności. Ale nikt nie mówi – twoje ciało zostanie zbrukane, wymęczone i zniekształcone. Czasami ktoś poklepie po plecach i powie – wszystko można wyćwiczyć. Wystarczy trening i dieta.
Bywa, że wystarczy zmienić nastawienie i pokochać siebie taką, jaką się jest. Ale nikt mi nie powie, że to proste. Stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie: „Jesteś piękna”, kiedy widzimy mankamenty swojego ciała. Więc dajmy sobie prawo czasami do płaczu nad tym, co wraz z macierzyństwem tracimy. Kiedy nasze ciało oddajemy innemu człowiekowi. Kiedy ono już nie jest nasze, bo dzielone z naszą miłością – pewnie najważniejszą miłością naszego życia. Patrzymy z zachwytem na te drobne ciałko, pachnące i gładkie. Ciało z naszego ciała. Kiedy dorasta nie możemy wyjść z podziwu, że to cząstka nas – ta fizyczna.
I choć czasami tak bardzo siebie nie lubimy, nie chcemy na siebie patrzeć, to głaskamy ze wzruszeniem te nasze rozstępy, tę skórę na brzuchu, której trudno odzyskać elastyczność. Upychamy w stanik piersi myśląc: „Nie ma aż takiej tragedii”. I kiedy bywa nam źle, obserwujemy te dzieciaki biegające po kuchni, nastolatków trzaskających drzwiami i ciężko dźwigamy nasze ciało, które odzyskuje swoją lekkość, gdy słyszymy: „Mamo, jesteś taka piękna”. Tą miłością bezwarunkową kochajmy nasze ciała, ale też – gdy tego potrzebujemy – zapłaczmy nad nimi. Ale pamiętajmy o jednym jesteśmy tak piękne, na ile pięknymi się czujemy.
Pokochać czy walczyć z ciałem, które się zmienia? Jak patrzę na te zdjęcia to doceniam. I kiedy mam siłę to walczę, kiedy potrzebuję to kocham, a kiedy przychodzi potrzeba – zapłaczę.
I recently spent 3 weeks based in London photographing beautiful women for the „10th Month” documentary, an experience I…
Opublikowany przez Jade Beall Photography na 2 luty 2016
Divine Body.This- divine body that maintains a rhythm and a beat which allows us to dance and jump and crawl and cry,…
Opublikowany przez Jade Beall Photography na 22 grudzień 2015
All post birth bodies are perfect and are sacred.Flat tummies, round tummies, stretch marks, saggy skin, tight skin,…
Opublikowany przez Jade Beall Photography na 28 październik 2015
„After my first baby, I had postpartum depression for about two and a half years. During this time I isolated myself. I…
Opublikowany przez Jade Beall Photography na 16 październik 2015
Every body Is beautiful, precious and worthy of love.May we show our children what it looks and feels like to love…
Opublikowany przez Jade Beall Photography na 6 czerwca 2015