O Ewie Minge napisano już wiele i to niekoniecznie w pozytywnym świetle. Informacje na jej temat najczęściej jednak skupiały się wokół tego, ile przeszłą operacji plastycznych, do kogo próbuje się upodobnić, dlaczego nosi peruki. Ona sama po 11 latach postanowiła publicznie wyznać, że choruje na białaczkę. O wszystkim opowiedziała w „Dzień dobry TVN”.
Minge przyznała, że pracuje w specyficznej branży, która nie kojarzy się z chorobą, w której udaje się, że wszyscy jesteśmy piękni, młodzi i szczęśliwi. Diagnozowanie jej choroby trwało bardzo długo, białaczka udawała wszystko, co jest możliwe. W rozmowie z Kingą Rusin i Piotrek Kraśko, Ewa Minge mówi, że o jej chorobie wiedziały zaledwie trzy osoby, że do wyboru miała załamać się, poddać, albo walczyć. Przyznała, że jej leczenie kosztowało wiele pieniędzy, musiała się poddać leczeniu eksperymentalnemu. Miała do wyboru – umrzeć zostawiając synom cały majątek, zapożyczyć się i walczyć, zapożyczyć się, a i tak umrzeć i zostawić najbliższych. To był dylemat, z którym się zmagała. Już wiedząc o chorobie miała swój pokaz w Paryżu, a później w Nowym Jorku.
Dlaczego nie powiedziała głośno, dlaczego choruje? Mogła przecież uciąć spekulacje na temat swojego wyglądu. Minge podkreśliła w DD TVN, że była jedyną ostoją swojej rodziny, jedynym filarem, także finansowym, najbliżsi widzieli w niej silną kobietę, gdybym się poddała, załamała, nie pomogliby jej, wręcz przeciwnie, lecieliby razem z nią na dół. Jak podkreśla Minge, ta potrzeba bycia silną na zewnątrz bardzo jej pomogła.
Jej synowie o chorobie dowiedzieli się przypadkiem, kiedy krzyczała do telefonu na dziennikarza, który zadzwonił z pytaniem, czy to prawda, że choruje na raka. Informację otrzymał od człowieka, który po Ewie Minge wszedł do lekarza i zobaczył jej dokumentację medyczną. Projektantka ostrzegła, że jeśli jakakolwiek informacja wypłynie, skończy się to sprawą w sądzie.
źródło: DD TVN