Życie we dwoje. Zmiana przyzwyczajeń, próba sił, akceptacja, adaptacja. Przez ile etapów musi przejść związek, żeby dwoje ludzi mogło się „dotrzeć”, poczuć ze sobą naprawdę swobodnie, pod jednym dachem? Oczywiście, za każdym razem jest to sprawa indywidualna, wiele zależy od tego, jaki mamy charakter, jaki styl życia wiedliśmy zanim zdecydowaliśmy się ze sobą zamieszkać. Rzadko jednak zdarza się tak, by wszystko od razu „zagrało” jak trzeba.
Zosia i Kacper mają po dwadzieścia kilka lat. Zosia mieszkała już z przyjaciółkami, Kacper wynajmował mieszkanie ze znajomymi. Decyzję o zamieszkaniu pod jednym dachem podjęli dość szybko, bo po kilku miesiącach związku. Równie szybko okazało się, że on jest pedantem, który ulubiony kubek musi mieć odłożony zawsze w tym samym miejscu i ani milimetr dalej, a ona jest chaotyczna i często zostawia obok umywalki zużyte waciki. A czasem i bieliznę zostawi w łazience, zamiast włożyć do wiklinowego kosza na brudy. Więc najpierw on milcząc, chodził i zbierał te waciki i te majtki, odkładał tusz do rzęs do jej szufladki i wieszał jej ręczniki na suszarce. A potem zaczął ją upominać, czego ona nigdy nie brała na serio. Napięcie rosło i znaleźli się w punkcie, w którym stało się jasne, że jeżeli mają być nadal razem, potrzebne są kompromisy.
Zosia pierwsza wyciągnęła rękę „do zgody”, zaczęła bardziej zwracać uwagę na to, co Kacpra drażni. Stara się pamiętać o kubku i kupiła sobie koszyczek na zużyte waciki. Zmywa uważniej, nie byle jak, byle szybciej. No, ale na przykład książki, te obok łóżka, już zawsze będą leżały w nieładzie, bo Zosia je ciągle ogląda, przekłada, zakłada w nich strony. I Kacper to zaakceptował.
Z drugiej strony, Kacper dobrze wie, że to dzięki Zosi mieszkanie może nazwać domem. To ona wybrała miękkie, pastelowe zasłony, to ona zawiesiła oryginalne dekoracje. I to ona przynosi do domu kwiaty, które pózniej zapomina podlać. Więc Kacper próbował ją tego swojego porządku nauczyć, a potem dał za wygraną. Bo są rzeczy ważne i ważniejsze. I chociaż czasem chętnie wyszedłby z domu, żeby nie patrzeć na bałagan Zośki, to jednak zostaje. Nauczył się, że jest jej przestrzeń i jego przestrzeń. I że ona nie będzie nigdy nim.
Spięcia zdarzają się nadal, bywają ciche godziny i głośniejsze zamknięcie za sobą drzwi. Ale bardzo dużo dało im uświadomienie sobie, że mogą się wzajemnie uzupełniać. Że nie muszą być tacy sami, żeby byli w tym wspólnym domu szczęśliwi. Dojrzewają. Dobrze im razem.
Trochę inaczej jest w przypadku Karoliny i Wojtka. Ona ma za sobą nieudane małżeństwo, on kilkanaście lat mieszkał z partnerką. Na weekendy przychodzi do nich ośmioletnia córka Wojtka, z którą relacje ma Karolina dość letnie. A poza tym, on jest raczej typem samotnika, ona gadułą. Oboje mają swoje przyzwyczajenia, nawyki. Wojtek bał się obecności Karoliny na stałe. Nie był pewien czy po tym okresie przerwy od związku, jest jeszcze w stanie dzielić z kimś życie tak na 100%. Że te wspólne poranki, kawy, zakupy, rachunki i filmowe wieczory nadal go pociągają. Przyzwyczaił się do swojej samotności, do tego, że ma mieszkanie tylko dla siebie. Że jest wolny.
Ona natomiast uważała, że tylko żyjąc razem mogą być pewni siebie i swojego związku. Nie potrafiła zrozumieć, że on nie reaguje entuzjastycznie na propozycję przeprowadzki. Powoli, krok po kroku przynosiła coraz więcej swoich rzeczy. Szczotka do zębów, kosmetyczka, walizka z ubraniami. Na samym końcu ulubiona komoda i kwiaty. Wynajęła swoją kawalerkę, postawiła Wojtka przed faktem dokonanym, przemeblowała mu salon, wymieniła naczynia w kuchni, wyrzuciła fototapetę z sypialni. O tę fototapetę obraził się na dwa dni. A potem stwierdził, że betonowa ściana wygląda o niebo lepiej.
Uczą się siebie, jednostajnie, miarowo. Ona lubi w weekendy pospać do południa, on wstaje rano i jedzie odebrać córkę. Nie wiadomo jeszcze jak ten wspólny czas zorganizować. Dziewczynka za Karoliną nie przepada, a Wojtek stara się nie zawieść ani córki, ani partnerki, choć ta ostatnia nie wymaga od niego wiele. Szanuje jego relację z dzieckiem, szanuje ich wspólny czas. Mimo wszystko, jest w tym związku dużo luzu, dużo zdrowego egoizmu. I spokoju.
W tygodniu jest prościej – oboje pracują, widzą się właściwie tylko rano i wieczorem, zmęczenie robi swoje. Wojtek lubi odpoczywać w ciszy, Karolina ogląda ulubione seriale, rozmawia z przyjaciółkami przez telefon. Nie przeszkadza jej to, że on woli zamknąć drzwi od sypialni, poczytać, posłuchać muzyki. Że często jest nieobecny duchem. Kocha go takiego.
Wydaje się, że im jesteśmy starsi, tym trudniej nam zrezygnować z pewnych nawyków i przyzwyczajeń. Z drugiej strony, dojrzalsi partnerzy wiedzą, że w związku potrzebna jest przestrzeń i nie trzymają się kurczowo drugiej strony, dbając o własne poczucie komfortu i relacje pozapartnerskie. Decyzja o zamieszkaniu razem bywa testem dla związku i dla nas samych. Czego naprawdę chcemy? Czy jesteśmy w stanie poświęcić odrobinę swojej wolności w imię czegoś więcej? Czy jesteśmy w stanie zaakceptować partnera takiego, jaki jest naprawdę?