Go to content

„Ja ci pokażę, że jestem ciebie warta. Jestem fajna, piękna, interesująca, lepsza od niej”

Fot. iStock/JTSorrell

Gdy usłyszałam ten dźwięk, wiedziałam, że zwiastuje coś złego. Czułam, od dawna miałam złe przeczucia, które wyśmiewałeś. Przecież to ja byłam winna. To ja spojrzałam w bok, pozwoliłam sobie na szaleństwo, które w końcu ktoś chciał mi dać. Byłam wyrachowana? Nie. To nie było zaplanowane. Ot, światełko w ciemności.

Dźwięk był cichy. Wiedziałam, że to od Niej. Czułam intuicyjnie, że Ona gdzieś jest. Kiedyś ktoś Was widział. Powiedział mi, nie uwierzyłam. Ani wtedy, gdy dla mnie ciągle cię nie było. Nie przyjmowałam do wiadomości, że Ty możesz spojrzeć w bok, no przecież to ja byłam tą winną, pełną wad. Szukałeś w Internecie  płyty z muzyką, taką idealną do biegania, myślałam że dla mnie, ale nie była jednak mi przeznaczona. Nawet gdy wracałeś nad ranem, wmawiałam sobie, że to zwykłe spotkanie z pracy. Kumple, piwo, rozmowy o tym, o czym ja nie miałam pojęcia. Choć błysk w twoim oku był. I twój basen, coraz częściej, no przecież to normalne, że się o siebie dba. Nie umiałam sprawić, byś mnie zauważył. Nie chciałam się narzucać, pewnie przeżywałeś mój bok, przyjęłam to jako pokutę, za ten mój bok.

Dźwięk zabolał. Jeszcze bardziej to, co ze sobą niósł. Ona istniała, była tuż obok. Od kilku miesięcy, intensywnie, namiętnie, nie tylko wirtualnie, słodko od marcepanu, którym się codziennie zajadaliście w przerwie. Najpierw wzięłam winę na siebie, bo to moja wina. Mea culpa. Jestem taka niedoskonała, żałosna, to ja nie mogłam patrzeć na swoje odbicie w lustrze. Ty byłeś przecież nieskazitelny.

A jednak…
Ty mogłeś spojrzeć sobie w twarz? Jak?

Karmiąc mnie złudzeniami, rozmowami o niczym, tłumacząc się nawałem pracy.
Każde zdanie od Niej, każde zdanie do Niej bolało. Było ich tak wiele, że zamazały się w czarną plamę. Potem przebłyski. Znajdowałam odpowiedzi na pytania, gdzie byl lunch. Wspólny. Spacer. Wspólny. Impreza. Wspólna. Drink. Wspólny. Basen i sauna. Wspólnie. Pomoc dla Niej, od razu,
mi jej nie udzielałeś, a ja nie naciskałam. To była przecież kara za mój bok.

A Ty? Żałowałeś, że ktoś wszedł do biura i Wam przeszkodził. Praca razem, biurko w biurko. Maile głównie niesłużbowe. I plany. Wypad w góry, na które codziennie patrzycie. Do Aquaparku albo na termy, bo tak lubicie wodę albo na sushi. Przecież trzeba próbować nowych rzeczy. Karteczki zostawiane w biurze, takie romantyczne liściki, żeby umilić dzień. Wyjścia z biura na chwilę, podobno na papierosa, a przecież ty nie palisz. Robienie kanapek i sałatek sobie do pracy, bo zaczynasz żyć zdrowo. Na pewno w Jej towarzystwie smakowały słodziej. O tak, było słodko, coraz goręcej. Przerwałam Wam.

Nie wiedziałam, że można wylać tyle łez, że przez kilka miesięcy można czuć zimno, nie mieć apetytu. Być robotem. Nie mieć siły na nic.

Zostawić cię?
Nie wiem. Boję się.
Tak. Uciec jak najdalej.
Nie. Ja ci  pokażę, że jestem ciebie warta. Jestem fajna, piękna, interesująca, lepsza od niej. Duma schowana do kieszeni. Nie rozumiałam, że chodziło tylko o to, że Ona była inna. Ja w domu, co z tego, że do typowej kury domowej w dresach sporo mi brakowało. Zawsze zadbana. Uśmiechnięta. Świetnie zorganizowana. Studia skończone, kilka kierunków, praca dorywcza, by skupić się na synku. Być żoną idealną. Plany zawodowe odłożone na potem. A ona? Miała cię całe dnie, podczas gdy ja skomlałam o wspólny wieczór. Nie miałam siły żądać. Zrobiłeś, co chciałeś. Mimo obietnic, były wyjścia, bankiety, liściki, tańce, wspólne posiłki, spotkania, kontakt nie tylko służbowy. I wypad w góry. Co z tego że na szkolenie, że szef kazał, że będzie mnóstwo ludzi. Błagałam. Krzykiem. Płaczem.

Ostygłam. Zablokowana. Mój bok jest wspomnieniem. Może z sentymentem. twój jest wciąż obok. Dziś umiem odejść. Nie pozwalasz, ale jednocześnie nie mówisz czemu i nie robisz nic, by pozwolić mi odejść lub spróbować walczyć. Może przestałeś mnie unieszczęśliwiać. Czy dajesz szczęście? Tego nie wiem.
Mogłeś.

Możesz, jeśli podejmiesz wysiłek.
Jestem spakowana. Gotowa odejść. Do kogoś? Nie. Nikogo nie ma. Czy będzie? Nie myślę o tym. Najpierw ja. Patrzę tylko na wprost. Już nigdy w tył ani w bok.

autorka: Poli-Ann