Truman był w rozterce. Przez długi czas uchodził za obiecującego genialnego młodego pisarza. Ale we wrześniu 1957 roku, kiedy ze zdumieniem odkrył, że ma już trzydzieści trzy lata, wciąż jeszcze nie mógł pochwalić się dziełem literackim, którego od niego oczekiwano. Truman miał prawie tyle samo lat co Norman Mailer, który nie tylko napisał Nagich i martwych, doskonałą powieść o wojnie na Pacyfiku, lecz także dwie inne obszerne pozycje. Truman natomiast miał w swoim dorobku jedynie drobnicę.
Prezentujemy fragment książki „Kobiety Capotyego”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa ZNAK.
W minionych miesiącach pojechał do Japonii, aby napisać dla „New Yorkera” sylwetkę Marlona Brando. Tekst okazał się zabawny i kontrowersyjny, ale nie na tyle, aby podtrzymać reputację autora jako poważnego powieściopisarza. I chociaż Truman zdawał sobie sprawę, że jego dopiero co ukończone opowiadanie Śniadanie u Tiffany’ego jest czymś wyjątkowym, z pewnością nie było ono dziełem gwarantującym mu nieśmiertelność.
Latem 1958 roku Truman i Jack wybrali się na grecką wyspę Paros, gdzie Truman miał czas i przestrzeń, aby kontemplować swoją literacką przyszłość. Dostanie się na wyspę wymagało ośmiogodzinnej przeprawy z Aten, więc miejsce to nie przyciągało wielu turystów, a para literatów zatrzymała się w uroczym hoteliku z widokiem na morze.
Mimo że Trumanowi bardzo podobało się na Paros, wciąż jeszcze nie wymyślił tematu swojej wielkiej powieści, więc nie czuł się tam najlepiej. Dobrze szło mu czerpanie z doświadczeń dorastania w Monroeville, ale w znacznej mierze zdążył już wykorzystać ich potencjał. Potrzebował czegoś nowego, czegoś mocnego.
Pisarz uwielbiał spędzać czas ze swoimi bogatymi przyjaciółkami. Miały gust oraz styl i żyły na wysokościach, w świecie niedostępnym dla osób z zewnątrz. Truman jednak był tam mile widziany. Mając na uwadze W poszukiwaniu straconego czasu Marcela Prousta, klasyczną powieść o francuskiej arystokracji, Truman postanowił w podobny sposób zaprezentować współczesną elitę, opierając się głównie na historiach opowiedzianych mu przez zamożne łabędzice.
Wyciągnąwszy notatnik, Truman zapisał kilka nazwisk, z których miały wykluć się bohaterki jego powieści, w tym znane członkinie współczesnej socjety, takie jak księżna Windsoru czy Elsa Maxwell. Zarówno księżna, jak i jej mąż, były król Wielkiej Brytanii, cieszyli się w wyższych sferach statusem świętych. Nie dało się napisać o tym świecie bez uwzględnienia utytułowanej pary. Z kolei Elsa Maxwell prowadziła rubrykę towarzyską, urządzała przyjęcia i cieszyła się ogromnym poważaniem śmietanki towarzyskiej bogaczy, czym zasłużyła sobie na miejsce w historii Trumana. Początkowo wziął pod lupę tylko jedną ze swoich łabędzic, C.Z., co nie znaczyło jednak, że nie zamierza uwiecznić w swoim dziele także pozostałych.
Napisał do Bennetta Cerfa z Random House, aby poinformować go, że pracuje nad „czymś naprawdę dużym”. Dodał: „To moje opus magnum, książka, o której nie mogę wiele opowiadać, żeby nie wzbudzić podejrzeń moich »modeli«. Na pewno cię zelektryzuje, kiedy przedstawię ci zarys (pod warunkiem że nikomu nie piśniesz o niej słowem). Zatytułowałem ją Wysłuchane modlitwy, a jeśli wszystko dobrze pójdzie, myślę, że okaże się odpowiedzią także na moje” W listopadzie 1958 roku Truman wydał Śniadanie u Tiffany’ego, swoją pierwszą beletrystykę od siedmiu lat. Główną bohaterką tego opowiadania jest Holly Golightly, sierota wychowana w Tulip w stanie Teksas, która wkrótce po ukończeniu czternastych urodzin wychodzi za mąż za Doca Golightly’ego, lekarza koni i wdowca z czwórką dzieci. Ten blisko pięćdziesięcioletni weterynarz nie dość, że nie obarcza swojej młodej żony żadnymi obowiązkami, to jeszcze opłaca prenumeraty wszystkich magazynów, które ona ma ochotę czytać. Doc sądzi, że zapewnia małżonce życie godne pozazdroszczenia, ale nie zna jej sekretnych pragnień.
