Trochę dziwnie świat jest zorganizowany. W pewnym sensie jest w nim wiele światów. Miliony, miliardy światów, a każdy z nich to indywidualny ludzki byt. Oczywiście, żyjemy ze sobą, obok siebie, koegzystujemy, współistniejemy… jakoś przecież zorganizować się musimy w tym kosmosie ludzkości. Często zachwycają nas napotkane światy, bywa też, że odrzucają, bo za ciemne, za smutne, za straszne są by je znieść.
Ten świat generalny, który skupia wszystkie indywidualne światy, tworzy reguły. Takie ogólne zasady współżycia. Jakoś przecież funkcjonować musimy w tym tyglu ludzkich planet. Do tych zasad potem odnosimy prawie wszystko, wartościujemy zgodnie z nimi, tłumaczymy zjawiska i zdarzenia. Świat generalny, daje nam handbook i instrukcje jak żyć, żeby zmieścić się w regułach gry i nie wypaść z kosmosu.
Ze światami indywidualnymi jest już jednak trochę inaczej
Każdy człowiek to niezależna przecież planeta lawirująca z większą lub mniejszą gracją, w kosmicznej mgle wydarzeń i doświadczeń własnych. To one poniekąd nadają nam ton. Cierpliwie i z precyzją modelują matrycę, która nie ma drugiej sobie podobnej. Zapisane w niej informacje utkane są z tych wszystkich zdarzeń, których byliśmy uczestnikami. Na to jak je zinterpretujemy i jaki nadamy im sens składa się wiele czynników, ogólnie jednak każda jednostka dysponuje systemem przekonań, który do jednego jej służy: do rozumienia świata w ten jeden, jedyny, unikalny sposób.
Tak zorganizowane byty ludzkie, wyposażone w osobiste li tylko doświadczenia i kilka handbooków muszą sobie radzić w oceanie różnorodności. Życie wyraźnie przy tym pokazuje, że człowiek tylko tyle pojąć i zrozumieć może, ile sam doświadczył. Doświadczenia innych ludzi, jakie by one nie były, są doświadczeniami innych ludzi i tylko oni ogarniają je w całej ich odsłonie. Wszyscy inni, to obserwatorzy, przypadkowi przechodnie, którzy może i z jakiegoś powodu ocierają się o inny świat, ale z pewnością powodem tym nie jest wejście w buty innego człowieka. Tego zrobić nie potrafimy. Możemy współczuć, możemy próbować zrozumieć, sympatyzować, możemy cieszyć się cudzym szczęściem. Jak byśmy tego jednak nie robili, tak wszystko to będzie zaledwie naszą interpretacją danej sytuacji. I to też tylko taką, jaka w nasz kontekst akurat się wpasuje.
Ja dla przykładu dzieci nie mam…
Mam rzecz jasna zdanie (wiele zdań nawet) na temat posiadania potomstwa. Potrafię wyobrazić sobie bardzo szczegółowo, jakby to mogło być, gdybym to ja dziecko urodzić miała. Nie wiem jednak i nie będę wiedziała, dopóki własnego potomstwa nie powiję, co tak naprawdę znaczy dać życie, uwolnić nowy byt, do świata wielu bytów. Nie wiem i nie będę wiedziała, jakie to uczucie tulić małego człowieczka, tę cząstkę samej siebie, do własnej piersi. Wiem za to aż za dobrze, jak to jest mieć raka. Chorobę, która wchodzi w ciebie i dewastuje ci planetę. W tym temacie zatem jestem znacznie bardziej wykwalifikowana, by wczuć się w sytuację innego chorego, choć i tutaj jego doświadczenia mogą przecież być tak zasadniczo różne, że nie rozpoznam w nich wiele znanych mi z tego tematu odniesień.
Jeśli zatem tak jest, że cudzych doświadczeń nie potrafimy tak naprawdę odczuć, to czy po coś nam one w ogóle są? Skoro i tak sparzyć będziemy musieli się sami, aby poczuć czym jest ból?
Niektóre doświadczenia służą właśnie za przestrogę
Jeśli tylko rozumu trochę mamy i zechcemy przytomnie ocenić sytuację, to w ogień nie wskoczymy widząc jak ktoś, kto wskoczył, wije się teraz z bólu. Moje doświadczenie niestety podpowiada, że większość jednak w ten ogień i tak skacze myśląc, nie wiadomo czemu, że kogo jak kogo, ale ich to ten ogień nie sparzy. Taaa!? Ogień to ogień! Parzy i już. Arogancją jest myśleć inaczej. Bywa też, że zwykłą głupotą. I mówię to z doświadczenia. Sama głupia przecież byłam.
Inne doświadczenia mogą z kolei przynieść inspirację. Obserwując jak ktoś świetnie rozwija swój biznes, sami zechcemy zrobić coś, co może będzie początkiem nowego rozwoju zawodowego. Widząc, jak ktoś z determinacją próbuje realizować swoje marzenia, być może i my przełamiemy naszą własną stagnację w tym zakresie i zapiszemy się wreszcie na wymarzony kurs szycia, albo pójdziemy na przesłuchanie do Voice of Poland.
Są też doświadczenia na tyle mocne, że zmuszają nas do refleksji…
Tak jak zmusiły Famme Fatale w artykule na portalu Ohme. Historia Kasi Kowalczyk i Ani Szubert wyciska łzy chyba u wszystkich. Mało też kto nie pomyśli sobie, czytając o losach tych mega-kobiet, że tak po prawdzie, życie ma całkiem dobre. Tego rodzaju konfrontacje z historiami innych planet mają potencjał przemiany. Pod warunkiem, że nie będą ułamkiem chwili, bo tenże, zatrzyma nas może na ów ułamek, ale to by było na tyle. Łzę obetrzemy, poczujemy, że tak wiele od losu dostaliśmy i pójdziemy dalej swoją własną drogą mleczną po doświadczenia całkiem nowe. Po doświadczenia własne.
Taki układ spraw w Kosmosie poniekąd jasno pokazuje, że każdy ludzki byt ma swoją własną historię. Każda ludzka planeta przeżywa swoje własne wielkie i małe chwile. Własne kataklizmy, ale i momenty narodzin. Zestaw okoliczności dla każdego człowieka jest odmienny, a zatem i doświadczanie, przeżywanie tego, co nam się zdarza jest sprawą całkowicie indywidualną. To dlatego wypowiadanie opinii o innych, wyrażanie nasączonego kosmicznym ego zdania, jest takie całkowicie sensu pozbawione. Nie dość, że innych planet wcale to nie interesuje, to jeszcze najczęściej takie opiniowanie z reguły bywa chybione. Jeśli zatem o kimś w ogóle możemy się wypowiedzieć, to w zasadzie chyba tylko o nas samych. I to by było na tyle. Kwalifikacji brak nam bowiem na więcej.
Wszystko to skłania do raczej oczywistej refleksji… Dajmy szaleć innym planetom. Dajmy im żyć. Przyjmujmy od nich inspirację, przyjmujmy planetarne wsparcie, współistniejmy w tym naszym kosmosie, ale czyńmy to pamiętając, że nie naszą sprawą jest oceniać inny byt. Jesteśmy w stanie tylko tyle pojąć, ile sami doświadczyliśmy, a skoro tak, to jedynym mądrym wyjściem jest respektowanie innych planet takimi jakimi są. Z tą ich historią i z tą całą skomplikowaną serią wydarzeń, które wymodelowały je tak jak i nas…. na najlepsze z planet.