Koniec, koniec. Dziś wagary od bycia miłą, grzeczną i kochaną. Wrr. Wczoraj pół dnia chodziłam z telefonem w kieszeni, czekając aż z wycieczki zadzwoni mój syn (o ja, nadopiekuńcza), robiłam zakupy na jego ulubiony obiad, upiekłam ciasto. Wisiałam na telefonie wspierając kilka moich przyjaciółek, sprzątałam, gotowałam obiad, pracowałam. Stresowałam się. Pracą, koleżankami, no i dzieckiem, które na moją wiadomość odpisało tylko: „Aha”. Ahaaaaaaa?!!!! Phi, to po co ja to ciasto piekłam?! Służąca mam na imię?
Jedna z moich koleżanek (matka trójki dzieci) zerwała się o czwartej. Gotowała, prała, sprzątała. Potem spędziła cały dzień pracy w korpo ze straszną szefową, której nic się nie podoba. Szefowa wampir, a zaraz potem dzieci piranie. Lekcje, zabawy, gry, rozwiązywanie sporów, a wieczorem… wieczorem trzeba było pomóc mężowi przy ważnym projekcie.
– Co zrobiłaś dla siebie? – spytałam
– Dla siebie? – zdziwiła się.
Auć. Tak, dla siebie, dla siebie. Wiadomo, najbardziej to my potrafimy być dobre dla innych. Pomóc, nie urazić, zaopiekować się. Niektóre z nas dużo krzyczą (koniec, koniec z tym, na zawsze), a potem wracają do ulubionej roli. „Dzień dobry, jestem paź podnóżek. Sprzątam, gotuję, prasuję, robię dobrze i tu, i tam”.
Wczoraj postanowiłam z przyjaciółką. Czwartek 9 czerwca to dzień dobra. Nie, nie dla dzieci, partnerów, naszych koleżanek, szefowych, rodziców, ciotek, babć. Dzień dobra dla nas. Kto dołącza? Wystarczy przestrzegać kilku zasad.
Po pierwsze…. rano się nie zrywaj ( no, dziś już wstałaś, więc zacznij dzień dobra od 10. i kontynuuj do 9 rano następnego dnia). Poleż chwilę w łóżku, zastanów się czego byś dziś chciała, jakie masz plany.
Po drugie… myśl o tym, jaki to będzie dzień obrazami. Jeśli chcesz iść na randkę, wyobraź sobie jak będzie fajnie, co zjesz, gdzie pójdziecie, co zrobicie potem. Wyobrażaj sobie ten dzień, nawet pracę w miły sposób. To cię nastroi pozytywnie. Nasze życie to w dużej mierze nasze myśli.
Po trzecie… zapisz swoje plany. I niech 30 proc. tych planów zajmą przyjemności. Ustal co zrobisz dla siebie. Pójdziesz na fitness zamiast znów jechać na drugi koniec miasta do przyjaciółki czy stać przy garach. Albo właśnie pojedziesz do przyjaciółki, do której miałaś już jechać milion razy. Zrezygnuj z mniej ważnych rzeczy, a przyjemności „wykonaj” koniecznie. To twój dzień.
Po czwarte… bądź choć przez 20 minut sama. Idź na spacer, zamknij się w pokoju, poleż w łóżku. Moja przyjaciółka ( matka trójki) uważa, że myślenie o sobie to strata czasu. Aaaaaaaa, nie mogę tego słuchać. Myślenie o sobie to zastanawianie się czego się chce, co przeszkadza, co można zmienić, jak można spełnić swoje marzenia. To jest bardziej niż potrzebne!
Po piąte… jeśli jesteś na kogoś zła, masz żal, nie ukrywaj tego. Odważ się, powiedz co myślisz. Zobaczysz jaka to ulga.
Po szóste… przełam rutynę. Zrób coś nowego. Zastanów się, czego ci brakuje. Oczywiście, dziś nie skoczysz na spadochronie, ale możesz zadzwonić i zapisać się na skoki w weekend. Marzyłaś o języku? Poszukaj kursów wakacyjnych. Zrób coś, co cały czas odkładasz, a co chodzi ci po głowie. A dziś? Może pojedź inną trasą do pracy, wróć inną, wyjdź wieczorem, pojedź na spacer za miasto.
Po siódme… przełam rutynę w myśleniu i zachowaniu. Jeśli całe życie się kontrolujesz, dziś się nie kontroluj. Idź na lody, kup sobie czekoladę, zrób coś innego „dziecięcego”. Jeśli raczej ulegasz impulsom, dziś bądź kobietą zen. Zobacz, że kontrola nie jest taka trudna i daje mnóstwo satysfakcji. Po co to? Żebyś zrozumiała, że tylko ty masz wpływ na swoje zachowania.
Po ósme… cały dzień myśl: czy to mi sprawia przyjemność, czy ja tego chcę? Jeśli czegoś nie czujesz, po prostu tego nie rób. No jakoś wszyscy przeżyją ten jeden dzień z tobą dobrą przede wszystkim dla siebie.
Napiszcie wieczorem jak wam poszło:)