Idąc przez miasto, rozglądam się po ludziach i widzę chłopców pięknych, wypachnionych, zaczesanych, wyprasowanych. Dosłownie – widzę chłopców, a nie rasowych mężczyzn, typowych rycerzy, co za swoją księżniczką na białym koniu za siedem gór i rzek zawędrują. Trochę to smutne, bo nawet ci, którzy bujnym zarostem twarz zdobią, nie traktują go jak atrybut męskości, ale look, który idealnie pasuje do koszuli w kratę. Powoli jawi mi się obraz prawdziwego mężczyzny jako gatunku umierającego. Nie tylko ze względu na coraz delikatniejszy wygląd. Ugrzecznieni, wycofani, z nosem w elektronicznych urządzeniach, płaczą z bólu nad złamanym paznokciem lub plamą na sweterku w romby. Przesadzam? Trochę, ale mam powody, by narzekać na formę dzisiejszej „męskości”.
Hej, mała, bzykasz się?
Kobiety noszą spodnie, uderzają pięścią w stół, częściej rządzą mężczyznami w świecie polityki. W sumie to nie najgorzej, bo właśnie o to walczyły feministki, chcąc porzucenia jarzma kobiety udomowionej i zdominowanej. Przejmują stery w wielu dziedzinach życia uniezależniając się i odsuwając od często niezdecydowanych facetów. Przez przypadek odbierają im szansę nie tylko bycia równoprawnym partnerem, ale i bohaterem. Kiedyś obowiązywał rycerzy kodeks honorowy, którym posługiwali się jeszcze panowie – dżentelmeni – w okresie dwudziestolecia międzywojennego. A teraz?– „Hej mała, bzykasz się, czy trzeba z tobą chodzić?”. Zmieniają się czasy, zmieniają i ludzie, nie zawsze na lepsze. Coraz mniej w młodym pokoleniu tych dżentelmenów, coraz więcej podziału na „macho prostaków” lub tych, co w obawie o własną gębę, nie odważą stanąć w obronie zaczepianej kobiety.
Kobieta mnie bije!
Nie będę skupiać się dosłownie na kwestii przemocy. Chodzi o coś innego, co rozkłada mnie totalnie na łopatki. Na przystanku w centrum miasta siedziała grupa chłopaczków w wieku gimnazjalnym siedziała zaprowadzając własne „porządki”. Rozrzucali butelki, pluli pod nogi innym ludziom łuskami po słoneczniku. Obok stała grupka dorosłych „mężczyzn”– zero reakcji. Zwyczajnie ręce mi opadły, bo ja będąc kobietą zareagowałam. Oni patrzyli niepewnie. Zrobić coś, czy nie zrobić? Takich mamy obecnie wielu facetów, bez odwagi cywilnej, bezradnych. I także oni dają przykład i przyzwolenie na zachowania, które kiedyś były nie do pomyślenia.
Kobieto, zdejmij spodnie, pozwól wykazać się mężczyźnie
Nic nie dzieje się bez przyczyny. Rozmawiałam jakiś czas temu z terapeutką o małżeństwach i owa psycholożka powiedziała coś, co mnie uderzyło: „A jak dzisiaj chłopcy mogą stać się mężczyznami, skoro to kobiety noszą spodnie? Kobietom tylko wydaje się, że robią to dla siebie, budują własną siłę, a to nie prawda. Dążąc do samowystarczalności, z pominięciem silnego męskiego ramienia działają na swoją niekorzyść, bo nie tylko pozbawiają się wsparcia, ale i zdzierają z facetów spodnie zwalniając ich z odpowiedzialności za swoją postawę”.
Przed oczami stanęło mi moje małżeństwo. Zrobiłam dokładnie to samo, co robią dziesiątki innych kobiet – zaczęłam pozbawiać mojego faceta męskości. I nie ja jedna dziwiłam się później, że wszystko muszę sama, on jest taki niedomyślny, leniwy i zupełnie do kitu. Nieprawda! A kobiety zapędzają się i dalej– nie tylko redukują męskość swoich facetów, ale robią to także swoim synom.
Ucz syna być mężczyzną!
Tak, w kwestii wychowania moich synów jestem staroświecka. „Dzień dobry, przepraszam, kobieta przodem” – to jedynie niektóre z haseł, które funkcjonują w naszym życiu na co dzień. Nauczę synów odsuwania krzesła, pomocy przy wkładaniu wierzchniego odzienia, kupowania kwiatów. Apeluję o to samo do innych matek – wymagajcie od dzieci. Może wtedy, w czasach deficytu dobrych wartości, zacznie się coś zmieniać na lepsze. Mężczyzna będzie mężczyzną z wychowania i z zachowania, bez względu na to, czy służy w armii, czy pracuje w księgowości. Synów nauczę o wiele więcej rzeczy, tak, by ich dziewczyny czuły się nie tylko bezpieczne, ale i kochane. Jako matka, nie chcę wstydzić się za mężczyzn, których wychowam.
PS: Jeśli znajdą się urażeni tym tekstem mężczyźni, powiedzcie mi o tym. Z radością przyjmę, że tych „prawdziwych mężczyzn” jest więcej, niż sądzę, tylko nie miałam szczęścia ich spotkać.