Holly odchodzi od męża i dociera do Nowego Jorku, gdzie zarabia na życie jako dama do towarzystwa zamożnych biznesmenów, przy okazji polując na bogatego męża. Truman uznał dwudziestoletnią Holly za przedstawicielkę „całej grupy dziewczyn, które żyją dzięki hojności mężczyzn, choć nie są prostytutkami – współczesnych gejszy”.
W 1968 roku Truman udzielił wywiadu dla magazynu „Playboy”. „Napisałem o Holly nie tylko dlatego, że tak bardzo ją lubię, ale ponieważ symbolizuje ona wszystkie te dziewczęta, które przybywają do Nowego Jorku i niczym jętki wirują w słońcu, aby po chwili zniknąć. Chciałem ocalić choć jedną z nich przed anonimowością i zachować wspomnienie o niej dla potomności”.
Holly Golightly zyskała status jednej z najbardziej godnych zapamiętania żeńskich postaci literackich XX wieku. Pod koniec lat pięćdziesiątych w amerykańskiej mentalności zachodziły głębokie zmiany. Całe rzesze czytelniczek, a także czytelników, utożsamiały się z Holly, która w konwencjonalnym ujęciu była niemoralna. Wieczory spędzała z mężczyznami, którzy dawali jej pięćdziesiąt dolarów na toaletę. Co czwartek udawała się do więzienia Sing Sing, aby przekazywać tajne wiadomości szefowi mafii, a kradzieże sklepowe uważała za nieszkodliwą rozrywkę.
Truman wiedział, że w Nowym Jorku roiło się od takich kobiet jak Holly – które przyjechały do metropolii, mając do zaoferowania wielkiemu miastu niewiele więcej poza urodą i młodością. Niektóre z nich znajdowały męża albo karierę, ale większość kończyła z niczym. Kiedy traciły świeżość, dopasowywały się albo wyjeżdżały, w gorszej sytuacji niż wtedy, gdy zaczynały.
Holly i cała grupa podobnych do niej dziewczyn zrezygnowały z bezpieczeństwa na rzecz wolności. Oczywiście „wolność” była złudna i wiele młodych kobiet sądziło, że znajdzie ją w cieniu bogatego mężczyzny. Często kończyły z czymś dokładnie odwrotnym, podobnie jak bohaterki Edith Wharton sprzed półwiecza.
Od początku snutej przez Trumana opowieści było jasne, że Holly nie skończy dobrze. Na ostatnich stronach Śniadania u Tiffany’ego dziewczyna układa się z szemranym biznesmenem i musi opuścić Nowy Jork. Kiedy wyjeżdża z biletem w jedną stronę do Brazylii, nie prosi o przewodnik ani rozmówki portugalskie, ale o „listę pięćdziesięciu najbogatszych mężczyzn w Brazylii” i dodaje: „ Nie wygłupiam się”.
Gdy ludzie z Hollywood nabyli prawa do ekranizacji Śniadania u Tiffany’ego, było wiadomo, że oryginalne zakończenie zostanie zmienione. Od chwili, gdy na ekranie pojawiła się aktorska para – Audrey Hepburn (Holly) i George Peppard (jej sąsiad z góry) – widzowie wiedzieli, że bez względu na trudności oni muszą być razem. Tych dwoje miało się doczekać szczęśliwego zakończenia, którego los odmówił tak wielu prawdziwym kobietom z kręgu przyjaciół Trumana.
Kobiety takie jak Holly były ogromnie rozczarowane tym, co dał im los. „O problemie tym nikt nie mówił, przez wiele lat pozostawał głęboko ukryty w umysłach Amerykanek – napisała Betty Friedan w 1963 roku w Mistyce kobiecości, książce, która zapoczątkowała współczesny ruch feministyczny. – Od ponad piętnastu lat pośród milionów słów, które zostały napisane o kobietach i dla kobiet we wszystkich felietonach, książkach i artykułach, w których eksperci wmawiali kobietom, że spełnienia powinny szukać w roli żony i matki, nie padło ani jedno mówiące o tej tęsknocie”.
Holly Trumana składała się z tych samych pragnień, które wrodzona błyskotliwość pozwoliła mu dostrzec w Amerykankach wcześniej od niemal każdego innego autora. Dokładna analiza sytuacji znalazła się zatem nie w literaturze naukowej, lecz została wpisana w zmyśloną historię. Kiedy Holly czuła się „parszywie”, wrzucała w siebie seconal, przez co było jej trochę lepiej, ale pragnienie nigdy nie mijało. Zostało z nią na zawsze.
Holly była pierwszą z łabędzic. Nie miała ich pieniędzy i mogła pochwalić się tylko jedną sukienką Mainbocher, ale chciała tego samego co one: bogatego męża. A łabędzice przeważnie wcale nie radziły sobie lepiej od Holly.