Go to content

Fejsbukowicze… 7 typów ludzi, których (o zgrozo) też masz na Facebooku

Fejsbukowicze... 7 typów ludzi, których (o zgrozo) też masz na Facebooku
Fot. iStock / Tijana87

Facebook. Źródło wiedzy wszelakiej. Alfa i Omega nowości, naleciałości, politycznych przekonań, związkowych przemyśleń, dom odhodowanego czternastego kurczaka w grze Farmville. Obowiązkowy dodatek do porannego siku i długich, nudnych godzin w PKS-ie z Kielc do Warszawy. To tutaj dowiecie się, że Ania już nie jest w związku z Marcinem, koleżanka z liceum urodziła czwarte dziecko, podczas gdy wy przygarnęłyście dopiero trzeciego kota. Wybiegając w przyszłość nie dziwnym byłoby posługiwać się socialowym loginem w urzędach i na poczcie. Niby „ja tu tylko na chwilkę”, niby paluchem pomiziam dwa razy i wracam do raportów, ale wszyscy wiedzą doskonale, jak marnie kończy się „chwilowa” ucieczka w telefon. Abstrahując od pojemności konta w facebookowych przyjaciół i tempa zdarzeń na głównym wallu, oto typy ludzi, których na Facebooku ma każdy. A jak nie teraz, to za chwilę. Filar socialowej rzeczywistości w pigułce.

Dzieciaci

Ciężki przypadek. I o ile ci, którzy dzieci urodzili dawniej niż dwa tygodnie temu, są do zniesienia, o tyle  świeżo upieczeni są specyficzni. Od piętnastej minuty życia dziecka wiecie, że jest już na świecie, a każda nadchodząca z czasem zmiana w organizmie/otoczeniu na pewno zostanie skrupulatnie odnotowana. Tak na wszelki wypadek gdybyście nie zauważyli, że pięciomiesięczny syn kolegi z podstawówki właśnie siedzi, to wspomniany znajomy zrobi wam szesnaście poklatkowych zdjęć z dokładnym opisem. Później zdrobni imię syna, żeby spotęgować odczuwanie i doda kilka słów kluczy każdej dziecięcej sesji: okruszek, pączuś, ptyś, kluseczka. Nie zapominając ważnego – opisywanie sesji najlepiej dokonać w pierwszej osobie liczby mnogiej: siedzimy, broimy, zrobiliśmy kupę na nocnik. Tak przygotowane zdjęcia nie mają prawa przejść w sieci bez echa i poruszyć waszych serc w taki czy inny sposób. Wiem, co piszę. Reprezentowałam frakcję dzieciatych dwa razy.

Podróżujący

Ci sami, którym raz zazdrościsz tak, że masz ochotę pogryźć wezgłowie sypialnianego łóżka, a raz na siłę przekonujesz samą siebie, że to, co osiągnęłaś, jednak jest ważniejsze niż jakieś tam Bali i kitesurfing na Rodos.  Użytkownicy sieci, na myśl o których nostalgicznie przechylasz kieliszek czerwonego wina nucąc Besame Mucho, mają prawdopodobnie kalendarz z gumy, a dni ustawowo wolne od pracy magicznie mnożą w komórce po ciemku. Ci sami, którym próbujesz nie popłakać się w rękaw umawiając się na oglądanie panoramicznych klatek z wybrzeży Galapagos. Dokładnie oni, którzy wrzucając kolejne albumy z dzikich rejonów Amazonki łechtają patyczkiem w twoim otwartym sercu. Nagle odczuwasz, że dwadzieścia cztery zdjęcia znad miejskiego kąpieliska, zamkniętego dwa tygodnie wcześniej przez sanepid, trzeszczą biedą, a to selfie z dmuchanego basenu w ogrodzie u sąsiadki to już w ogóle nieporozumienie.

