Kochana Przyjaciółko!
Minęło dziesięć lat, odkąd rozmawiałyśmy. Tak naprawdę, szczerze. Ale wydaje mi się, że gdybyśmy stanęły dziś przed sobą objęłybyśmy się serdecznie i jak dawniej zrozumiały bez słów. Czy to się jeszcze nam przydarzy? Nie wiem. Mamy swoje życia. Twoje – dokładnie takie, jak je sobie wymarzyłaś. I moje, niczym nieprzypominające dziewczęcych marzeń. Tak wiele się wydarzyło…
Oglądałam niedawno zdjęcia z mojego ślubu. Przyszłaś z mężem, byłaś blada i zmęczona. Taka inna niż zawsze. Jedynie dobry, ciepły blask twoich oczu pozostał ten sam. Dlaczego zauważyłam to dopiero wtedy, gdy dostałam do ręki ślubny album? Taka byłam zajęta sobą i swoim szczęściem… Tam, po ceremonii, podeszłaś, uścisnęłaś mnie mocno i powiedziałaś „wyglądasz dokładnie tak, jak sobie ciebie wyobrażałam”. Wzruszyłaś mnie. Właściwie nadal mnie wzruszasz tymi słowami. Bo jesteś w nich cała Ty.
Pamiętasz? W szkole od razu usiadłyśmy obok siebie, w jednej ławce. I tak zostało na długie, osiem lat. Ani razu się nie pokłóciłyśmy, choć byłyśmy tak bardzo różne…
Twój spokój i mój wieczny niepokój. Twój uśmiech i mój smutek. Twoje uczucia: jasne, proste, widoczne jak na dłoni. I moja skrytość, introwertyzm. Twoja lojalność. Zawsze, bez względu na wszystko. I ręka, wyciągnięta po to, by pomóc, wesprzeć, ale nigdy nie skrytykować. Stałyśmy za sobą murem. I choć nasza więź była wyjątkowa, nigdy nie musiałyśmy mieć siebie „na własność”. Były przecież też inne przyjaźnie, a między nami ani grama zazdrości.
Twoje pierwsze miłości… Było ich tak dużo! Śmiałyśmy się obie, jak wielkie i pojemne masz serce. Chłopcy… zakochiwałaś się w nich na zabój. Każdy z nich miał być „na zawsze”. A potem cierpiałaś, płakałaś, a ja pocieszałam cię tak, jak umiałam, w Twoim pokoju z sufitem oblepionym gwiazdkami. Takimi, które świecą, kiedy zgasi się światło. Odtwarzałaś mi z kaset swoje ulubione piosenki, tak różne od moich ulubionych. Ale wtedy to nie było ważne. W tamtym pokoju, one stawały się na trochę NASZYMI piosenkami.
Pamiętasz jeszcze karteczki, które pisałyśmy do siebie na lekcjach? Znalazłam kilka z nich w domu moich rodziców. I zdjęcia, ze szkolnych bali karnawałowych. Ty zawsze przebierałaś się za królewnę, ja – za dobrą wróżkę… I to kiczowate, metalowe serduszko z napisem „best friend”, które przedzieliłyśmy na pół i nosiłyśmy na srebrnych łańcuszkach jego dwie połówki, pamiętasz? Oczywiście, że ciągle je mam.
A twoje zeszyty? Pożyczałam je od ciebie, kiedy chorowałam, żeby przepisać lekcje. I odnosząc, zostawałam u ciebie na godzinę, dwie. Moja mama, wiedząc o tym, prosiła mnie zawsze wtedy „tylko nie na pół dnia”… To były takie dobre, jasne czasy.
Już wtedy zastanawiała mnie twoja pewność. Wiedziałaś zawsze, jak chcesz żyć. Ja mówiłam, że nie wiem, że mam czas, że chcę wszystkiego spróbować. Wierzyłaś we mnie, mówiłaś, że mogę wszystko… Minęło tyle lat. Nie spróbowałam „wszystkiego”. Czas przeciekał mi przez palce. To ja miotałam się od celu do celu. Jedne studia, drugie, trzecie… Nieudany związek, dziecko… I w końcu małżeństwo, które okazało się porażką.
Ale Ty? Zobacz, jak to się poukładało. Tak szybko wyszłaś za mąż, masz dwie, wspaniałe córki. I to jest twój świat, ten, o którym marzyłaś, do którego dążyłaś.
Jesteś, Droga Przyjaciółko, o wiele ode mnie mądrzejsza życiowo. Jesteś o wiele prawdziwsza, lepsza. Zazdroszczę Ci trochę życia, które choć może bywa monotonne, jest poukładane, dobre.
Nasze drogi rozchodziły się powoli, bo dokonywałyśmy innych wyborów. Najpierw inne liceum, potem studia… Ale ścieżkę prowadzącą od mojego domu do Ciebie mam wyrytą w pamięci. I tę szybszą, na skróty, przed dwa pagórki – też.
Życie… Tak wiele się zmieniło. Pamiętam nasze obietnice. Że zawsze będziemy o sobie myśleć dobrze. Wiesz, czasem myśl o tobie jest tym, co ratuje mnie od smutku.
Wiem, że jesteś szczęśliwa, że zrealizowałaś to, o czym zawsze marzyłaś. Marzenia… Przysięgałyśmy sobie, jeszcze jako nastolatki, idąc do innych szkół, że je spełnimy. Zwierzałyśmy się sobie z tych najskrytszych, zapisywanych w pamiętnikach. Tak bardzo mi dziś brak tej naszej naiwnej, szczerej wiary w to, że się uda.
Oddaliłyśmy się od siebie tak bardzo… Nie dzwonimy, nie odwiedzamy się. Wyjechałaś do innego miasta. Nie wysyłam już nawet do Ciebie SMS-ów z życzeniami na urodziny, choć tę datę mam głęboko w sercu, odkąd pamiętam. Tak, jak twój numer telefonu, od lat ten sam.
Wiem, że nie będziemy już, jak dawniej, częścią swojego życia. Ale marzę sobie czasem o naszej rozmowie w twoim pokoju z sufitem w gwiazdki. Straciłam Cię z oczu, ale nie z serca.