Go to content

Jesteśmy pełni złości, irytujemy się, a w gruncie rzeczy niczego tak bardzo nie potrzebujemy na świecie jak drugiego człowieka

Fot. iStock/Jasmina007

Jest późny wieczór przed Wigilią, dom już ucichł, choinka się świeci, pachnie makowcem i kapustą z grochem. Taki nasz domowy misz masz. Telefon co chwilę informuje mnie o kolejnych życzeniach przysłanych przez kolejnych znajomych. A ja piszę i w głowie układam listę, do kogo chcę zadzwonić.

Pewnie wykonam kilka telefonów, wzruszę się, popłaczę, porozmawiam z tymi, z którym nie rozmawiałam czasami i rok. Ale to nic, to nie ma znaczenia, naprawdę.

Święta wyzwalają w nas mnóstwo stresu i złości. Każdy się denerwuje, czy zdąży, czy wszystko będzie tak jak być powinno, czyli miło, smacznie, może i przez chwilę zabawnie. Na wdechu i spięciu siadam do stołów wigilijnych, pospiesznie, bo tak nauczyliśmy się żyć. Wszystko ma być szybko, nie ma chwili, by przystanąć, pomyśleć, usłyszeć własne emocje.

Odliczamy czas, kiedy po Wigilii zostaniemy sami, bez tych wszystkich oczekiwań, pytań i ocen wokół. „Już po wszystkim” – myślimy. Nie słyszymy tego żalu i smutku, tego wszystkiego, co kazałoby się nam zatrzymać. Wolimy się wkurzać, mówić, że właściwie po co te całe Święta, że to tylko dwa dni, że ta cała szopka, jak co roku kompletnie nie ma sensu.

Coraz więcej słyszę takich głosów. I myślę sobie, że większość z nas ucieka przed drugim człowiekiem, umniejszamy Święta, bo relacje, z jakimi przychodzi się nam w tym czasie zmierzyć, trudno udźwignąć.

Jest teściowa, która jak co roku zrobiła grzybową z ziemniakami, choć wie, że ty lubisz z makaronem. Jest siostra, która znowu będzie mówić najgłośniej i pokazywać przez cały wieczór filmiki ze swoimi dziećmi. Jest teść – dzisiaj myślisz sobie, że dla ciebie obcy człowiek. Przyjaciółka, do której nie wiesz czy dzwonić, bo ostatnio jakoś wam dalej do siebie…

Wielu nie ma… Ukochanej babci, żaden barszcz nie smakuje, jak ten, który ona robiła. Kolejny rok bez taty, a przecież to on zjadał najwięcej dzwonków karpia. Nie ma mamy, która by ręce całe w mące wycierała w świąteczny fartuszek witając was w drzwiach. Nie ma dziadka, który znał wszystkie kolędy i wyciągał tego dnia swój akordeon. Nie ma przyjaciółki, do której szliście zawsze z kolędą po Wigilii…

Święta to spotkania. Spotkania, których się boimy, których unikamy przez cały rok, ale w tym właśnie czasie trudno przed nimi uciec. Po co uciekać? Możemy tłumaczyć, że to nieważne, że na miejsce jednego człowieka, przyjdzie następny, że natura nie lubi próżni, że najważniejsi jesteśmy sami dla siebie. Tak, znajdujemy wiele wymówek, żeby nie spotkać się z prawdą, nie zderzyć się z pustką, samotnością, bólem.

A przecież prawdziwym szczęściem w te Święta powinno być dla nas spotkanie się z tymi, których kochamy. Możliwość spojrzenia sobie w oczy, przytulenia się, by poczuć, że nie jesteśmy sami, że obok nas, czasami na wyciągnięcie ręki, czasami na kilka sygnałów telefonu jest ktoś, kto wypełnia nas miłością i spokojem, dobrem. Tak, te spotkania są dobrocią. Dobrocią, która daje nam poczucie, że w całym tym wszechświecie jest ktoś, kto odbierze ten cholerny telefon, ktoś kto powie – „pamiętaj, że jestem” i ty wiesz, że jest naprawdę.

Zadzwoniła do mnie dzisiaj przyjaciółka mówiąc: „Wiem, że jesteś zalatana, ale musiałam zadzwonić, bo przez chwilę zrobiło mi się tak bardzo źle”. Za chwilę się śmiałyśmy opowiadając sobie o makowcach jak naleśnik i szybkim przepisie na śledzie i jaką koszulę kupić jej byłemu mężowi pod choinkę.

Pomyślałam, jak ogromną wartością – dla mnie jedną z najważniejszych – jest mieć choć jedną na świecie osobę, która cię rozumie, która nie ocenia, która nie zazdrości, a jeśli nawet, to mówi o tym otwarcie. Przy kim nie boisz się być sobą. Tak… nie boisz się być sobą…

W naszym życiu ludzie są w niezwykle ważni, wszyscy – ci którzy zjawiają się na chwilę, ci którzy zostają na dłużej. Ale każdy z nas powinien mieć chociaż jedną bliską mu osobę, o której wie, że nigdy go nie zawiedzie, że nie skrzywdzi, że zawsze będzie, zawsze – choćby minęło 10 lat od ostatniego telefonu. To ktoś taki, o kim myślimy i robi się nam ciepło w sercu, łagodniejemy, uśmiechamy się. To ktoś, kto budzi w nas dobre emocje, bez strachów, lęków, bez złości i zawiści.

Życzę wam wszystkim, abyście w te Święta mogli przejrzeć się w oczach takiej osoby, usłyszeć siebie w jej głosie. By każdy nadal miał kogoś takiego, kogoś, dzięki komu staje się lepszy, przy kim nie musi nic udawać. Kogoś, z kim po długim czasie może przegadać całą noc. Jakby czasu nie było i dzielących kilometrów.

Życzę wam, by oprócz wysyłanych w sieci życzeń, był ktoś, komu chcecie je złożyć osobiście, o kim myślicie, że jest dla was bardzo ważny.

Byście nie bali się zadzwonić, zapukać do drzwi… Bo ten ktoś też tam czeka i wy o tym wiecie, choć tak bardzo obawiacie się, że jest inaczej, że to już za późno… Nie dowiecie się, jeśli nie sprawdzicie.

Życzę wam, byście mieli komu podziękować za to, że po prostu jest.

Jeśli zwlekacie z jakimś telefonem, z powiedzeniem komuś „Dziękuję” i „Kocham”, to teraz jest ten czas… Magiczny, który otwiera nas na drugiego człowieka…

Niech te Święta będą dla was cudownymi spotkaniami.