Romans dwudziestolatki z pięćdziesięciolatkiem to dla nas dziś nic zaskakującego, prawda? Czasem patrzymy na takie związki z politowaniem, czasem skupiamy się na ich mimowolnych ofiarach (żona, dzieci). Zaskakuje nas natomiast zawsze miłość od pierwszego wejrzenia, to, że można ulec fascynacji drugą osobą nie wiedząc o niej nic. W przypadku tej niezwykłej pary było podobnie, a ich pierwsze spotkanie zaważyło nie tylko na ich osobistych losach, ale i na losach wielu innych ludzi…
Tego wieczora prywatna komnata Juliusza wypełniona była prezentami. Co ciekawe, były to głównie figurki kotów: z jadeitu, kamienia, z kamieni szlachetnych. Władca stał i patrzył na te koty, powitalne podarunki składane przez egipskich ministrów. Chciałby wyrazić jakieś słowa podzięki, ale zmęczenie i irytacja zaczynały już dawać mu się we znaki. Spojrzał na wykonany z fioletowego, barwionego kamienia posążek kota stojący na stole, uwagę przykuły jego oczy. Były ewidentnie krzywe, przez co zwierzątko wyglądało co najmniej dziwnie.
Myśli Juliusza wybiegły w przyszłość, przyjechał tu przecież w konkretnym celu: miał rozwiązać konflikt między prawowitymi władcami Egiptu: bratem i siostrą. Czy sprawy potoczą się po jego myśli?
Z zadumy wyrwały go kroki mężczyzny, który wszedł do komnaty niosąc na ramionach… dywan. „Jeszcze jeden prezent” – pomyślał zmęczony Juliusz, ale z zainteresowaniem przyjrzał się niewolnikowi. – Co tam masz? – zagadnął go z ciekawością. Mężczyzna nie odpowiedział. Zamiast tego, z wielką ostrożnością położył dywan na ziemi i odplątał krępujący go, gruby węzeł. Potem jednym, energicznym pociągnięciem rozwinął dywan.
– Przedstawiam wam moją królową, panie – powiedział Sycylijczyk, a oczom Juliusza ukazała się… Kleopatra. Przypłynęła do pałacu pod osłoną nocy, bo obawiała się o własne życie. Miała wówczas 21 lat, Cezar był tuż po 50-tce. Jej pojawienie się zrobiło na Juliuszu dokładnie takie wrażenie, jak to sobie zaplanowała. Aż podskoczył ze zdziwienia. Nie takiego widoku się spodziewał, ale też nie był to widok niemiły jego oczom. Reszty dokonał jej urok osobisty i jego dobre chęci.
Czy była piękna? Na pewno za piękną uważali ją jej współcześni. Uroda rzecz względna, ale Kleopatra miała jeszcze wiele innych przymiotów. Choć Rzymianie umyślnie przedstawiali ją jako rozpustną kusicielkę, która wykorzystuje swój seksapil jako broń polityczną, ona mogłaby być bardziej znana ze swojego intelektu niż urody. Mówiła dziewięcioma językami, a kształciła się w matematyce, filozofii, wygłaszaniu mów i astronomii. Starożytny pisarz Plutarch twierdził, że piękno Kleopatry „nie jest w ogóle porównywalne”, i że największym jej atutem jest miękki, „miodopłynny” głos.
W każdym razie spotkanie tych dwojga miało jeden, główny cel. Kleopatra była wówczas młodą, zdeterminowaną na odzyskanie należnej jej władzy kobietą, a Cezar zdecydowanie mógł jej to umożliwić. Dlatego należało zrobić wszystko, by uległ jej czarowi. Z resztą, to nie było trudne. Siła Kleopatry nie leżała w jej łagodnym, dziewczęcym usposobieniu, a przede wszystkim w jej inteligencji i sprycie. Cezar akurat te walory u kobiet bardzo cenił.
– Czy jesteś panie, rzymskim generałem i senatorem, wielkim Juliuszem Cezarem? – spytała Kleopatra kuszącym, melodyjnym głosem i z uśmiechem zrobiła kilka kroków w jego kierunku. Gdy odpowiedział jej skinieniem głowy, uśmiechnęła się z pewnością siebie i usiadła obok niego, w miękkim, wygodnym fotelu.
– Oddaję się do twojej dyspozycji – powiedziała patrząc na Cezara bardziej kocim spojrzeniem niż wszystkie otaczające ich koty podarowane Juliuszowi przez Egipcjan. Cezar był urzeczony. Tę noc, a także następne spędzili razem.
Tak zaczął się romans władczyni Egiptu i rzymskiego Cesarza. Czy to była miłość od pierwszego wejrzenia? Tak byśmy dziś powiedzieli. Jedno jest pewne, dla tych dwojga w tamtym jednym momencie czas się na chwile zatrzymał…. Reszta jest historią…