Cytatowcy

Matko kochana.  Zdjęcia tulącej się pary, brzegu morza w okolicach zachodu słońca, rąk trzymanych w duecie w akompaniamencie mądrości życia. „Jeśli o coś dbasz, to trwa”, „Ludzie każdego dnia poprawiają swoje włosy, dlaczego nie serce”, „ Niezałożone buty będą bardziej niezałożone niż założone”, „Gdyby Ryszard kupił masło, to by było”, rozumiecie. Powiedzcie, że nie macie tych poczciwin. Przecież każdy ma. Grupa, która wywlecze po czasie każde, nawet najbardziej cierpliwe oczy, na lewą stronę. Niegroźna. Same Paula Coelho polskiego internetu. Ludzie niosący przesłanie.

Pomagacze

Jeżeli średnio dziesięć razy dziennie wyskakuje ci przed oczami jakiś poturbowany pies lub kot z opalonym wąsem, masz pewność, że natknąłeś się na klasycznego pomagacza. Niegroźni, wręcz niezwykle empatyczni ludzie, którzy zbawiają świat na łamach social media. Idealnie grają na emocjach kobiet z szalejącymi  poporodowymi hormonami i na matkach. Dobrze, że są. Zwiększają szansę na odnalezienie szczęścia istotom bezbronnym, a małych szczeniaków na wallu przecież nigdy dosyć.

Zakochani

Pamiętacie ten czas kiedy mogliście wylizać po sobie łyżeczkę od herbaty, która już dawno była czysta? Pamiętacie ilość cukru, który płynął w waszych żyłach zamiast krwi i zawijał wokół serca jak na wyścigu żużlowym? Pomnóżcie to przez nieskończoność, dodajcie kilka serduszkowych emotikon i wrzućcie na Facebooka. Et voila. Jesteście sieciowymi zakochańcami. Przerzucający się na zmianę hasłem kto kogo kocha bardziej, łechtają na początku wasze serca z lodu, rozpuszczają wieczne zmarzliny, finalnie ingerują w żołądek. I nie to, że jesteście nieczułymi draniami bez empatii i zrozumienia, ale nadmiar miodu skutecznie zalewa zwoje doprowadzając do zwarcia. Zakochanym trzeba dać się wyszaleć w myśl starej maksymy: „wszystko co dobre, ma swój kres”. Właściwie to przestańcie przeżywać, bo pomyślą, że czegoś wam brakuje.

Ludzie, których nie znam

Przyznaję się bez bicia, mam kilka przypadków. Kliknięte odważnie „zaproś” po butelce wina w chłodne, październikowe popołudnie, kiedy na jedno oko patrząc na zmianę katowałam następny odcinek „Na Wspólnej” i przeczesywałam portal społecznościowy, tutaj skończyło się marnie. Od jednej pochopnie przeprowadzonej akcji przez następne pół roku zastanawiałam się, kim jest ten cały Marek. Dlaczego wyskakują mi jego powiadomienia?  Odrzuciłabym, ale co będzie, jak się domyśli? Nie będzie mu przykro? Jezus Maria, ile ja właściwie mam lat, przypomnijcie mi?

Ludzie bez twarzy

Podglądacze. Założyli konta tylko po to, żeby szpiegować życie miłości z podstawówki. Nie mają  żadnego zdjęcia, nie uzupełniają statusów, a jak coś szerują na ścianie to zazwyczaj wirus, kliknięty z ciekawości lub spam o bonach na nowego smartfona. Ludzie przez długie lata wychodzący z założenia, że bez Facebooka da się żyć, złamani ostatecznie przez coraz częstsze przytyki i naciski znajomych z pracy. Grupa godna zainteresowania, przy której macie większe prawdopodobieństwo napicia się kawy rozmawiając, a nie buszując z twarzą przyklejoną do ekranu telefonu.

Grup tych mrowie. Sama na myśli mam już kilka nowych. I chociaż wiemy, co nam się w nich nie podoba i co nad wyraz irytuje, sami zasilamy te szeregi. Rodzimy dzieci, zakochujemy się, odchodzimy. Najważniejsze to zachować do siebie dystans. Do siebie i do całej otaczającej rzeczywistości.

A Ty? Którą grupę reprezentujesz?