Choć zawsze chciałam zostać mamą, to jednak wiadomość o ciąży była dla mnie sporym zaskoczeniem. Czułam się fatalnie. Poranne mdłości trwały całymi dniami, a te zlewały się w tygodnie. Błagałam wszystkich, aby pierwszy trymestr wreszcie się skończył. Wybłagałam.
Wraz z odejściem mdłości pojawił się apetyt. Mogłam jeść dla dwojga i za dwoje. Kosztowałam po prostu wszystkiego, a im bardziej odjechane były to połączenia, tym bardziej mnie to bawiło. Wreszcie mogłam zostawić diety na boku i jeść to, na co mam ochotę. Opamiętanie przyszło dopiero wtedy, gdy zobaczyłam plus 16 na wadze.
Po porodzie nie było lepiej. Najpierw zrzuciłam kilka kilo, potem wszystko do wróciło. Czułam się fatalnie: i fizycznie, i psychicznie. Nie mogłam na siebie patrzeć. Mała miała ciągłe kolki, ja wiecznie niewyspana, bez energii do życia, mocno przygnębiona. Czułam się brzydka i zaniedbana. A jednocześnie, dla poprawy humoru, często sięgałam po słodycze. I tak kółko się zamykało.
Przyszedł moment, w którym postanowiłam o siebie powalczyć. Poszłam do dietetyka. Ten powiedział mi, że kluczem do dobrej formy są regularne, dobrze przygotowane posiłki i aktywność fizyczna. Świetnie – pomyślałam. Tylko jak to zrobić?
Mój tryb życia wszedł na opcję mocno nieuregulowaną. Ledwo starczało mi czasu i siły na umycie głowy. Regularne posiłki z najlepszych składników to czas, którego zwyczajnie nie miałam. To czas, który był potrzebny na zakupy, na przygotowanie, na gotowanie, na posprzątanie. I jeszcze to odmierzanie składników. Ważenie, dokładanie, odejmowanie. Miałam dość. Wtedy moja przyjaciółka podpowiedziała mi rozwiązanie – catering dietetyczny. Wszystko super – tylko uwierzcie mi, że znaleźć dobry catering jest niezwykle trudno. Jeden dowoził niesmaczne jedzenie, drugi – źle skomponowane, kolejnemu zdarzało się podesłać jedzonko z pleśnią. Słabe.
Już miałam się poddać. Postanowiłam spróbować ostatni raz. „Lekki kęs” wyświetliło mi się przed oczami, gdy wbiegłam do centrum handlowego. „Ty się odchudzasz, My gotujemy”. Ok – pomyślałam. Ten catering dał mi to, czego oczekiwałam: smaczne i zdrowe posiłki, porcje, którymi się najadam. Mija drugi miesiąc. Jest mnie mniej o 4 kilo.
Dobrze się czuję. Lepiej wyglądam. Mniej się stresuję. Jakoś tak jest łatwiej. Dziewczyny, walczcie o siebie. Dajcie sobie pomóc. Szukajcie rozwiązań, które ułatwiają Wasze życie i Wasze macierzyństwo.