Go to content

Kiedyś jej nienawidziłam, teraz bardzo kocham, ale nasza relacja wciąż jest specyficzna 

Pixabay/Pexels

Młodsza siostra miała być dla mnie prezentem. Przynajmniej tak mówili rodzice. Ładny mi prezent. Zawsze chciałam starszego brata. Jeszcze zanim się pojawiła, czułam, że nie przyniesie ze sobą niczego dobrego. To był dokładnie miesiąc po moich trzecich urodzinach, kiedy na świat przyszła ona. Monika – ja wybrałam jej takie imię. Ma je po jakieś wstrętnej babie z lecącego w tamtych czasach serialu. Widzicie, że od początku jej nie chciałam.  

Pojawiła się i zabrała mi rodziców

Ukradła zainteresowanie i miłość, którą powinni obdarzyć tylko mnie. Przecież byłam ich ukochaną córeczką. Przynajmniej, dopóki nie pojawiła się w moim domu. Minęło już jakieś trzydzieści lat, a ja wciąż pamiętam, jak wieczorami leżałam sama w swoim pokoju płacząc w poduszkę. Rodzice w tym czasie kąpali Monikę.  

Później już zawsze było źle. Musiałam się z nią wszystkim dzielić. Oczekiwano, że będę jej ustępować, bo przecież jestem starsza i mądrzejsza. O zgrozo, niektórzy sądzili, że powinnam się nią opiekować. A najgorsze jest to, że oczekiwano, żebym ją kochała. A ja jej nienawidziłam. Przeszkadzała mi w życiu. Unieszczęśliwiała. Chciałam, żeby zniknęła. Umarła, odeszła, cokolwiek. Żeby już jej tu nie było. Chciałam, żebyśmy znowu byli szczęśliwą rodziną. Tylko mama, tata i ja. Bez intruza.  

Kiedy podrosłam łaziła za mną krok w krok. Naśladowała. Przeszkadzała. Chciała bawić się ze mną i moimi koleżankami. Miałam jej serdecznie dość.  

Przy niej czułam się gorsza

Nie wiem, czy każde starsze rodzeństwo tak to przeżywa. Wielokrotnie słyszałam, że jestem niedojrzałą egoistką. Że powinnam się cieszyć, bo mam siostrę. Ciekawe, z czego niby miałabym się cieszyć.

Nigdy się nie dogadywałyśmy, bo jesteśmy skrajnie różne. Ona rozsądna, poukładana, dobrze się uczyła i zawsze miała porządek. Ja wręcz przeciwnie. Łączą nas tylko więzy krwi. No i kolor włosów oraz oczu. Zawsze mnie dziwi, kiedy ludzie patrząc na nas mówią, że widać, że jesteśmy siostrami.  

Zazdrościłam jej, bo była szczuplejsza, moim zdaniem ładniejsza, lepiej się uczyła. Spełniła oczekiwania, które rodzice pokładali we mnie. Tej starszej, pierworodnej. Nie podołałam, więc ona szybko zajęła moje miejsce. Awansowała do roli tej mądrzejszej, świetnie radzącej sobie z życiem i odnoszącej sukcesy.

W dzieciństwie nasza relacja była bardzo trudna i bolesna. Podejrzewam, że ona też żywiła do mnie sporo urazy. Ale o co, nie wiem. Nigdy ze sobą nie gadałyśmy o takich rzeczach i raczej nie będziemy gadać. To są dwa światy i tego nic nie zmieni.  

Potrzebowałam wielu lat, żeby uporządkować w swojej głowie te uczucia

Kiedyś przeczytałam jej pamiętnik. (Wiem, że nie powinnam i myślę, że ona mój też czytała.) Obwiniała się, że przez nią zachorowałam na anoreksję. Bo mówiła mi, że jestem gruba. Nigdy nawet nie pomyślałam, że to mogło być przez nią. Tak naprawdę nic złego mi nie zrobiła. Po prostu się urodziła, co przecież nawet nie było jej decyzją. I zajęła w rodzinie przestrzeń, której ja nie chciałam i nie umiałam. O co tu mieć pretensje?

Teraz obydwie jesteśmy już dorosłe. Każda żyje inaczej, ale raczej się dogadujemy. Chociaż rzadko ze sobą rozmawiamy. Mieszkamy na tych samych osiedlach. Ostatni raz widziałam się z nią… nawet nie pamiętam kiedy. Dwa, trzy miesiące temu. I nie, to nie kwestia koronawirusa. Przed pandemią było tak samo.  

Dzisiaj jej już nie nienawidzę. Kocham ją, ale to jest specyficzna miłość. Nigdy nie będziemy przyjaciółkami. I nie chodzi o żale z dzieciństwa. Raczej o to, że niewiele mamy ze sobą wspólnego. Gdybyśmy nie były siostrami, nie znosiłybyśmy się. Myślę, że biorąc pod uwagę okoliczności nasza relacja jest całkiem poprawna. Dobrze jej życzę i trzymam za nią kciuki. A ona się o mnie martwi i zawsze jest gotowa mi pomóc.  

Kiedyś nigdy bym nie podejrzewała, że to napiszę, ale kocham ją i cieszę się, że jest. Tak po prostu. Nigdy nie będziemy najlepszymi przyjaciółkami, jak niektóre siostry. I nie musimy. Nasza relacja jest dobra taka, jaka jest.