Niektórzy pozostają z nami na dłużej, inni są jedynie przez chwilę – niekiedy za krótką, a innym razem zbyt długą. Czas jest najmniej istotny, bowiem ważne jest to, czego nas nauczyli, czego my nauczyliśmy się od nich o sobie.
G. znam od 13 lat, poznałyśmy się na wakacjach, kiedy jej syn zaczynał stawiać samodzielne pierwsze kroki, a ja zgięta w pół, przytrzymując małe rączki, stawiałam wiele kroków za swoim. Dzieci urosły, a nasze życie dojrzało. G. jako pierwsza zmierzyła się z traumą rozwodu. Jej decyzja o odejściu od męża byłą konsekwencją jego stylu życia i bycia. G. jest inna niż ja, dużo wcześniej odkryła prawo do własnego i tylko własnego życia. Uczyła mnie jak przejść przez najtrudniejsze chwile. Była dla mnie 24 godziny non stop, była najważniejsza.
Jak to w życiu czasem bywa nasze drogi jednak się rozeszły, ale G. udzieliła mi wielu lekcji:
– Nauczyła mnie, żebym nie traciła energii na jałowe dyskusje i tłumaczenie się ze swojego życia, ona nie miała z tym problemu. W kontaktach z ludźmi potrafiła być konkretna, nieco radykalna. Usuwała numery telefonu, blokowała na Facebooku te osoby, które przestały być częścią jej życia, bądź nieustannie oceniały jej wybory.
– Uczyła słuchać własnej intuicji, kiedy serce z rozsądkiem toczyło nierówny pojedynek. Mówiła, żeby wsłuchać się w siebie, w pierwotne reakcje naszego ciała, bo ono jako nosiciel duszy będzie ja chronić.
– Nauczyła mnie marzyć. Kiedy mi wydawało się, że nic już na mnie nie czeka, ona wpadała np. na pomysł szalonego wyjazdu i powtarzała, że wszystko jest w naszej głowie i to my zawsze jesteśmy panem sytuacji.
– Nauczyła, że nie musze być perfekcyjna, bowiem sama sobie pozwalała na mnóstwo niedoskonałości i potrafiła odpuszczać wiele rzeczy, odkładać, ustalać inną hierarchię wartości.
– Nauczyła mnie jak polubić samą siebie, kiedy z dystansem opowiadała o swoich porażkach, sukcesach o zmieniającej się fizyczności.
– Nauczyła minie trwać przy swoich zasadach, nie zmieniać się, nie rezygnować z własnej natury. Bywała tak inna niż ja i tak daleka od moich wartości, od postrzegania drugiego człowieka, od podejścia do wychowania dzieci. Patrzyłam na niektóre jej poczynania i wiedziałam, że moja droga jest inna.
Tego wszystkiego nauczyła mnie G., a może raczej ja nauczyłam się od niej wszystkiego o sobie.
Z przyjaźnią jest jak z miłością. W życiu niewiele jest nam dane na zawsze, a już z pewnością nikt nie jest własnością drugiej osoby, więc bywa, że musimy pozwolić komuś odejść, albo pozwolić sobie na odejście. Dobrze więc zabrać wszystko, co dobre z przemijającej znajomości i otworzyć się na nowe. Naprawdę warto też zwrócić uwagę na tych, którzy pojawia się w naszym życiu na moment, bo zawsze to się dzieje w jakimś celu. Bywa, że kilka słów wypowiedzianych przez takie osoby, potrafi zdziałać cuda, wystarczy je tylko chcieć usłyszeć!
Bez historii wieloletniej przyjaźni i masy wspomnień L. zagościła zupełnie niespodziewanie w moim życiu. Poznałam ją, kiedy mieszkałam w obcym kraju. Obie byłyśmy żonami mężów na kontrakcie i tylko to nas łączyło. Zupełnie inne, osadzone w realiach plastikowego życia, wydawałoby się, że po tej znajomości niewiele zostanie. Zresztą kobiet takich jak L. otaczało mnie całe mnóstwo. Wróciłam do kraju, moje życie nagle rozpadło się i wtedy niespodziewanie zadzwoniła L..
– Masz wystarczająco dużo siły, żeby przez wszystko przejść – powiedziała spokojnym, tak pewnym głosem, że nie pozostało mi nic innego jak tylko w to uwierzyć. Jej słowa zostały ze mną na długo i już wiele razy przekazywałam je dalej, chociaż sama L. tak, jak się pojawiła – tak odeszła.