Zastanawiam się, co robiłam 6 lat temu, gdy odpalaliśmy portal Oh!me. 6 lat temu, naprawdę! Pamiętam grupę dziewczyn, które wierzyły w dziewczyństwo, wspólnotę, siłę kobiet. Pamiętam przyjaźnie i wsparcie, które wtedy dostałam. Pamiętam entuzjazm i wzruszenie, gdy to zaczęło działać. Pamiętam pierwsze 400 osób na stronie, a potem 600, a dalej 1000. Od początku dałyśmy serce temu projektowi.
6 lat to kupa czasu. Na tyle dużo, by przyjaźnie przetrwały lub się rozpadły, małżeństwa skończyły lub zawiązały (raczej to pierwsze, haha), dzieci urosły kilkanaście centymetrów. Rozwodziłyśmy się, rozstawałyśmy i traciłyśmy. Będąc jednocześnie transparentne w swoich emocjach z Wami, którzy to czytaliście, niejednokrotnie dzieląc wspólne doświadczenie. Bo życie nie oszczędza nikogo, czy się jest nauczycielem, celebrytą czy gospodynią domu.
Oh!me nigdy nie stało się korporacją, mimo iż było kilku takich, którzy mieli pokusy zrobić z tego duży biznes. Intymność tego miejsca, mimo 2 milionów odwiedzających co miesiąc, nie pozwalała jednak na biurokrację. Wszelkie tego typu pomysły, ku mojej rozpaczy, kończyły się fiaskiem. Dziś rozumiem, że to było po prostu niemożliwe. Aby zachować nastrój wspólnoty, trzeba wspólnotę ochronić. Zarabiamy na tym, co przyniesie siatka reklamowa i niewiele więcej. Ale piszecie, że jesteśmy nadal Waszym miejscem, Waszymi powrotami, Waszą otuliną, gdy potrzebujecie wsparcia, Waszym drugim domem. Nie ma nic ważniejszego ponad TO.
Spotkałam fantastycznych ludzi na swojej oh!mowej drodze, tych którzy przyszli tu na chwilę, tych od początku do dziś i tych, którzy powrócili, bo musieli na jakiś czas odejść. Patrzę z radością na ich rozwój, sukcesy, piękne książki, artykuły, biznesy. Całym sercem wspieram. Nie mam miejsca tylko na nieuczciwość. A przez tyle lat to oczywiste, że i ona się zdarzy. Nawet ludzie, którym otwierasz całą swoją duszę, potrafią zawieść. Nie oglądam się już na nich ani na swoje zawiedzione uczucia, nie ma na to czasu, bo życie jest tak dobre, tak piękne i życzliwe, że stwarza od razu przestrzeń na nowe. Płaczę, kiedy ogarnia mnie wielki smutek, ale nie w takich sytuacjach. Płaczę, bo tęsknię za Matką. Nie płaczę za ludźmi, którzy mnie zawiedli.
Wczoraj moja przyjaciółka Kasia Troszczyńska napisała, że ja zawsze daję szansę. To prawda. To nie zawsze kończy się dla mnie pozytywnie, ale szansa, którą daję, jest związana z nadzieją, że ludzie jednak z natury są dobrzy. Wierzę, ufam i otwieram drzwi. Nawet jeśli zabłądzą, to mogą wrócić. Wszystko zależy od tego, co się zadzieje pomiędzy. Umieć przepraszać to wielka sztuka, umieć wybaczać jeszcze większa. Wciąż się tego uczę.
Dużo też zmieniło się w moim życiu przez ostatnie lata. Mnie także ktoś podarował szansę, a ja ją złapałam. Mam wiele wad, ale na pewno umiem dostrzegać możliwości i je wykorzystywać. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale tak po prostu jest. I praktykuję wdzięczność. Bo wiem, że oprócz własnych talentów, trzeba jeszcze kogoś, kto je dostrzeże. Mam swoje Anioły wokół i co jakiś czas piszę do nich sms „Dziękuję”. Podobno mówiłam kiedyś dziewczynom, że chciałabym prowadzić DDTVN (przysięgam, że tego nie pamiętam, tak abstrakcyjne było to dla mnie), a dziś to mam i cieszę się każdego dnia, że dostałam taką szansę. Podobno mówiłam też, że chciałabym mieć swój biznes. I mam, nawet dwa. Choć wydaje mi się, że marna ze mnie bizneswoman, ale uczę się od swojej mentorki, żeby budować swój własny „leadership”. Autentyczność, to jest coś, co może ocalić takich jak ja.
Idź swoją drogą, słuchaj intuicji, bazuj na swoich mocnych stronach, nie startuj tam, gdzie definitywnie przegrasz. Uczę się więc bycia liderką i trochę się śmieję z tego, ale czasami miło mi jest, gdy ktoś pisze „dziękuję, że jest pani w moim życiu”.
Ostatnio Joasia Chmura, psychoterapeutka, podziękowała mi pięknie, mówiąc, iż jest wdzięczna, że urodziła się w tym samym życiu co ja. Zapamiętałam to sformułowanie i podaję dalej. Jestem wdzięczna, że ludzie, których spotkałam urodzili się w tym samym życiu co ja, jestem wdzięczna, że i Wy tam jesteście.
Czasami wracam z forów plotkarskich stron, gdzie mówią, że jestem stara, brzydka, nudna, śmieszna, karykaturalna, niewychowana i tym podobne – wracam do Was, do naszej społeczności Oh!me. I czuję, jakbym przeskoczyła ocean i znalazła się w innym świecie, krainie Nangijali, gdzie mieszkają inni ludzie i obowiązują inne zasady. Dziękuję Wam za to. Dziękuję, że jesteście moim domem, że wracacie tu przez tyle lat, że macie w sobie tyle życzliwości i dobra.
Zmieniłam się. Nie bardzo, ale czuję, że jestem mocniejsza, silna, jak nigdy. Lubię tak o sobie myśleć, ale też dostrzegam to na każdym kroku. Będąc bardzo wrażliwym człowiekiem, obudowałam się siłą, która pozwoliła mi przetrwać w najtrudniejszych momentach. A przez ostatnie lata straciłam przecież i Mamę, i Tatę i już jestem całkiem dorosła. Wolałabym mieć te kochane ramiona, w które zawsze mogłam się skryć i chlipać jak dziecko, ale jestem już całkiem sama. Nie jestem już więc dzieckiem, choć uwielbiałam nim być. Nie ma żadnego dorosłego, który sprawowałby nade mną opiekę.
Chcąc nie chcąc, muszę być dorosła. I wiecie co? Nie jest źle. Bywa nużąco poważnie, ale całkowita odpowiedzialność za swoje życie niesamowicie buduje. Nie ranią mnie już obraźliwe słowa (gwiżdżę na to), nie boli mnie starzenie (nawet daję sobie taryfę ulgową: 5 kilo na plusie), nie muszę wszystkich zadowolić (to byłoby wręcz nienormalne!), nie ma we mnie za grosz zawiści. Jestem wdzięczna za wszystko, co dostałam, czuję, że świat mi daje tak dużo, że muszę się tym podzielić, a w ogóle to wierzę, że słońce wychodzi specjalnie dla mnie – nawet w tak pochmurny dzień jak dziś.