Czy to nie ironia?” – śpiewała Alanis Morisette – Spotykasz mężczyznę swojego życia, a chwilę potem poznajesz jego piękną żonę”. O tak, to się zdarza, nie tylko w piosenkach, ale również w prawdziwym życiu. Kiedy jednak zakochujesz się w mężczyźnie związanym z twoją najlepszą przyjaciółką, to już prawdziwa katastrofa. Czy jedyne, co możesz teraz zrobić, to odejść?
Przede wszystkim musimy sobie uświadomić, że takie „zakazane” miłości zdarzają się niezwykle często. Zakochiwanie się w chłopaku czy narzeczonym własnej przyjaciółki jest dość powszechne. Jeśli tego doświadczyłaś, padłasz ofiarą czegoś, co przytrafia się wielu ludziom. Dlaczego? Powody są prostsze niż mogłoby się nam wydawać.
Załóżmy, że słyszysz o nim od jakiegoś czasu. Widzisz go jej oczami, pełnymi zachwytu i zauroczenia. Słyszysz to, co najlepsze (pamiętajmy, że wątpliwościami lub niepokojącymi zdarzeniami na pierwszym etapie związku nie dzielimy się z przyjaciółmi tak chętnie, jak chwilami wspólnego szczęścia, zatem obraz ukochanego twojej przyjaciółki może być nieco „zaburzony”, odmienny od rzeczywistości). Kiedy się spotykacie masz wrażenie, że go już trochę znasz. A przede wszystkim – spodziewasz się kogoś wyjątkowego, bo atmosfera wokół tej osoby była budowana już od dłuższego czasu. Dodatkowo jesteś go bardzo ciekawa. Uważasz, że skoro skradł serce tak wspaniałej osoby, musi być kimś wyjątkowym. Jeśli jesteś więc bardzo blisko związana z przyjaciółką, możesz być sama już trochę „zadurzona” w tajemniczym facecie, o którym słyszałaś tyle dobrego.
Poza tym, bardzo często zdarza się, że osobom, z którymi się przyjaźnimy i dobrze rozumiemy, podobają się ci sami mężczyźni. Jeśli więc obie gustujecie w wysokich blondynach o konkretnym kręgu zainteresowań, nie zdziw się, gdy przyjaciółka przedstawi ci partnera twoich marzeń. Jak to się wydarzy? Po prostu zadzwoni któregoś dnia i zaproponuje spotkanie. Staną razem w drzwiach kawiarni, a tobie… zrobi się zimno i gorąco, i błogo jednocześnie Serce będzie krzyczało „to on”, ale rozum karze ci się szybko opamiętać. I dobrze. W tym wypadku obowiązuje „prawo pierwszeństwa” i… lojalność.
Oczywiście, czym innym jest bujanie w obłokach i fantazjowanie na czyjś temat, a czym innym przejęcie inicjatywy i podjęcie konkretnych działań, czyli zdrada, flirtowanie (otwarte lub dyskretne) z partnerem bliskiej osoby. Tego, jeśli jesteśmy uczciwi i nie chcemy nikogo skrzywdzić, nam nie wolno. Niech to będzie jasne.
Zakochałaś się? Cierpisz? Wiesz, że to prawdziwa miłość, taka, która zdarza się raz na milion lat? Trudno. Najlepiej teraz wycofać się, choć na jakiś czas odsunąć na bok, zadbać o własny spokój emocjonalny, nie dopytywać, nie dążyć do wspólnych spotkań. Przecież ich widok, zakochanych, szczęśliwych, objętych sprawia ci podwójny ból. Po pierwsze, wiesz, że nigdy nie będziecie razem. Po drugie, masz wyrzuty sumienia związane z tym uczuciem. Uważasz, że jesteś „nie w porządku”, winisz się za całą tę sytuację. Niepotrzebnie. Wszystko zależy od tego, co z tym wszystkim zrobisz.
Świat zna i takie historie, w których z takiej dziwnej „trójki” zostaje tylko para zakochanych. I partner przyjaciółki zostawi ją dla nowej ukochanej. Ktoś kogoś zostawi, gdy poczuje, że i on znalazł prawdziwą bratnią duszę. Miłość rządzi się swoimi prawami, dlatego, jeśli uważasz, że mógłbyś kogoś swoim uczuciem skrzywdzić, spróbuj w porę się zatrzymać i nieco „oprzytomnieć”.
A romans z mężczyzną własnej przyjaciółki to już całkiem inny rozdział. Tym, którzy zechcą go napisać, podpowiem jedynie, że przyjaźń o wiele trudniej znaleźć niż stracić. I że rzadko kiedy warto podejmować takie ryzyko, nawet dla miłości lub czegoś, co może byś przecież jedynie chwilowym zauroczeniem. Cóż, takie jest życie.